29

1.4K 146 17
                                    

Jak na złość, telefon nie dzwonił mi cały dzień, dopóki nie wychodziłam już z pracy. Numer Dany'ego zaświecił się na ekranie, przez co byłam zmuszona odebrać. Nigdy nie ignorowałam jego telefonów. To było jednak dziwne, że dzwonił dzisiaj, skoro wczoraj byłam u nich w domu. Mógł załatwić tę sprawę wcześniej.
- Hej - powiedziałam do słuchawki, czekając na odpowiedź. Nastała chwilowa cisza.
- Brenda - odezwał się. Na pewno był w samochodzie. Jego głos był zagłuszony odgłosami trąbiących samochodów oraz działającą klimatyzacją. Od razu przypomniałam sobie o podgrzewanych fotelach, pragnąc znaleźć się w środku wozu. Pogoda była dzisiaj koszmarna. Nad miastem wisiała chmura zwiastująca deszcz. Nie lubiłam deszczu, a ostatnią rzeczą, o której marzyłam, był konkurs mokrego podkoszulka. - Masz coś zaplanowane na dzisiaj?
- Czekaj - przeszłam przez bramki, które dzieliły mnie jedynie od upragnionej wolności, od razu czując luz. Poza tym Smith skończył już zmianę, więc nie musiałam go dodatkowo oglądać. Dzień powoli nabierał kolorów.
W głowie od razu przeskanowałam plan na dzisiejszy wieczór. Co miałam dzisiaj robić? Poza zamówieniem chińszczyzny i oglądaniem Netflixa mój wieczór raczej był jednym z wolniejszych. - Aktualnie nie mam konkretnych planów, kochany.
- Wiedziałem, że cię przekonam, skarbie. - Widziałam oczami wyobraźni, jak uśmiecha się na moją odpowiedź. Dawno już się tak nie przezywaliśmy. - Za chwilę będę pod twoją pracą. Kończysz już, prawda?
Cieszyłam się z jego wyczucia.
- Tak, kończę - odparłam, przekładając telefon do lewej ręki, prawą rezerwując sobie na masywne drzwi, które musiałam wybrać zamiast automatycznych z powodu awarii.
- Przeszkadzam ci w czymś? - słyszałam śmiech Dany'ego, gdy stękałam z powodu ciężaru, który teoretycznie musiałam udźwignąć. Pilnie musiałam wrócić na siłownię. Najlepiej od jutra. Albo poniedziałku. Tak, to była dobra decyzja.
- Głupie drzwi - mruknęłam tylko, gdy ledwo co udało mi się znaleźć po drugiej stronie. Podniosłam wzrok, napotykając czarny samochód, a w nim kiwającego Dany'ego.
- Wsiadaj, strongmenko - usłyszałam w słuchawce, po czym rozłączyłam się w pośpiechu podchodząc do drzwi.
- Gdybym nie rozmawiała przez telefon, poszłoby mi dwa razy szybciej - mruknęłam poddenerwowana. Nadal oddychałam ciężko po aktywności, jednak nie chciałam tego po sobie poznać, próbując nabrać kilka głębszych wdechów, zapinając pas bezpieczeństwa.
- Jasne - sarknął, przez co uśmiech sam cisnął mi się na usta.
- Od zawsze byłam niezależną kobietą - powiedziałam w momencie, gdy pierwsze krople deszczu, powoli zapełniały wolną przestrzeń na przedniej szybie samochodu. Skarciłam się za niesprawdzenie pogody. Mogłam wracać w takich warunkach, jeżdżąc metrem, do którego również wsiadały takie gapy jak ja. - Musiałam nią być.
- Na szczęście teraz już nie musisz - odwróciłam się do niego, gdy w końcu mogłam normalnie oddychać. To było jednak pojęcie względne, gdy wszystkie mięśnie w środku zaciskały się jak węzły z powodu nadchodzącej rozmowy. Wiedziałam, że szykuje się ona, odkąd matka prawie zaręczyła mnie z Bradem na weselu Aggie i Granta. Widziałam w jego oczach, że martwił się o mnie. Nie chciał, bym znowu cierpiała. Ja również nie chciałam powtórki z rozrywki.
- Dany - westchnęłam. Nie wiedziałam nawet, gdzie jechaliśmy. Na pewno nie w stronę mojego domu. Powinniśmy skręcić na skrzyżowaniu w prawo. Czyli albo jechaliśmy do niego albo rodziców. Świetnie.
- Mi możesz powiedzieć wszystko. Jestem twoją rodziną, Brenda - zaczął. - W zasadzie jak starszy brat boję się, że znowu wkręcisz się w jakieś bagno.
- Nie martw się. Już w nie wdepnęłam - oparłam rękę o podłokietnik, kładąc na nią głowę. Krople deszczu z każdej strony padały równym strumieniem, robiąc za tło naszej rozmowy. Trochę depresyjne, ale przynajmniej trochę uspokajało moje nerwy. - Gdzie jedziemy?
- Do Aggie.
Rozluźniłam sie, bardziej rozkładając na fotelu. Dopiero teraz zrozumiałam, że nie byłam przygotowana na konfrontację z rodzicami. Już na pewno nie z mamą. Nie powstrzymałabym się od kąśliwych uwag dotyczących mojej samodzielności w doborze życiowego partnera. Wiedziałam, że obie miałyśmy w tym temacie dużo do powiedzenia. Na pewno ta rozmowa nie skończy się pokojem. Dlatego tak bardzo bałam się imprezy ojca. Zbliżała się dużymi krokami. Musiałam się na nią mentalnie przygotować. Na razie mogłam jedynie pomarzyć, że wyjdę z tego tą samą osobą.
- Mogę cię o coś spytać? - Nawet nie zauważyłam, że w samochodzie zapadła dziwna cisza, przerywana jedynie dźwiękami dochodzącymi z zewnątrz.
- Pewnie - spojrzałam na Dany'ego z profilu. Nie dziwiłam się, czemu Brooklyn nadal była zakochana w tym mężczyźnie. Po pierwsze im był starszy, tym był przystojniejszy. Po drugie rozumiał kobiety. W końcu za młodziaka miał ich po pęczki. Na pewno zdążył rozgryźć mózg kobiety lepiej od nas. - Co chciałbyś wiedzieć?
- Kochasz Harry'ego? - zapytał prosto z mostu. Wstrzymałam wdech, czując, że to nie będzie łatwa rozmowa.
- Nie uważasz, że to za szybko? - odparłam. Oczywiście, że znałam odpowiedź na jego pytanie. Moje ciało pokazywało to na każdym kroku, jakbym była rozwiązłą kobietą, którą nie byłam.
- Sama mi powiedz - zerknął na mnie, wracając wzrokiem w stronę jezdni. Utkwiliśmy w korku. Mieliśmy więcej czasu na rozmowę. Genialnie. - Chociaż ja uważam, że to za szybko dla twojego serca.
- Od kiedy jesteś terapeutą od związków damsko-męskich? - zaśmiałam się, próbując pozbyć się napięcia w dolnych partiach mięśni. Niestety nie pomogło. Zamiast tego spięłam się jeszcze bardziej.
- Nie odwracaj kota ogonem, Brenda - ruszyliśmy się z dziesięć metrów do przodu. Kto by pomyślał, że o godzinie szesnastej drogi będą zapchane korkami. Dlatego prawdziwi nowojorczycy jeździli metrem. Czyli tym, czym powinnam właśnie jechać.
- Lubię go - wykrztusiłam w końcu. - Bardzo go lubię, Dany.
- Ale - zaczął za mnie, zachęcając mnie do zwierzeń. Parsknęłam pod nosem, ale odpowiedziałam mu.
- Ale boję się, że on tego nie czuje.
- Klasyczny problem młodych par - stwierdził, włączając wycieraczki. Deszcz zmógł się, jakby rozumiał, co naprawdę działo się w mojej głowie. Natura się ze mnie śmiała. - Musisz mu o tym powiedzieć, bo inaczej nigdy się nie dowiesz, czy też cię bardzo lubi.
- Gdyby to tylko było takie łatwe - burknęłam. Dany chyba nie wiedział, z kim tak naprawdę rozmawiał. Przed nim siedziała królowa niezręcznych sytuacji oraz pecha życiowego. To nie mogło pójść tak po prostu. - Nie jestem tobą. Nie mam takiej odwagi.
- W zasadzie to Brooklyn wyznała mi pierwsza miłość - powiedział po krótkim zastanowieniu. Zmarszczyłam brwi, gdy poczułam, że coś mi się nie zgadzało.
- Myślałam, że to ty byłeś pierwszy. Podczas biwaku w liceum? Brooklyn mi tak zawsze opowiadała. No wiesz, milion komarów. Wy i natura. Romantyczny wieczór przy ognisku. - Dany zamyślił się na chwilę, uśmiechając lekko pod nosem. Pragnęłam się dowiedzieć, co działo się w jego głowie. O czym myślał? A co ważniejsze, kto mówił prawdę? - To kto ma rację?
- To jest jej wersja. Poza tym koledzy śmialiby się, gdyby dowiedzieli się, że stchórzyłem w najważniejszym momencie mojego życia. Straciłbym w ich oczach uznanie - zaśmiałam się. No tak, kodeks facetów. Przechyliłam głowę, czekając na dalszą historię. Może jednak nie będę miała dzisiaj koszmarów po nocach. - Tak naprawdę to wyglądało to trochę inaczej.
- Zamieniam się w słuch - zapewniłam go.
- Tydzień przed zachowywałem się jak kompletny dupek i co chwila wywoływałem kłótnie - zaczął. Ruszyliśmy do przodu, gdy deszcz powoli zaczął słabnąć. Od razu włączyłam radio, by zastąpić czymś nową ciszę. - Brook myślała, że chcę z nią zerwać.
- Nie dziwię się jej.
- Mówiła, że chodziłem jak przez sen. Co było prawdą, bo pomagałem wtedy tacie przy samochodach i zasypiałem bardzo późno. Nie miałem dla niej czasu i ta sama wymówka już jej nie starczała - włączyliśmy się do ruchu. W zasadzie nie patrzyłam już na krajobraz, który mijaliśmy. Historia Dany'ego zaciekawiła mnie bardziej niż powinna. Uwielbiałam, gdy opowiadał. Miał do tego dar. - W końcu wyciągnęła mnie na jakąś imprezę do jej przyjaciółki i uchlała się na niej. Gdy zawoziłem ją do domu, zaczęła płakać i krzyczeć na mnie, że nie mogę z nią zerwać, bo ona mnie kocha.
- To bardzo do niej podobne - stwierdziłam. Brooklyn stawała się kupką emocji nawet po jednym drinku. Na weselu miałam tego przykład. Nie potrafiła się pozbierać. - Po alkoholu się rozklejała.
- Dlatego gdy dwa dni później wyjechaliśmy na biwak klasowy, wyznałem jej miłość. Nie bałem się, że mnie odrzuci, bo już wiedziałem, jak odpowie.
- Czy ona o tym wie? - zapytałam, śmiejąc się pod nosem, gdy Dany położył palec na ustach. - Okej. Czyli trzymać język za zębami?
- Nie ma innej opcji - pokręciłam głową, powracając na swoje dawne wygodne miejsce, kładąc nogę na nogę. Spojrzałam na drogę, marszcząc przy tym nos. Jechaliśmy w stronę domu rodziców. Do domu Aggie czy nawet ich trzeba było skręcić później. - Wiem, co myślisz. Tak, jedziemy do rodziców, ale będzie też tam Aggie. Więc nie kłamałem.
- Dany - westchnęłam, kładąc rękę przy skroni. To było ostatnie miejsce, gdzie chciałam postawić teraz nogę.
- Jeżeli zrobi się gorąco, obiecuję, że odwiozę cię do domu - złapał za moje ramię. Co mogłam zrobić?
Nie mówiłam mu, że już było mi ciepło, a co dopiero gdy staniemy na podjeździe. Tam to dopiero będzie ogień.

Chłopak z metra | H.S. Where stories live. Discover now