26

1.7K 167 36
                                    

Wprowadziłam kilka poprawek.

Po wczorajszym wieczorze czułam ciągłe pieczenie okolic policzków. Nigdy w życiu nie upokorzyłam się tak jak wtedy, dlatego za każdym razem, gdy dostawałam smsa od Harry'ego, czułam narastający rumieniec. Ostatnią rzeczą, jaką chciałam, to spotkanie się z nim, gdy sprawa nadal była świeża, dlatego zostało nam pisanie wiadomości tekstowych. Pisał o trwających próbach do imprezy rodziców i o tym, że potrwają raczej do późnego wieczora, a ja zastanawiałam się, czy naprawdę chciałabym uczestniczyć w całym tym przedstawieniu, skoro moja matka i Brad będą wśród tłumu. Nie wyobrażałam sobie spotkać się z nimi twarzą w twarz. Gdy zaczynałam mieć ten obraz przed oczami, od razu panikowałam i próbowałam zajmować się innymi rzeczami, które wymazałyby mi te sceny. Po odpisaniu na smsy, chowałam telefon do szafy i zajmowałam się zadaniami na dzisiejszy dzień pracy. Chociaż raz cieszyłam się, że całą uwagę musiałam poświęcić papierom, które kurzyły się na moim biurku i potrzebowały szybkiej odpowiedzi. 
Nigdy nie zastanawiałam się, jak bardzo moje życie było zależne od rodziców, dopóki nie dowiedziałam się o całej ustawionej przyszłości z Ethanem i Bradem. Przez te wszystkie lata mama i tata próbowali wychować mnie na dobrą córkę i porządną osobę. Zapłacili za moje studia i pierwsze mieszkanie, aż sama nie stanęłam na nogi. I nawet pomimo narzekań mamy dotyczącej wyboru moich studiów i namowy na studia prawnicze, w inny sposób nie chcieli wtrącać się w moje życie. Tak przynajmniej myślałam. A mając na myśli ich, oczywiście mówiłam o matce. Ojciec nigdy nie wpadłby na pomysł, by zeswatać mnie z synem swojego prawnika. Chyba. To byłoby przynajmniej dziwne, gdyby z jego ust wyszła ta inicjatywa. Nie powinnam winić go za kaprysy swojej matki, dlatego po prostu stwierdziłam, że przed całą ceremonią, która miała się dziać w niedzielę, zabiorę go na bok i spróbuję dowiedzieć się, jak najwięcej tylko potrafiłam. Jeżeli okaże się, że mieszał w tym palce, wyjdę zanim wszystko się zacznie. Jeżeli będzie nieświadomy całej sprawy, wejdę do środka i będę udawała idealną córkę, a później porozmawiam z matką na osobności. Tata zasługiwał na to, by być na tym spotkaniu towarzyskim. To było ukoronowanie wszystkich jego starań i tego, jak poświęcił życie swojej pracy, by nam żyło się lepiej.
Po siedemnastej dostałam wiadomość od Aggie, bym wstąpiła do Brook na kawę. Cieszyłam się z ich inicjatywy, ponieważ poświęcałam im coraz mniej czasu przez to, że ich życie nie kręciło się wokół rodziców i mnie. Teraz miały swoich mężów. Brook miała również córeczkę. Nie należałam do ich codzienności, dlatego całe zaproszenie było dla mnie wyróżnieniem oraz chwilą wytchnienia od pokręconego życia, które aktualnie wiodłam.
Poza tym wizja spędzenia kolejnego wieczoru przy Netflixie i chińszczyźnie powoli zaczynała być dołująca. 
Kilkanaście minut później znajdowałam się już pod posiadłością Brooklyn, przecierając wygniecioną koszulę, którą założyłam przy samym wyjściu ze względu na to, że nie przemyślałam pogody. Trudno było przyzwyczaić się do wychodzenia z domu z kurtką w ręku, kiedy jeszcze dwa tygodnie temu koszulka z krótkim rękawem była wystarczającą odzieżą, którą musiałam założyć.
- Hej. Wchodź, bo zamarzniesz na dworze - uśmiechnęłam się, gdy Dany otworzył mi drzwi i wskazał ruchem ręki, bym do niego przyszła. Od razu przywitałam się z nim, przytulając się do jego klatki piersiowej. Od kiedy stał się tatusiem, schudł pięć kilo i przybrał więcej tkanki mięśniowej. Razem z Brooklyn śmiałyśmy się, że jego kryzys wieku średniego dopadł go szybciej niż powinien. - Jesteś zimna jak szkielet.
- Nic nie mów - odparłam, próbując rozgrzać swoje ramiona przez pocieranie ich dłońmi. - Na szczęście taksówkarz był na tyle miły, że włączył mi podgrzewanie siedzenia.
- Jak będziesz tak dalej robić, to będziemy spotykać się z tobą w szpitalu na oddziale - zza rogu wyszła Aggie, która najwyraźniej musiała podsłuchać chwilę naszej rozmowy z Danym. Standardowym moim zachowaniem byłoby przewrócenie oczami, ale tym razem zrezygnowałam z tego na rzecz przytulenia jej. Tak dawno nie spędzałyśmy ze sobą dnia wolnego, że bałam się, że za dużo czasu poświęcam się swojej karierze i niespodziewanym chłopakom. Czułam się winna.
- Dobrze cię widzieć, Aggie - wciągnęłam słodki zapach jej perfum, szczerząc się na jej widok. Aggie jaśniała, patrząc się, jak powoli się do niej zbliżałam. - Gdzie jest reszta?
- W kuchni - odpowiedziała. W tym samym momencie Dany wszedł do salonu, gdzie na pewno siedział już Grant zakopany w kolejnym meczu, który akurat leciał w telewizji. - Mamy jeszcze jednego gościa. 
- Kto to? - zmarszczyłam brwi, gdy nie potrafiłam sobie skojarzyć, z kim utrzymywała kontakty Brooklyn jak i Aggie. Nie znałam ich koleżanek z podwórka. Zazwyczaj bawiłam się jedynie z nimi. 
Gdy weszliśmy do kuchni, otworzyłam szeroko oczy na widok siedzącej Safiry, która popijała kawę, śmiejąc się z tego, co powiedziała przed chwilą Brooklyn. Safira była moją ostatnią myślą. 
- Co za niespodzianka - odezwałam się pierwsza, witając się z dziewczynami po kolei. To było dziwne, widząc Safirę w mieszkaniu Dany'ego i Brook. Nie kojarzyłam, by kiedykolwiek dziewczyny trzymały ze sobą kontakt. To fakt, Safira była w wieku Brooklyn i możliwe, że kiedyś spotkały się na mieście, ale poza mną, nie miały wspólnych znajomych. Przynajmniej tak myślałam. - Co tu robisz?
- Odwiedzam swoją dawną przyjaciółkę - odpowiedziała, przez co wydałam się jeszcze bardziej zaskoczona. - Znamy się ze studiów.
A to było dopiero zaskoczenie.
-  Od zawsze wiedziałam, że Devon to palant. - Brooklyn nie zostawiła mi nawet chwili na przyswojenie nowych wiadomości, wracając do ich wcześniejszej rozmowy, która o dziwo dotyczyła przyszłego ex- męża Safiry. Myślałam, że Brook go nie znała. Widocznie byłam w błędzie. Znowu. - Poza tym nie tylko on.
Czułam, że rozmowa zaczynała spływać na tematy, które nie miały nigdy dotrzeć do moich uszu, ponieważ Brooklyn od razu się speszyła i spojrzała na mnie lękliwym wzrokiem. Tak samo zrobiła Safira, która wydawała się przerażona i chwilowo nieobecna duchem. Brooklyn i Safira były przyjaciółkami. To było dziwne. Nie mogłam przyporządkować tego do żadnych wspomnień, gdy wspomniałyby ten mały, wielki szczegół, że znały się w przeszłości. Widocznie nie tylko wskazówki Ethana musiały opuścić moją głowę od razu po ich dostaniu. Czy byłam aż tak mało spostrzegawcza?
- Ale dość o nim. Czas porozmawiać o tobie, Brenda - spojrzałam na stół, na którym stała w pół wypita whisky. Zastanawiałam się, czy nie uraziłabym gospodyni, gdybym poprosiła o jedną szklankę alkoholu. Albo trzech. Musiałam wszystko przetworzyć. - To prawda, co stało się z Ethanemi i Bradem? Czemu nic nie mówiłaś i siłą musiałam wyciągać wszystko z Safiry?
- Brook - westchnęłam. Nie miałam siły na nowo opowiadać całej historii. Nadal nie przetworzyłam wszystkiego, co działo się teraz. 
- Nie brookuj mi tu teraz, Brenda. - Spojrzała na mnie, jakbym to ja zawiniła całej sytuacji. - Jesteśmy twoimi siostrami. Zawsze mówiłaś nam wszystko.
- Ale wy jesteście blisko z mamą - odparłam. To była prawda. Od dawna o tym wiedziałyśmy. Po prostu tego nikt nie wypowiadał głośno. - Nie chciałam popsuć wam jej idealnego wizerunku. W końcu całe życie mieszkałyście w bańce mydlanej.
- Głupotko. - Brooklyn pokręciła głową, nie dowierzając moim słowom. - Widzimy, jak mama cię traktuje. Myślimy, że to nie w porządku. Już dawno nie myślimy o niej jako idealnej mamie. Nie jesteśmy ślepe. Poza tym znasz nas.
Aggie pokiwała jedynie głową, przysłuchując się naszej rozmowie, stojąc przy wyjściu na korytarz. Rozmawialiśmy tak kolejne dwie godziny, dopóki mój telefon nie zaczął wibrować w mojej kieszeni.
 Jeżeli to będzie wiadomość od mamy, to od razu ją skasuję - pomyślałam. Nie miałam na nią nerwów.
O dziwo był to Harry.
Stwierdziłam więc, że skończył próbę i chciałby chwilę porozmawiać. Nie odzywał się od kilku godzin. W zasadzie, od kiedy nie opuściłam budynku pracy.

Od Harry:
Wiem, że jest trochę późno, ale masz może wolny wieczór?

Przygryzłam wargę, odczytując smsa. Nie byłam przygotowana na tak szybką defensywę z jego strony. Widocznie moje przedstawienie nie wpłynęło na niego tak jak na mnie. 
- Kto to? - zapytała się Safira, popijając swoją kawę. 
- Harry - odpowiedziałam. - Widocznie skończył już próbę. Pyta się, czy mam wolny wieczór.
- Oczywiście, że masz. - Brooklyn wyszarpała telefon z mojej ręki, wpisując na nim odpowiedź. Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc do końca jej reakcji. Z drugiej strony chciałam spłonąć w rumieńcu przez to, że żadna z nich nie wiedziała, co się wczoraj stało.
- Przecież spotykam się z wami - zaprzeczyłam.
- Długo tu nie posiedzimy. I tak muszę za chwilę kłaść młodą do łóżka. Zbliża się jej pora drzemki - wytłumaczyła Brooklyn, popijając swoją wodę. - Dany i tak ją dzisiaj rozpieszcza. Powinna zasnąć za dwie minuty, a jeszcze oglądają bajkę z Grantem w salonie.
A jednak pomyliłam się co do meczu. Kto by pomyślał, że dwójka facetów będzie oglądała bajki we wtorkowy wieczór, zabawiając małą dziewczynkę. 
Złapałam za swój telefon, sprawdzając wysłane wiadomości i zauważyłam, że w jednej z nich widniał adres Brooklyn oraz o trzy emotikony z sercami za dużo.
- Rozerwij się w końcu. Harry wydaje się być jedynym normalnym człowiekiem, z którym się spotykałaś. Nie zmarnuj tego. - Brooklyn lubiła mnie bronić. Tak samo jak ja broniłam zawsze Aggie. To był naszego rodzaju rytuał. Jednak od kiedy one nie potrzebowały już pomocy w ich życiu miłosnym, ja stałam się ich celem numer jeden. 
- Brook ma rację. Poza tym Harry jest słodki. Potrzebujesz takiego faceta.
- Czy ja mam w tym jakieś zdanie? - zapytałam, powodując u tym śmiech wszystkich dziewczyn. Safira prawie co opluła się kawą. 
Widocznie go nie miałam, ponieważ gdy zobaczyłam kolejną wiadomość od Harry'ego, po prostu ją przyjęłam z uśmiechem na ustach, już nie mogąc doczekać się spotkania.

Od Harry:
Jestem blisko. Będę za pięć minut.

- Co chciałeś? - zatrzymałam się przed Harrym, który stał zaraz pod klatką schodową. Nie było nawet pięć minut, a już stał przy wejściu do mieszkania Brooklyn i Dany'ego. Tym razem był ubrany w jasne jeansy, białą zwykłą koszulkę i skórzaną kurtkę. Dziwnie było patrzeć na niego w innym kolorze niż czarny i biały. Podobała mi się ta zmiana. 
- Chciałem cię gdzieś zabrać. Od kilku dwóch tygodni trzymam to w domu, ale kompletnie zapomniałem, że to dzisiaj - wyjął z kieszeni dwa bilety. Spojrzałam na napis, który odbijał się przez księżyc na niebie. Bilety były na przedstawienie. Ale nie było ono w teatrze. A muzeum. Było o gwiazdozbiorach. Harry złapał się za kark, przyglądając się mojej reakcji. - Mówiłaś, że lubisz tego typu rzeczy.
- Harry, to jest... - Nie potrafiłam znaleźć słów na to, jak bardzo byłam szczęśliwa z jego prezentu. To była najlepsza randka, na którą kiedykolwiek zostanę zabrana. Wiedziałam to od samego początku. - Piękne. Dziękuję.
- Idziemy? - wystawił swoją rękę, a ja od razu ją przyjęłam.

W powietrzu nie wisiała nawet nitka zażenowania czy stresu, które przeszkadzały mi przez cały dzień.
Uścisk jego ręki rozwiązał wszelkie problemy.

Chłopak z metra | H.S. Where stories live. Discover now