18.1

980 117 31
                                    

   Odpisałam Harry'emu od razu po treningu. Dziękowałam mu za to, co zrobił. W końcu dokonał cudu, jakim było zmienienie w mojej głowie wizerunku matki. Osoby, która mnie wychowywała. Poza tym nie zostało mi raczej nic konkretnego do powiedzenia, dlatego zostawiłam jedynie podziękowania. Nie zapytałam się o spotkanie, nie zapytałam się o jego uczucia. Po prostu zwykła odpowiedź. Jakbyśmy byli dbającymi o siebie znajomymi.
   Zrozumiałam, że jeżeli mielibyśmy być razem, los zdoła nas do siebie przyprowadzić. Na razie cieszyłam się innymi sprawami. Na przykład niespodziewaną kolacją z Vexem.
   - Co chciałabyś zjeść? - zapytał, siadając na krześle. Pomimo początkowych sprzeciwów Vexa, wybraliśmy moją ulubioną restaurację, Vergie's Kitchen.

   - Krewetki - odpowiedziałam bez zastanowienia. Wiadomym było, że jeżeli miałam już coś zjeść, to powinnam zrobić to jak najlepiej. Krewetki były idealnym przykładem. - Z sosem sojowym. Chyba wezmę je zapiekane.
   Zrobiłam się podekscytowana. Dzisiejszy dzień był ciekawy i pełen emocji. Umierałam z głodu.

   - Widzę, że masz określony typ jedzenia - odparł, śmiejąc się ze mnie pod nosem. 
   - Jestem seryjna, jeżeli chodzi o zamawianie owoców morza.
   Dzisiejszy trening wyciągnął ze mnie dwa razy siły niż ostatnio. Ledwo co doszłam do ławki, by napić się wody. Siedzenie w lokalu wymagało ode mnie dużego skupienia, by nie zasnąć na jednym ze stolików. Może dlatego tak bardzo lubiłam te zajęcia? Ponieważ po nich potrafiłam zasnąć, nie budząc się przy tym w nocy, męczona przez koszmary? A może dlatego, że w końcu zaczęłam lepiej czuć się ze swoim ciałem?
   Zostawiłam to w tyle głowy, szukając wzrokiem najbliżej stojącej nas kelnerki.
   - Przepraszam? - zagadnęłam do pierwszej dziewczyny, która pojawiła się przy naszym boku. Odwróciła się w naszą stronę, przez chwilę posyłając mi lekki uśmiech, po czym skierowała wzrok na Vexa i po uśmiechu zostały jedynie małe zmarszczki w kącikach jej ust. Spojrzałam na jej plakietkę, na której napisane było Charlie. Kojarzyłam ją. Obsługiwała mnie przy nieszczęsnej nieudanej randce. Chciałam się schować pod stół.
   - W czym mogę służyć, braciszku? - zapytała, wykładając swój notes z kieszonki fartucha. Nagle straciłam ochotę na cokolwiek. Żołądek skurczył mi się w niemym oczekiwaniu.
   Vex odsunął się od stołu, kładąc ręce na kolanach, lekko zahaczając przy tym moje udo.
   - Hej, Charlie - uśmiechnął się, rumieniąc na policzkach. Charlie zerknęła w moją stronę. Zauważyłam, że zmieniła wyraz twarzy. Tym razem była zaniepokojona. Ale dlaczego? I czemu czułam, że byłam tego powodem? - Poznaj Brendę. Brenda to Charlie, moja siostra.
   - My się już znamy - pokiwałam głową, gdy zrozumiałam, że zostałam oceniona. Musiała pamiętać, jak jeszcze niedawno przyszłam tu z Georgem, który okazał się chłopem na baby. Widziałam, jak zmierzyła mnie wzrokiem. Zrozumiałam, że nie zostaniemy najlepszymi przyjaciółkami. - Brenda, tak?
   - Przestań się czepiać - ostrzegł ją Vex, kręcąc przy tym głową. - Jesteśmy znajomymi. Uczę ją samoobrony. 

   - Nie wyglądacie tylko na znajomych - zmrużyła oczy, przyglądając się naszym sylwetkom. Skrępowana, położyłam ręce na stół. Pomyślałam, że jeżeli zobaczy moje ręce na stole, nie będzie wyobrażać sobie, że trzymamy się za nie pod stołem. Mimo że była ode mnie o kilka lat młodsza, nadal sprawiała, że czułam do niej respekt. Z drugiej strony miękło mi serce, gdy widziałam, jak próbowała się o niego troszczyć. Od razu przypominały mi się Aggie i Brooklyn, które nieraz potrafiły przyjść ze mną na randkę. 

   - Nie masz się czego bać. My tylko ćwiczymy - wytłumaczyłam, pocierając swoje palce o wnętrze dłoni. Były spocone. 
   - Mam nadzieję, że na siłowni a nie w łóżku - prychnęła, podpierając rękę na biodrze. Vex położył ręce na stole, lekko w niego uderzając.

   - Możesz się w końcu uspokoić? - obie spojrzałyśmy na niego zdziwione. Z opowiadań Judie wiedziałam, że Vex w większości przypadków zgadzał się ze swoją siostrą. To było miłe, że tym razem zareagował w inny sposób. Czułam się jak podana żywcem na tacy. Można było ze mnie wyczytać wszystko. - Brenda na pewno nie chciałaby słuchać cały dzień twoich grymasów. Możemy spokojnie zamówić, a rozmowy zostawimy na inny raz?
   - Niech ci będzie - przewróciła oczami, pstrykając swoim długopisem. - Co chciałabyś zamówić, Brenda?
   - Poproszę krewetki - odpowiedziałam zduszonym głosem. Myślałam, że jeżeli odezwę się głośniej, złudny pokój runie w mgnieniu oka. 

   - Dodaj do tego sos sojowy i podaj je zapieczone - dopowiedział za mnie, za co byłam mu wdzięczna. - A mi, to co zawsze.

   - Nawet wiesz, co je - cmoknęła ustami, wkładając plastik od długopisu pomiędzy swoje wargi.

   - Charlie - ostrzegł ją. 

   - Już nic nie mówię - odparła, wkładając notes z powrotem do kieszeni. - Poproszę Frankie, żeby przyniosła wam wasze zamówienie. 

   Ostatnim razem wydawała się bardzo miła. Widocznie Vex wzbudzał w niej pierwotne emocje, wychodzące z jej wnętrza. Nie wiem, czy znowu spojrzałabym na nią tak samo, jak wcześniej. Wyryła mi obraz oziębłej dziewczyny w najdalszych zakamarkach mojego mózgu. 
   - Moja siostra jest bardzo zaborcza. Dostaje jakiegoś szału, gdy widzi mnie z inną dziewczyną, ale z tobą było najgorzej. Zwykle się tak nie zachowuje - próbował ją obronić. Oczywiście pokiwałam tylko głową, pokazując mu, że wszystko rozumiem. 

   - Wiem, co to znaczy mieć dwie zaborcze siostry. Widziałam po jej wzroku, że bardzo jej na tobie zależy - wytłumaczyłam mu, łapiąc go za jego rękę. Spojrzał w moje oczy, lekko się uśmiechając. Wyczułam, że zaczął nad czymś myśleć. Jego wzrok nagle wydał się zamazany.

   - W zasadzie nie jest moją siostrą. To znaczy - westchnął, bawiąc się moim pierścionkiem na palcu - jesteśmy jej rodziną zastępczą. Jej mama oddała ją do sióstr zakonnych, gdy miała cztery latka. Popełniła samobójstwo tego samego dnia. 
   Otworzyłam szeroko usta. To nie było coś, o czym mówiło się nieznajomym osobom. Vex musiał poczuć się bezpieczny, by powiedzieć mi tak prywatne rzeczy. 

   - Tak mi przykro - odpowiedziałam, bo tylko to potrafiłam w tym momencie wydusić. Gardło zaschło mi w przypływie stresu.

   - W zasadzie nie wiem, czemu ci to mówię - przetarł swoje lewe oko. - Po prostu czuję, że muszę to przed tobą wytłumaczyć. Charlie ma tylko mnie. Dlatego czasami zachowuje się, tak jak się zachowuje. 
   - Nie musisz jej usprawiedliwiać - pokiwałam głową. - Cieszę się, że z wami jest. Zasługuje na dom.

   Jak z rozmowy o krewetkach, zeszliśmy na temat jego rodziny? Sama tego nie wiedziałam, ale cieszyłam się, że tak się stało. Vex wydawał mi się twardzielem, ale czułam, że miał dobre serce. Sposób, w jaki mówił o swojej siostrze jedynie utwierdził mnie w tym zdaniu. 
   Z drugiej strony przez to wszystko zaczęłam myśleć o moich siostrach i o tym, jak musiały się teraz czuć. Musiałam się z nimi skontaktować. Nie zasługiwały na takie traktowanie.
   Dziękowałam Vexowi, że mi to uświadomił, niczego nie planując. 
   Mogliśmy być dobrymi znajomymi, o których tak mówił. Wiedziałam, że moglibyśmy nimi być. A może i czymś więcej?

Zapraszam Was w dalszym ciągu na nowe opowiadanie "Zagraj ze mną". Rusza od razu po skończeniu Chłopaka z miasta ;)

Chłopak z metra | H.S. Where stories live. Discover now