20

1.6K 179 29
                                    

Wracając do pracy, oczywiście musiałam natknąć się jeszcze na pana Smitha, który nie mógł mnie oszczędzić i nie wtrącić kilku słów o moim wyglądzie.
- Taka zmartwiona, a taka piękna - przewróciłam jedynie oczami i przeszłam przez barierki.
Jeżeli dalej tak pójdzie, będę musiała unikać go jak ognia albo chodzić do pracy jedynie wtedy, gdy będzie szedł akurat jakiś inny pracownik. Przerażała mnie wizja, że jednego dnia Smith próbuje zrobić coś więcej, a ja nie będę miała do kogo zwrócić się o pomoc.
Gdy weszłam do windy, w końcu poczułam się bezpieczna. Było to uczucie jedynie powierzchowne. W głębi duszy byłam przerażona, co działo się w moim życiu. Jeżeli wróci Ethan wszystko się zmieni. Złamał mi serce, które było i tak bardzo kruche. Był moim pierwszym chłopakiem, z którym czułam się komfortowo i mogłam zrobić dla niego wszystko. Czy to było w ogóle zdrowe?
- Wszystko w porządku, proszę pani? - spojrzałam do góry. Przede mną stał młody chłopak. Najpewniej zaczynał tutaj staż. Miał biały uniform, jaki nosili stażyści, by być rozpoznawalnymi. Uśmiechnął się, stając naprzeciwko mnie. Wyglądał na mądrego chłopaka. Miał blond włosy i jedno fioletowe pasemko na grzywce. Dobrze patrzyło mu się z oczu. - Cokolwiek to jest, na pewno się ułoży.
- Mam taką nadzieję - oddałam uśmiech. Nie chciałam się przy nim rozklejać, dlatego stałam tam silna, dopóki nie otworzyły się drzwi. Później mogłam w końcu zamknąć się w pokoju i wypłakać się dziewczynom.
- Brenda? - recepcjonistka złapała mój wzrok, gdy kierowałam się w stronę mojego biura. - Suzanne chce się z tobą zobaczyć. Pilnie.
Zamknęłam oczy, przeklinając w myślach za najgorszy dzień w życiu. Nie dość, że mój ex wprowadza się do miasta, to jeszcze zostanę zwolniona.
Wzięłam głęboki wdech i wydech, po czym skierowałam się w stronę gabinetu mojej szefowej.
- Brenda - usłyszałam od razu po wejściu. Jej głos wydawał się szczęśliwy i radosny. W przeciwieństwie do mnie miała dobry dzień. - Proszę usiądź. Musimy porozmawiać.
Przełknęłam ślinę, gdy powiedziała ostatnie zdanie. Ostatnio gdy to usłyszałam, nie wynikło z tego nic dobrego.
- Nie ma sprawy - trudno było ukryć fakt, że trzęsłam się, nawet siedząc na krześle. Położyłam jedną rękę na kolanie, ale to wcale nie pomogło.
- Myślałam o naszej ostatniej rozmowie - przewertowałam w myślach, co ostatnio padło z moich ust. Nie potrafiłam sobie przypomnieć, czy w jakiś sposób zawiodłam jej oczekiwania. Na pewno tak się stało. Inaczej by mnie nie wzywała. - Pomyślałam sobie, czy nie miałabyś ochoty przejść do innego działu? Na przykład zdrowie i fitness? Piszesz dobre artykuły, ale twoja dawna werwa chyba się wypaliła. Ale skoro jesteś dobrym pracownikiem nie chcę z ciebie rezygnować.
Poczułam światełko na końcu tunelu. Cieszyłam się, że nie chce mnie wylać, a jeszcze bardziej z tego powodu, że nazwała mnie dobrym pracownikiem. Może nie wszystko jest skończone?
- Oczywiście. To byłoby spełnienie marzeń.
Fitness i zdrowie to dobre tematy, a już na pewno lepsze od życia towarzyskiego, w którym kwitłam. Nie mogłam się oszukiwać. Moje życie trwało w potrzasku przez ostatni rok, dopóki ostatnio nie ruszyło pełną parą.
- Jest jednak haczyk - zmieniła ton głosu. - Ta posada będzie wolna jedynie w Bostonie. Szukają nowych rąk do zespołu.
- Och. - Wiedziałam, co to oznacza.
- Dam ci wybór, Brendo - westchnęła. Wyglądało, jakby również przejmowała się moim losem. - Musisz podjąć decyzję do końca tego miesiąca. Daję ci czas na przemyślenie wszystkiego. Wiedz jednak, że jeżeli będziesz chciała zostać, zrozumiem to. Nie wyrzucę cię z pracy.
- Dziękuję. - Znałam już swoją decyzję. Nie chciałam stąd wyjeżdżać. Tu było moje całe życie. Rodzice, siostry, przyjaciółki. Nawet Harry i Brad. Tutaj pasowałam. - Dam ci znać niedługo.
- Nie spiesz się. Masz jeszcze trzy tygodnie - pokiwałam głową. Nie potrzebowałam więcej namysłu, ale nie chciałam też od razu zrezygnować z pomysłu, że mogłabym pracować na innym stanowisku. W końcu od zawsze byłam w tym samym dziale. Na tym się znalazłam. - Jeszze jedno, Brenda. Zostaniesz dzisiaj do wieczora, dobrze? Podeślę ci o dwudziestej papiery. Kończymy dzisiaj numer.
Wstałam, chociaż ledwo co pamiętałam, jak wychodziłam z pokoju. Jakbym trwała w jakimś transie. Gdy weszłam do mojego pokoju Emily i Safira nawet nie odezwały się do mnie słowem. Widziały, w jakim byłam stanie. Potrzebowałam chwili spokoju, której wcześniej nie dostałam.

- Dzięki za dzisiaj. Widzimy się w środę - pożegnałam się z naczelnymi grafikami i szybko opuściłam budynek Cosmo. Było już grubo po dwudziestej pierwszej, ale to była normalność, gdy wydawaliśmy nowy numer. W końcu kolejnego dnia miałam przez to wolne, więc cieszyłam się podwójnie. Mogłam leżeć na kanapie i obejrzeć mój ulubiony serial na Netflixie.
Gdy szłam alejką prowadząca do metra, jeszcze raz przewertowałam wszystkie wydarzenia z dzisiejszego dnia. Patrząc na to z perspektywy czasy, na pewno nie powinnam działać tak agresywnie w stosunku do taty. Byłam na niego wkurzona, że przywrócił Stone'a do jego pracy, ale z drugiej strony przecież on nic nie zawinił. Był po prostu dobrym prawnikiem, którego tata uwielbiał.
Ethan był jedynie moim zmartwieniem. I mojej mamy, której nie podobało się zakończenie naszego związku.
Drugą rzeczą jest też praca w Bostonie. Oczywiście, że muszę powiedzieć nie. To nie jest moja bajka. To znaczy nie wiem tego, ale wiem, że nie będę się tam dobrze czuć. W końcu nic mnie tam nie będzie trzymać.
Po kilku minutach byłam już na stacji metra. Wskoczyłam do pierwszego lepszego wagonu i zaczęłam grać w jakąś odmóżdżającą grę na telefon, stając przy starszej pani z chodzikiem. Gdy metro zatrzymało się na kolejnej stacji, spojrzałam na napis, który pokazywał miejsce następnego postoju. Przygryzłam wargę, gdy zauważyłam, że będzie nią stacja, na której zawsze grał Harry. Poczułam, że to musiał być jakiegoś rodzaju znak, dlatego gdy kolejnym razem zatrzymaliśmy się, wysiadłam.

Do Harry:
Grasz dzisiaj?

Zdążyłam usiąść na ławce, gdy dostałam odpowiedź zwrotną.

Od Harry:
Gdzie? W barze? Czyżby Brenda rozszalała się od zeszłego razu?

Nie wiedziałam, co się ze mną działo, ale od kiedy postanowiłam się z nim spotkać, poczułam się dwa razy lżejsza. Może to dlatego, że Harry nigdy nie sprawił mi zawodu, a każda rozmowa z nim, zawsze wprawiała mnie w dobry nastrój. Cieszyłam się, że jednak wysiadłam na tej stacji. Zrozumiałam też to, że wolałam spędzać czas z nim niż Bradem. Może nie był taki sam jak Ethan, ale pomimo wszystko, co mówiłam, w głębi duszy myślałam o tym, że zrani mnie tak samo jak on.

Do Harry:
Chodziło mi o stację metra.

Od Harry:
Dużo ich z NY.

Uśmiechnęłam się pod nosem. Tylko on mógł dzisiaj wywołać u mnie uśmiech.
Po kilku sekundach dostałam jednak kolejnego sms'a.

Od Harry:
Odwróć się.

Zrobiłam, tak jak napisał. Przechyliłam głowę i od razu zauważyłam go na schodach za moimi plecami. Wyglądał tak samo, jak wtedy gdy go poznałam. Czarny kapelusz był jego najlepszym akcesorium.
- Hej. - Podeszłam do niego. Miał już wyłożona gitarę. Musiał dopiero co przyjść.
- Hej, Brendo - usiadłam przy nim, patrząc, jak dalej przygotowuje się do gry. Był tak maturalny, że nawet nie zauważyłam, gdy zaczęłam się w niego wpatrywać. Nie przeszkadzało mi nawet to, że w połowie również na mnie spojrzał i nie spuścił wzroku.
- Gadałeś z zespołem? - spytałam.
- Ta - mruknął, wracając do strojenia swojej gitary. Spojrzałam na jego ręce, które płynnie przechodziły z każdej strony na wyższą i tak od nowa. - Ale najpierw musimy porozmawiać.
- Nie - przerwałam mu. - Jeżeli to coś złego, to nie chcę o tym dzisiaj mówić.
Upomniałam go. Zmarszczył brwi, jednak szybko wrócił do swojego poprzedniego wyrazu twarzy. Widocznie to były jedynie złe wiadomości.
- Ciężki dzień? - zapytał. Westchnęłam na samo przypomnienie dzisiejszego dnia. Wolałam o nim zapomnieć.
- Bardzo - westchnęłam. - Mój były wraca do miasta, a szefowej nie podobają się moje artykuły.
- Okej - odłożył gitarę z powrotem do futerału, po czym odwrócił się w moją stronę. - Mogę cię przytulić, jeżeli chcesz.
- Poproszę. - Gdy poczułam na sobie jego ramiona, wiedziałam, że wszystko ze mnie schodzi. Może nie był Safirą ani Emily, ale również umiał mnie pocieszyć.
W pewnym momencie poczułam również, że koszula Harry'ego zaczyna robić się bardzo mokra. Nawet nie poczułam, jak zaczęłam płakać.
- Tylko mi się nie rozpłacz. To moja najnowsza koszula - podniosłam głowę z jego ramienia, na co parsknął śmiechem. Nie byłam emocjonalnym wrakiem. Nie płakałam z byle powodu, ale dzisiejszy stres musiał kiedyś zejść. Dotknął mojego policzka, zgarniając spływającą łzę. - Dobra, nie przejmuj się. Płacz dalej.
- Mogę ci ją wyprać.
- Spokojnie, Brenda. Zdążyłem nauczyć się obsługiwać pralkę przez te wszystkie lata. - Przyciągnął mnie z powrotem do swojego barku. - Ale nie miałbym nic przeciwko, gdybyś chciała mi w tym pomóc.
- Pewnie - pociągnęłam nosem w najbardziej nieatrakcyjny sposób na świecie przez co wywołałam jeszcze większy uśmiech na twarzy muzyka.
- Podobasz mi się coraz bardziej.

Chłopak z metra | H.S. Where stories live. Discover now