16.1

980 135 82
                                    

   Gdy dotarłam na miejsce, byłam dokładnie dwie godziny spóźniona. Nie wiedziałam, czy miałabym się go jeszcze spodziewać. W końcu kto o zdrowych zmysłach czekałby tyle godzin na dworze, gdzie temperatura nie przekraczała jeszcze sześćdziesiąt stopni Fahrenheita. Gdy obeszłam fontannę drugi raz, zrozumiałam, że istnieli tacy ludzie. 

   Harry stał naprzeciwko mnie z dwoma kubkami kartonowymi do kawy z Costa Coffee. Nie wyglądał na zmarzniętego. Wkurzyłam się, gdy do mojej głowy przyszły myśli, że im dłużej się nie widzieliśmy, tym przystojniejszy się stawał. Do tego jego dwudniowy zarost wyglądał bardzo seksownie. 
   Moje zadanie wyglądało na coraz trudniejsze.

   Podeszłam do Harry'ego, odbierając od niego kawę, którą mi podał. Powąchałam kubek i od razu wyczułam słaby zapach kawy. To znaczyło, że wziął mi latte. Pamiętał o tym, że nie pijałam kawy.

   - Podwójne mleko - odparł, czytając mi w myślach. Podziękowałam mu skinieniem głowy, przystawiając usta do kubka. Czy tak ma wyglądać nasze słynne spotkanie? Spodziewałam się czegoś więcej. - Usiądziemy gdzieś?
   - Yhm - przytaknęłam.

   Podeszliśmy do najbliższej ławki, od razu na niej siadając. Na początku czułam dziwny dyskomfort. Nie wiedziałam, czy był spowodowany tym, że noga Harry'ego dotykała mojego kolana, czy tym, że ławka była zimna od mroźnego wiatru. Zostawiłam to bez komentarza.
   - Wiedziałem, że przyjdziesz - powiedział w końcu. Moje serce zabiło dwa razy szybciej. Cały czas spoglądałam w ziemię, nie łapiąc z nim kontaktu wzrokowego. Pomyślałam, że jeżeli nie będę go widzieć, łatwiej będzie przyjąć mi fakt, że znowu zniknie. A jeżeli on tego nie zrobi, to ja będę do tego zmuszona. - Zawsze wydawałaś mi się być buntowniczką i przez chwilę zwątpiłem, czy dobrze zrobiłem, podkładając ci się na tacy, ale widocznie to chwyciłaś, bo w końcu przyszłaś. Już mieliśmy sobie pójść, ale zauważyłem cię, jak wychodziłaś z autobusu. 
   Zmarszczyłam czoło, unosząc brwi. 

   Czy on właśnie powiedział, że łatwo się mną manipulowało? 
   - Jak to wy? - zapytałam, kładąc kawę na szczebelek ławki. Jeżeli mnie wykorzystał, to nie chciałam, by kawa sprawiła, że czułam się jeszcze bardziej sprzedana. Jeżeli to w ogóle miało jakiś sens. W mojej głowie, w tamtym momencie, miało. 
   - O tym chciałem właśnie z tobą porozmawiać - zagadnął, łapiąc za moją rękę.

   Mimowolnie spojrzałam mu w oczy, wyszarpując się. On jednak patrzył w kierunku wejścia do parku. Odwróciłam wzrok razem za nim, otwierając oczy w szoku.

   Kilkanaście metrów dalej stał mój ojciec. Ten sam, z którym pokłóciłam się w dzień jego wielkiej imprezy dwudziestolecia firmy; w dzień, w którym moje życie zmieniło się nie do poznania.

   Pokręciłam głową, próbując temu zaprzeczyć.

   Bo przecież jak on mógł się tutaj znaleźć.
   - Nie - powiedziałam, wypierając to z pamięci. Jego obraz jednak nie znikał. Podchodził do nas z każdą sekundą coraz bliżej. Do tego czasu prawie dostałam zawału serca. Nie potrzebowałam już kawy na rozgrzanie. Teraz wolałabym coś na ochłodzenie sytuacji.
   Poderwałam się z siedzenia, jednak silny uścisk Harry'ego zatrzymał mnie na miejscu. 
   Warknęłam rozdrażniona.

   - Wiem, że nas nienawidzisz, ale chciałbym, żebyś go wysłuchała. To bardzo ważne - przełknęłam ślinę, gdy tata stanął przed naszymi nogami. Chwilę zajęło mi, by spojrzeć mu w oczy, jednak ostatecznie uniosłam głowę z czystej ciekawości. 

   Wyglądał tak samo jak wcześniej. Może jedynie kilka siwych włosów pojawiło się tu i ówdzie. Tak jakby czas stanął w miejscu.

   - Witaj, Brendo - uśmiechnął się, chociaż dużo brakowało mu do tego uśmiechu, który zawsze obdarzał mnie, gdy był ze mnie dumny albo wracał z kilkutygodniowej delegacji. Ten uśmiech był raczej wymuszony. Nie byłam zaskoczona. Ja również nie potrafiłam wymusić uśmiechu.

   - Co ty tutaj robisz? - warknęłam, chociaż wcale tego nie chciałam. - Jak mnie znalazłeś?

   Tata skulił się trochę, wkładając ręce do swojego długiego płaszcza. Mimo że prawdopodobnie przyjechał tu tylko, by mnie spotkać, nadal miał założoną koszulę, krawat i marynarkę. Nigdy nie wychodził z domu bez swojego munduru. Ubranie było jego obroną.
   - Harry przyszedł do mojego biura dwa tygodnie po twoim zaginięciu i powiedział mi, że wyjechałaś do Bostonu - spojrzałam na Harry'ego, który uważnie wpatrywał się w mojego ojca, Kto by pomyślał, że kiedykolwiek się spotkają, a co dopiero dogadają. - Powiedział, że pojedzie cię szukać. Pytał o to, co się stało. Podobno znalazł cię w barze w złym stanie. Nie wiedział, co ci było. 
   Od razu wytężyłam słuch. Przekręciłam głowę, próbując zrozumieć, co się właściwie działo. 
   - Chyba mu nie powiedziałeś? - zaczęłam. Pokręcił głową, uspokajając mnie.

   - Zostawiam to tobie - pokiwałam głową, znowu skupiając całą swoją uwagę na rękach. Nie było nic bardziej interesującego od nich w tym momencie. - Chłopak na to zasłużył. W końcu mnie do ciebie doprowadził.

   - Nadal jestem na ciebie zła - powiedziałam, czując, jak coś powoli ulatniało się z mojej klatki piersiowej. - Za to, że czekałeś z tym tak długo. Wiesz, że wolę smutną prawdę niż kiepskie kłamstwo.

   - Wiem - odparł - i mam nadzieję, że nie wybaczysz mi do końca życia, bo chciałbym ci to wynagradzać do ostatniego dnia na ziemi. Nikt nie zasługuje na takie traktowanie. Zwłaszcza ty, Brenda. 
   Wstałam, wtulając się w ramiona taty, który zdziwił się moim nagłym zerwaniem z ławki. Zachwiał się, jednak w porę ustatkował swoją postawę, oddając uścisk. Tęskniłam za nim. Wtuliłam nos w jego marynarkę. Nadal pachniał swoimi ulubionymi perfumami od Gucci. Wciągnęłam jego zapach.
   - Kocham cię, tato - wydusiłam pomiędzy jego kurtką a ramieniem.

   - Ja ciebie też, Brenda.

   Spojrzałam na Harry'ego, który powoli wstawał ze swojego miejsca. Spojrzał na mnie, przez co oderwałam się na chwilę od taty. Chciałam go widzieć całego. Ta postawa mi to utrudniała.

   - Dziękuję - uśmiechnęłam się szczerze po raz pierwszy, gdy go tu spotkałam. - Za to co zrobiłeś. Co nie znaczy, że do końca ci wybaczyłam. To tylko czubek góry lodowej.

   Odwzajemnił uśmiech, ukazując lekkie dołeczki w policzkach. Jego arogancka postawa znowu się uaktywniła. Uwielbiałam tę stronę Harry'ego. 
   - Na szczęście ja się stąd nie ruszam - przewróciłam oczami. Był bardzo pewny siebie. Uwielbiałam to, pomimo wszystko co mówiłam. - Zostawiam cię dzisiaj z tatą. Ale pamiętaj, że jutro też jest dzień.
   Zaśmiałam się, gdy pokiwał mi, wybiegając z parku.

   Tata złapał mnie mocniej w uścisk.
   - Dobry z niego chłopak. Powinnaś dać mu szansę - uniosłam głowę, wpatrując się w jego surowe oczy. Znowu zaczął być rodzicem, którego mi brakowało. - Jest niej wart.

   - Już jedną wykorzystał - wypomniałam, przypominając sobie wszystkie wydarzenia, które doprowadziły mnie do tego momentu w życiu. Ethan, Brad, mama. 
   - Każdy zasługuje na swoją drugą szansę - odpowiedział, głaskając moją głowę.
   Wiedziałam, że miał rację.

Chłopak z metra | H.S. Where stories live. Discover now