02.1

1.1K 135 34
                                    

Jedyny klub na wybrzeżu był najlepszym wyborem na dzisiejszy wieczór. Parkiet pękał w wszerz, mieszcząc na sobie tańczące pary. Niektóre z nich były trzeźwe i ich ruchy dobrze zgrywały się z muzyką, ale były również osoby nietrzeźwe - takie jak my - które skakały i nie przejmowały się rytmem, ruszając się w tylko znanym sobie tempie.
- Chyba zgubiłyśmy gdzieś Tori. - Judie krzyczała, skoncentrowana na przewracaniu swoich włosów we wszystkie strony świata. Było bardzo gorąco. Niektóre kosmyki przykleiły się do jej twarzy, robiąc różne kształty na jej policzkach. 
- Co? - krzyknęłam, przykładając dłoń do ucha.
Muzyka dudniła w naszych uszach, a ludzie przyciskali się do nas czasami nawet do części intymnych. Kilka razy musiałam odpychać ręce ciekawskich facetów, mówiąc, że to wszystko było już zajęte. Nie wspominałam jednak, że tylko do mojego użytku. Wystarczyło, że działało i mężczyźni od razu odchodzili.
- Nie ma Tori. - Judie znowu zaczęła krzyczeć, gdy muzyka zaczynała przechodzić w inną klubową melodię.

Nienawidziłam piosenek z basem. Wtedy zawsze zaczynała boleć mnie głowa. I to nie przez to, że już dawno straciłam rachubę, ile razy przechyliłam dzisiaj kieliszek. Nie przeszkadzało mi nawet to, jaki rachunek będę musiała zapłacić pod koniec nocy. Ale muzyka musiała być na poziomie.
- Chodź - pokazałam jej ręką, by poszła za mną - pójdziemy się napić.
- Dobry pomysł. - Judie uśmiechnęła się, łapiąc mnie pod ramię.
Nie skomentowałam tego, że moja skóra przykleiła się do niej, tylko pociągnęłam ją w stronę naszego stolika. Tam, gdzie znajdowali się już nasi przyjaciele z pracy. A z nimi była również Tori.

- Dziewczyno - krzyknęłam do Tori, wskazując na nią palcem. Swoją drogą było to trochę niekulturalne, ale musiałam wziąć pod uwagę fakt, że nie myślałam teraz wyjątkowo logicznie. - Gdzieś ty się podziewałaś?
- Cały czas tutaj - powiedziała rozśmieszona Tori, popijając swojego słabego drinka. Wydawało mi się, że wiele osób zrezygnowało z szalonej imprezy jutrzejszych niedopowiedzeń i kaca. Na stoliku stały opróżnione dwa kieliszki, które należały do mnie i Judie. 

Czyli byłyśmy jedynymi osobami, które przekroczyły barierę drinków.
- Miałyśmy tańczyć - poskarżyła się Judie, odsuwając Tori od jej krzesła. Kilka osób zaśmiało się przyglądając się całemu zajściu. - Obiecałaś nam.
- Byłam z wami trzy godziny na parkiecie. - Tori przewróciła oczami. - Dajcie mi odpocząć. Dotrzymywałam wam kroku przez długi czas. Należy mi się nagroda.
Spojrzałam na zegarek na ręku, który wskazywał dwie minuty po pierwszej nad ranem.
- Co powiesz na kolejne szoty? - Judie uśmiechnęła się podstępnie, stając przy wyjściu. - Ja stawiam, ale najpierw muszę zaliczyć toaletę.
- Pewnie - usiadłam koło Patricka z działu o modzie. Wszyscy byli nastawieni raczej na spokojną noc w towarzystwie grupy przyjaciół. Nie to co nasza dwójka. 
Przez bardzo krótką chwilę poczułam się głupio, a później znowu wrócił mi głupkowaty nastrój.
- Wyglądasz na upitą - powiedział chłopak, gdy pochyliłam się nad stołem, kładąc głowę na swojej dłoni. 
- I tak się czuję - potwierdziłam jego przeczucia, przymykając nieco oczy.
Dawno nie wychodziłam z domu, by tylko się zabawić. Zasługiwałam na chwilę zapomnienia. 
- Zmęczona? - zapytał.
- Trochę - odparłam, spoglądając w stronę, gdzie ostatnio widziałam kelnerkę. 

Może zamiast wódki powinnam zamówić sobie wodę z cytryną? W zasadzie czułam, jak moje gardło powoli wysiadało pod ilością wypitego alkoholu. 
Jeszcze nigdy nie byłam aż tak wstawiona. W końcu nie lubiłam się upijać.
Patrick złapał mnie, gdy powoli zaczęłam się osuwać na kanapie. 
- Trzymaj się, dziewczyno - zaśmiał się, próbując mnie złapać, jednak z tego co pamiętałam, żadne z nas nie było wystarczająco silnym, by to zrobić. Patrick był bardzo drobnej budowy. - Zaraz mnie powalisz.

- Podrywasz mojego chłopaka? - zaśmiała się Tori, patrząc w naszą stronę. 
Przewróciłam oczami, próbując usiąść się z powrotem w pionie. Zadanie było trudne, ponieważ nie wyczuwałam, gdzie tak naprawdę stał pion. 
- Dniami i nocami, kochana - położyłam głowę na oparciu, przymykając oczy.

Zastanawiało mnie, co tak długo zajmowało Judie w łazience. Utopiła się? Oby nie. Miałyśmy jechać razem taksówką. 

- Patrick, Brenda nie jest już w stanie - usłyszałam przy swoim boku. Tori potrząsnęła ramieniem swojego chłopaka, dając znać, by zajął się biedną sierotką Marysią. Po raz pierwszy grałam tę rolę. Byłam podekscytowana. - Zaprowadź ją do taksówki. 
- Ale ja muszę jeszcze zapłacić - krzyknęłam, szukając swojej torebki pod nogami. To byłoby niemiłe, gdybym teraz opuściła moich towarzyszy. - Poza tym czekam na Judie.
- Na Judie raczej nie licz - odezwał się Patrick. Zmarszczyłam nos, otwierając szerzej oczy. Próbowałam sobie udowodnić, że mogłam dalej się bawić. 
Kiepsko mi szło.
- Co masz na myśli?
- Znalazła sobie nowe towarzystwo - odparł Patrick, wskazując ruchem głowy w stronę baru. Od razu okręciłam głowę w tamtym kierunku, przez co poczułam, jak mięśnie karku zaczęły mi pracować . Głowa zabolała mnie od nadmiernej aktywności. A może alkoholu. Pewnie przez obie rzeczy.
- Och - spojrzałam na bar, przy którym stała Judie. Na początku pomyślałam o tym, że zamawiała dla nas nową kolejkę, jednak po dłuższej analizie, zrozumiałam, że ręka, która ją obejmowała, nie należała do jej osoby. Znalazła sobie chłopaka. Jak zawsze. - No dobra.

- Zaprowadzić cię? - zaproponował Patrick, biorąc mnie pod rękę.
- Prowadź, księciu - pogłaskałam go po jego farbowanych na srebrno włosach i uśmiechnęłam się pod nosem. Były takie miękkie w dotyku. Zupełnie jak poduszka, którą ostatnio widziałam w TJ Maxxie. 

Ukryłam lekkie uczucie zawodu, gdy przechodziliśmy przy barze. Judie obiecała mi, że dzisiejszego wieczoru nie będzie próbowała niczego nowego. A ja pomimo tego, że byłam upita nadal wiedziałam, że nie zobaczę jej dzisiejszego wieczoru. Była przewidywalna.

Westchnęłam, gdy wyszliśmy na zewnątrz lokalu. 

Było bardzo zimno, jednak ciepło, które nadal utrzymywało się po mojej próbie tańca, dało mi chwilę pozornego ogrzania ciała. 

Patrick pociągnął mnie w stronę przystanku, przez co przez chwilę utraciłam równowagę.
- Masz telefon? - zapytał się mnie, gdy oparłam się o słup ogłoszeniowy. 
Chciało mi się płakać z byle jakiego powodu. Nawet nie wiedziałam czy chodziło o Judie, czy o to, że opuszczam moich znajomych z powodu mojego upojonego stanu po alkoholu. Nie chciałam, by tak się stało.
- Rozładował mi się - odpowiedziałam, próbując powstrzymać napływające łzy. 
- Nie płacz. - Spróbował delikatnie mnie pocieszyć, przytulając mnie do swojego boku. - Pójdę po swój i zamówię ci taksówkę.
Uśmiechnęłam się lekko, próbując wmawiać sobie, że wszystko jest w porządku.

Gdy Patrick zostawił mnie samą, nagle poczułam się gorzej.
Może było to wynikiem moich halucynacji, ale słyszałam, jak ktoś woła w moją stronę. Nie słyszałam jednak swojego imienia. 
- Hej - odwróciłam się w momencie, gdy zostałam popchnięta. Mężczyzna w czarnej skórze próbował wyrwać mi torebkę, mocując się z moim uściskiem. 
Przełknęłam głośno ślinę, gdy usłyszałam, jak padam na ziemię. Nawet nie poczułam, że upadłam. Byłam przerażona.

- Zatrzymaj się. - Znowu usłyszałam ten głos. Chłopak w kurtce moro zaczął układać mężczyznę, który wyrwał mi torebkę. 
Gdy zauważyłam, jak krew pojawia się na chodniku, poczułam się bardziej otrzeźwiała. 
Spróbowałam wstać, jednak ból w dole mojego kręgosłupa rozniósł się aż do odcinku lędźwiowego, przez co byłam zablokowana.
Patrzyłam jak nieznajomi biją się o moją torebkę.
W pierwszym momencie pomyślałam, że obaj chcieli ją ukraść, jednak gdy moro zaczął wstawać z złodzieja, zrozumiałam, że zmierzał w moim kierunku.
- Nic ci nie jest? - usłyszałam nad sobą. 
Pokręciłam głową, znowu próbując wstać, jednak jedyne co zrobiłam, było syczenie z bólu.
Chłopak złapał mnie za ramiona, łatwo unosząc nad ziemię.
- Powinnaś bardziej uważać - skarcił mnie, stawiając mnie do pionu. Zmarszczyłam brwi, próbując rozszyfrować jego twarz. Na wypadek gdybym spotkała go jeszcze kiedyś.
Jednym słowem, jakim mogłabym go podsumować, był stary żołnierz. Kurtka moro by się zgadzała. Fryzura już nie za bardzo. Miał przydługie kosmyki wpadające w jego oczy.
- Dzięki - odpowiedziałam, łapiąc za torebkę, którą podsuwał w moją stronę. 
Gdy chciałam powiedzieć coś jeszcze, zniknął za rogiem. Spojrzałam na chodnik, jednak ja nim również nie zauważyłam drugiego faceta.
Czyżby to wszystko tylko mi się przewidziało?

Poruszyłam ręką, próbując przycisnąć torebkę do swojego ciała. Każda cząstka moich pleców błagała o ulżenie w bólu. 

- Brenda, nic ci nie jest? - odwróciłam się w stronę biegnącego Patricka.

Niestety to była smutna rzeczywistość.

Chłopak z metra | H.S. Место, где живут истории. Откройте их для себя