03.1

1.1K 132 48
                                    

Tak jak przypuszczałam, Judie wróciła do domu dopiero około południa. Podczas gdy ja walczyłam z kacem oraz rozrywającym bólem w dole kręgosłupa. Prawdopodobnie musiała być to stłuczona kość ogonowa. Przy każdym nacisku ból powracał ze zdwojoną siłą.
- Czemu siedzisz na poduszkach? - Judie zmieniła już swoje ubranie. 
Usiadła koło mnie, kładąc miskę z płatkami śniadaniowymi na stoliku przed nami. 
Położyłam rękę na oparciu, wpatrując się w ekran telewizora. Nie wiedziałam, czy być na nią zła. W końcu gdyby nie jej partner, zapewne nie zostałabym prawie okradziona, a moja kość nigdy by mnie nie bolała.
Stwierdziłam, że nie odpowiem na zaczepkę, tylko dalej będę wpatrywać się w ekran. 
Właśnie leciały powtórki The Late Late Show z Jamesem Cordenem. 
- Nie odpowiesz mi? - ciągnęła dalej, próbując rozepchać się na kanapie.
Gdy przyjechałam sześć miesięcy temu do Bostonu, nie miałam pieniędzy, by wynająć sobie mieszkanie, a co dopiero kupić. Musiałam wybrać opcję wynajmu z lokatorem. W tym czasie Judie potrzebowała akurat lokatora. Myślałam, że to dobry pomysł, skoro razem chodziłybyśmy do tej samej pracy. Nie czułabym się samotna i może łatwiej znalazłabym się w nowym towarzystwie. Poza tym zawsze podobało mi się mieszkanie ze współlokatorką. Przypominało mi to czasy studenckiej rozpusty i imprez do białego rana.

- Okej - westchnęła, przewracając się bardziej w moją stronę. Zacisnęłam zęby, gdy poczułam wracający ból. - Przepraszam.

Układałam się dziesięć minut, by zminimalizować straty. Judie widocznie nie miała tego na uwadze, mówiąc przepraszam. Mimo że znałyśmy się już długi czas, wiedziałam, że to przepraszam tyczy się jedynie jej poczucia winy. Nie chciała, bym siedziała o nią obrażona, cały dzień próbując unikać z nią jakiegokolwiek kontaktu.
- Siedzisz mi na nodze - odparłam, nie ściągając wzroku z telewizora. 
Judie wykonała niechętnie polecenie, wstając z kanapy.
Gdy myślałam, że rozmowę miałyśmy za sobą, Judie stanęła na środku mojego pola widzenia, zasłaniając sobą połowę ekranu, w który chwilę temu patrzyłam zainteresowana.
- Zasłaniasz mi - jęknęłam, próbując zobaczysz coś pomiędzy jej rękami, jednak na nic zdały się moje próby. - Musiałaś to zrobić w najlepszym momencie? Akurat Mila Kunis mówi o swoim dziecku.
- Ty nawet nie wiesz, w czym ona grała - żachnęła się, dalej stojąc w przejściu.
- To tylko seks - powiedziałam, wzdychając, gdy prowadzący przeszedł do kolejnego gościa, którego za nic nie potrafiłam rozpoznać. Spojrzałam na Judie, która nadal zdeterminowana próbowała pokrzyżować mi plany niedzielnego relaksu. - Czego ty ode mnie chcesz?
- Zrozumienia. - Ręce opadły wzdłuż ej tułowia. Zrobiła kilka kroków naprzód, siadając na najbliższej pufie, która stała po mojej stronie. - Wiem, że znowu zawaliłam. Wiem też, dlaczego siedzisz na tej wielkiej górze poduszek i naprawdę żałuję.
- Chyba trochę za późno - odparłam, próbując nie patrzeć w jej stronę. W końcu co mi zostało. Kolejny raz słuchać jej przedstawienia, a później widzieć kolejną powtórkę z rozrywki. 
- Wiem - westchnęła, próbując ułożyć się na swoim miejscu. - I obiecuję ci, że już z tym skończyłam. 
- Judie - spojrzałam w jej oczy. Jej burza loków wyglądała dzisiaj na jeszcze bardziej rozczochraną, przez co trudno było skupić się wyłącznie na jej twarzy. - Obie wiemy, że to nieprawda. - Nie chcę cię zmieniać. Nie po to tu przyjechałam.
- Wiem - przyznała mi rację - ale możesz mnie czasem postawić do pionu. Nie obraziłabym się.

Przewróciłam oczami, spoglądając za okno. Był taki piękny dzień, co było rzadkością o tej porze roku. Nowy Jork przeważnie żył dla takiej pogody. Tutaj wydawało się to być normalną rutyną dnia.
- Wiesz, że nie chcę się z tobą kłócić - przesunęłam się na jednej z poduszek.
Co mi daje, jeżeli jest ładna pogoda, skoro nie mogłam nigdzie wychodzić. 
Zmrużyłam oczy, próbując ukryć syk, który wydobył się z moich ust zaraz po poruszeniu. 
- Ja też. - Judie przysunęła się bliżej mnie, łapiąc za moją wolną rękę, na której nie trzymałam głowy. - A teraz opowiadaj mi, co się tak naprawdę wczoraj stało. Widać, że cierpisz na kilometr.
Judie wzięła swoją miskę płatków, w końcu zaczynając ją jeść. Już chciałam ją zganić za marnowanie jedzenia. Była momentami bardzo dziecinna.
- Jakiś palant chciał zabrać mi torebkę, jak czekałam na taksówkę - zaczęłam, spinając się. Co by było, gdybym nie była aż tak pijana? Może upadłabym jeszcze mocniej? Albo odczuwała jeszcze większy ból? W tej chwili dziękowałam, że byłam w tamtym momencie bezwładna. - Spadłam na kość ogonową, gdy zaczął się ze mną szarpać.
- Ale odzyskałaś swoją torebkę? - zapytała, biorąc kolejną łyżkę do ust. 
- Tak - odpowiedziałam, na chwilę się zatrzymując w zeznaniach. Tajemniczy chłopak. Z perspektywy czasu wydawało mi się, że po tym jak oddał mi torebkę, skarcił mnie za bycie zbyt słabą na obronę. Nie wiedział chyba, że byłam królową złego losu. Zawsze miałam pecha do zdarzeń losowych. - Jakiś chłopak obezwładnił go i mi ją oddał.
- Oh - wypluła połowę zawartości swoich ust. - Był chociaż przystojny?
- Judie - westchnęłam zirytowana. - Znowu zaczynasz.
- Tu nie chodzi o mnie, kochana - prychnęła, ocierając ręką swoją mokrą brodą. - Poza tym jestem trochę zdziwiona.
- Czym?
- No tym, że nie zrobiłaś nic w swojej obronie - odpowiedziała.
- A co niby miałam zrobić? - zapytałam. - Walnąć go z liścia?
- Nie o to mi chodzi.

- A o co? - Byłam bardziej zirytowana.
- Mieszkałaś w Nowym Jorku przez długi okres czasu, jeżeli dobrze pamiętam - spojrzała na mnie, jakby potrzebowała ode mnie odpowiedzi. Pokiwałam głową, ponieważ to była prawda. Nie wiedziałam jednak, do czego dalej dążyła. - I nie uczęszczałaś na kurs samoobrony? Nie wierzę, że nigdy nikt cię nie okradł, skoro używałaś komunikacji miejskiej.
- Nawet o tym nie pomyślałam. - Oblizałam wargi, które były już suche od zimnego powietrza w mieszkaniu. - Nikt mnie nigdy nie okradł.
- Powinnaś zapisać się na jakiś kurs - uśmiechnęła się chytrze. - Przynajmniej poćwiczysz kondycję.
- To, że męczę się wchodząc do mieszkania, jeszcze nic nie znaczy - żachnęłam się. 
Do naszego mieszkania nie było żadnej windy, chociaż mieszkałyśmy na ósmym piętrze. Ostatnio zamieszkiwałam jedynie drugi i trzeci parter. Przeprowadzenie się do wieżowca było dla mnie wielkim wyzwaniem.
- Jak chcesz, Brenda - przewróciła oczami, odkładając pustą już miskę na ławę. - Ale powinnaś to przemyśleć. Może znajdziesz tam swojego księcia?
- Albo nabawię się więcej siniaków - odpowiedziałam, dotykając swojej posiniaczonego nadgarstka, za który pociągnął mnie napastnik. 

Zmarszczyłam brwi, próbując zrozumieć, co by mi to dało. Może w końcu nabrałabym więcej tkanki mięśniowej? Zawsze chciałam wyglądać jak modelki na Instagramie, ale nigdy nie miałam do tego żadnej motywacji. Może pozbyłabym się też zbędnych kilogramów na udach?
- Spodoba ci się. - Spróbowałam jej zawierzyć. - Poza tym mam przyjaciela, który jest trenerem samoobrony. Mogłabym umówić cię do niego na darmową pierwsza lekcję. Może ci się akurat spodobać.
- On czy zajęcia? - Nigdy nie wiedziałam czy mówi o chłopakach, czy o normalnych rzeczach. Często wplatała ich w nawet najdrobniejszą rozmowę. - Wiesz, że mam jeszcze dosyć po ostatnim.
- Wiem i za to również cię przepraszam - uśmiechnęła się do mnie pocieszająco. 
Wstała z kanapy i powędrowała w stronę korytarza, po chwili pojawiając się w salonie z torebką i telefonem w drugiej ręce.

- Uwierz mi, nie pożałujesz - ucieszyła się, szybko próbując znaleźć coś w swoim telefonie. 
Miałam nadzieję, że nie pożałuję ani jednej minuty tych zajęć. Miałam zamiar bawić się na nich, ćwicząc swoją kondycję. W końcu co może być w tym takiego trudnego?

Chłopak z metra | H.S. Kde žijí příběhy. Začni objevovat