26.1

753 98 42
                                    

Wyszłam, nie czekając na trzecią kwartę. Byłam spocona, a moje serce kołatało w mojej klatce piersiowej jak dzwon. Czułam, że nie będę potrafiła stać jeszcze długo o własnych siłach. Poprawiłam koszulkę i włosy, opierając się o ścianę. Widziałam, że Dany i Brooklyn szli od razu za mną. 

- Brenda, czy to ty? - usłyszałam donośny krzyk Dany'ego. Spojrzałam w stronę wejścia na stadion. Ciągnął Brooklyn za rękę. 

Przełknęłam ślinę, próbując opanować się na tyle, by być w stanie odpowiadać. 

Nie widziałam ich ostatnio na dwudziestoleciu firmy taty. Żadne z nich nie wiedziało, czemu uciekłam. Musieli się czuć zranieni. Brooklyn traktowała mnie jak własną córkę. Na pewno moją ucieczkę zwaliła na siebie. 

- Hej - powiedziałam tylko tyle, na ile starczyło mi dechu w piersi. 

- Tak bardzo się o ciebie martwiliśmy. - Dany podszedł do mnie, otulając mnie swoimi ramionami. Od razu rozpłakałam się w jego rękaw. Brooklyn stała za nim, próbując oddychać. 

Gdy odsunęliśmy się od siebie, poczułam, że właśnie spadło ze mnie wielkie kłamstwo, które trzymałam przez całe życie, zostało w końcu wydane. Nie był to stres a ulżenie. 

- Też za wami tęskniłam - odparłam. 

Spojrzałam na Brooklyn, która powoli do mnie podchodziła. Zaciskała pięści. To samo robiła z zębami. Nie wyglądała na zadowoloną. 

- Wiesz, że odchodziłam od zmysłów? Myślałam, że cię ktoś porwał - krzyczała na mnie. Dany przytulił ją od tyłu, podczas gdy jej łzy spływały po policzkach strumieniami. Ja również cały czas brałam głębokie oddechy, by nie odlecieć. - Myślałyśmy z Aggie, że cię ktoś porwał. Zniknęłaś tak nagle. Nawet nie zaczęło się przyjęcie. Było tyle nieznajomych ludzi. Co ty sobie myślałaś, dziecko? 

- Rozmawiałam z tatą - wyszeptałam, jakbym bała się napaści Brook. 

- I to ma cię usprawiedliwić? - sarknęła.

-  O czym rozmawialiście? - zapytał Dany.

Zacisnęłam wargi, spoglądając na nich z innej perspektywy. Przez całe życie uważałam Brooklyn za moją rodzoną siostrę. Wytworzyła się między nami więź, która nie powstałaby raczej, gdybyśmy były z innego domu. Jak miałam jej powiedzieć o tym, że dowiedziałam się, że nie jesteśmy siostrami? Może w pięćdziesięciu procentach. To zbyt mało. 

- O Sylvii - doprecyzowałam. Brooklyn wyprostowała się, gdy usłyszała imię kobiety, która ją urodziła. Poczuła, że to był porządny powód. - Nie jest moją biologiczną matką. 

Nastała chwila ciszy. Dany otworzył szerzej oczy, spuszczając powietrze z ust. Brook usiadła pod ścianą, łapiąc się za głowę. 

- Nie potrafiłam na was patrzeć. Za bardzo przypominalibyście mi o tym, że byłam okłamywana. Dlatego musiałam wyjechać. To poszło zbyt daleko. - Dany pokiwał głową. Brooklyn nawet na mnie nie spojrzała. Tylko dalej wpatrywała się w swoje buty. - Tata zdradził Sylvię, gdy miała depresję poporodową. Wyjeżdżała i korzystała ze swojego życia, kompletnie o tobie zapominając. W dodatku nie przyjęła żadnej pomocy od lekarza czy psychologia. Tata za to siedział w domu i się tobą opiekował. Moja mama była zatrudniona w tym czasie u was jako osoba sprzątająca.

- Zdradził mamę? - spytała zagłuszonym głosem Brook. Pokiwałam głową, mrucząc. - Co za bydlak!

- Nagle wszystko stało się jasne, czemu tak bardzo mnie nienawidziła.

- Nawet tak nie mów. Pomimo wszystko cię kochała. - Brooklyn podniosła głowę, spoglądając na mnie. 

Spojrzałam na Dany'ego, który wyglądał, jakby podzielał zdanie Brooklyn. Może mieli rację.

- Czy teraz, gdy już o tym wiemy, wróciłabyś? Do Nowego Jorku? - Zatkało mnie, gdy Brooklyn zapytała się o to tak szybko. Myślałam, że się mnie wyprze. Że wygoni za to, że ukrywałam to wszystko dla siebie. Przecież nie musiała mnie kochać. 

- To skomplikowane - odpowiedziałam, w tym samym czasie gdy zauważyłam, jak Harry wchodził na korytarz. Musiał się o mnie martwić i zaczął mnie szukać. 

- To jest ta komplikacja? - spytał Dany. Nie wyglądał na zadowolonego. Brooklyn również wydawała się wściekła. Czyżby coś przeskrobał, zanim przyjechał za mną do Bostonu?




Chłopak z metra | H.S. जहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें