32

1.3K 148 28
                                    

Nawet gdybym była pijana, nie byłabym przekonana czy przyjście na dzisiejszą imprezę ojca, będzie dobrym wyborem. Nadal nie otrząsnęłam się po kłótni z matka, a już miałam być wystrojona i gotowa by być jej kukiełką przez dzisiejszy wieczór. Na dodatek sukienka, którą mi wybrała, wcale nie była w moim stylu. Nigdy nie założyłabym coś tak obcisłego i zrobionego ze sztucznego materiału, jak ta sukienka. Nie byłam Kylie Jenner, której pasował nawet worek na śmieci. Nie byłam tą odważną. Byłam zwykłą Brendą, która miała dosyć podchodów z jej osobą i dość bycia przedmiotem, którym można było pomiatać.
- Jest dobrze. - Aggie siedziała z Brooklyn na fotelach, czekając już w swoim kreacjach. Przynajmniej nie tylko ja musiałam się tak ubierać. Byłyśmy w tym wszystkie. - Wcale nie widać ci tak nóg.
- O nie - burknęłam, znowu przeglądając się w lustrze. Kolejny raz przeciągnęłam sukienkę, by szła pod moim kolanem. Niestety za każdym razem wracała na swoje miejsce w połowie uda. - To bez sensu.
- Nie dołuj się - odezwała się w końcu Brooklyn, stając przy moim boku. Przyciągnęła mnie do siebie, przez co razem wpatrywałyśmy się w swoje odbicia. Brook uśmiechała się szeroko. Nie wiedziałam, skąd brała taki optymizm. Ja czułam w kościach, że stanie się coś złego. Nie było mnie stać nawet na mały uśmiech.
Sięgnęłam ręką na stolik nocny, biorąc  parę kolczyków.
- Będą pasować? - przyłożyłam do uszu. Aggie zaklaskała w ręce, co znaczyło, że to był strzał w dziesiątkę.
- Nigdy nie zrozumiem, czemu nie lubisz swojego ciała - zaczęła Brook. - Niejedna modelka by ci go zazdrościła.
- Mam duży tyłek - poskarżyłam się.
Od dzieciństwa rodziła się we mnie fobia bycia najlepszą. W przedszkolu zawsze byłam tą najnudniejszą, z którą nikt nie chciał się bawić. W liceum wszystkie dziewczyny chodziły  w najlepszych ciuchach od projektantów mody. Na studiach koleżanki chwaliły się swoimi podbojami łóżkowymi. Ja zawsze zostawałam gdzieś w tyle. Ten odrzutek i samotnik. Przez te wszystkie lata nabrałam do siebie coraz większego dyskomfortu. W końcu, gdybym była normalna i ładna, wszyscy chcieliby się ze mną przyjaźnić. Musiałam być wybrakowana. 
- Zawsze zazdrościłam ci tych szerokich bioder - rozmarzyła się Brooklyn. - Poród byłby wtedy sto razy łatwiejszy.
- Niestety poszłyśmy w ślady mamy - poskarżyła się Aggie.
Zaśmiałam się przez chwilę, próbując nie tracić swojej przygnębionej aury.
Przez kolejne kilka godzin wybierałyśmy dodatki, czesałyśmy się oraz robiłyśmy sobie makijaże. Brakowało mi takich dni jak ten, gdy znowu byłyśmy wszystkie razem i po prostu cieszyłyśmy się swoją obecnością. Ponieważ teraz spotykałyśmy się rzadziej, trudniej było znaleźć tę atmosferę z powrotem.    Tęskniłam za tym, gdy naprawdę potrzebowałam ich rady i bezinteresownej pomocy. W końcu były moimi siostrami.
- Dziewczyny, słuchajcie.
Gdy byłyśmy w fazie poprawiania najmniejszych detali, Aggie zabrała głos, stając przy wyjściu z sypialni. Po drugiej stronie siedzieli już Dany z Grantem, którzy przyjechali, by nas zabrać. Jazda jednym samochodem była o wiele lepsza, ponieważ więcej osób mogło się upić tego wieczoru. W tym ja.
- Coś się stało? - zapytałam, zagubiona w własnym bałaganie, który zdążyłyśmy zrobić na podłodze.
Nie wiedziałam, jakim cudem znajdę moje ulubione szpilki. 
- Ostatnio zaczęłam myśleć o dzieciach - wyszeptała, jakby dawała nam właśnie dostęp do najcenniejszego sekretu świata.
Rzuciłam bezskuteczne poszukiwania butów, by podbiec do Aggie i mocno przytulić ją do siebie.
Ta wiadomość wzbudziła we mnie falę emocji, przez co przez chwilę bałam się o świeżo zrobiony makijaż.
- To cudowna wiadomość - powiedziałam razem z Brooklyn, łapiąc za ręce Aggie. Zawsze cieszyłam się na wieść, że w rodzinie pojawiała się nowa osóbka. Córka Dany'ego i Brook było najsłodszym stworzeniem, jakie kiedykolwiek widziałam. Wiedziałam, że na pewno znajdę miejsce na kolejną.
- Ale nie wiem, czy jestem gotowa - powiedziała w końcu, jakby dusiła to w sobie od dłuższego czasu. - Jesteśmy młodzi, a nie chcę tak od razu uwiązywać Granta.
- Nie martw się. On i tak jest z tobą uwiązany do końca życia - prychnęła Brooklyn, mocniej ściskając jej dłoń. - Poza tym, gdy zaszłam w ciążę, byłam jedynie rok starsza od ciebie. To idealny wiek.
- Myślisz? - widziałam, jak niepewnie na nas patrzyła. Aggie ciężko stawiała decyzję. Co nie było dziwne. W końcu dwa razy odrzuciła zaręczyny Granta, tłumacząc się, że są jeszcze za młodzi. A on nadal przy niej był. Ona musiała wiedzieć, że to coś znaczy.
- Grant nigdzie się stąd nie rusza - powiedziałam, głaszcząc jej rękę. - Powinnaś z nim o tym porozmawiać. Może myśli tak samo, jak ty.
- A jeżeli nie?
Westchnęłam, spoglądając na lustro. Moja twarz wyrażała smutek i determinację. Chyba byłam gotowa na dzisiejszy wieczór.
- To spróbujcie za kilka tygodni, miesięcy. Macie jeszcze czas.
Zerknęłam na zegarek przy szafie, sprawdzając, ile zostało nam do wyjścia. W zasadzie powinnyśmy już wychodzić, by zdążyć na szampana i przemowę ojca. A przecież jeszcze chciałam zamienić z nim kilka słów przed otwarciem.
- To jak będzie? Pomożecie mi szukać tych głupich butów? - Aggie zaśmiała się nerwowo, próbując sprawdzić, czy nie uszkodziła sobie makijażu.
- Nigdy nie potrafiłaś utrzymać pokoju w czystości - pokręciła głową Brooklyn, odchodząc w głąb pokoju, by znaleźć moje zguby.
- Ostatnio szło mi bardzo dobrze.
Nie wspominałam, że działo się to przez fakt, że spotkałam się z mężczyznami. Nie wytrzymałabym wstydu, wpuszczając ich tu bez wcześniejszego ogarnięcia. - To przy was robię się bałaganiarą.
- I jeszcze na nas zganiasz. - Brooklyn parsknęła śmiechem, próbując przekopać się przez sukienki, które leżały porozwalane w kącie pokoju. Minęły wieki, zanim dokopałam się do tej jedynej. Niestety na marne, bo czułam się nadal okropnie.
- Macie coś? - zapytałam, wkładając do torebki najpotrzebniejsze rzeczy. Jeżeli dopadłby mnie dzisiaj okres, to miałam przechlapane. W duchu modliłam się o spokojną noc.
- Mam - spojrzałam na Aggie, która trzymała w ręku moje ulubione buty. Podeszłam do niej i w tym samym momencie Dany wtargnął do pokoju.
- Jedziemy, ślicznotki - przeskanował nas wzrokiem, uśmiechając się wdzięcznie.
- Puka się - burknęła Brooklyn, podchodząc do drzwi. - Co za czasy nastały.
Uśmiechnęłam się do siebie, biorąc torebkę pod pachę.
Nie wyobrażałam sobie życia bez ich zaczepek. W zasadzie to nie pamiętałam nawet życia Brooklyn bez Dany'ego. Zawsze kręcił się przy jej boku, nadstawiając dwa policzki, gdy tego było trzeba.
Gdy wsiedliśmy do samochodu, zrozumiałam w końcu, że teraźniejszość jest również tak samo dobra, jak nasza przeszłość. Nadal dogadywałyśmy się jak za starych dobrych czasów, tylko że teraz angażowałyśmy się w coś innego. Swoją własną przyszłość. Przestaliśmy patrzeć tylko na nasze grono i urosłyśmy w tonę doświadczenia. Brooklyn zyskała kochającego męża i córkę. Aggie miała w końcu podporę swojego życia, Granta.
- A ja? - pomyślałam, główkując, co tak naprawdę zdążyłam osiągnąć w życiu. Pomijając kilka dużych zerwań i przypadkowego seksu, został mi jedynie Harry, który ostatnio zostawił mnie w szoku i niedomówieniu. Widocznie miałam się tego dowiedzieć niedługo. Może i nawet za kilka godzin.

Chłopak z metra | H.S. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz