11.1

1K 130 36
                                    

    Tak jak myślałam, sześć dni później moje gardło było istną kopalnią zarazków, a nos non stop potrzebował chusteczki, które i tak nie dawały rady w odblokowaniu zatok. Głowa wydawała się teraz trzy razy cięższa niż zwykle. Byłam chora. Nie zaskoczyło mnie to ani trochę. Nawet leki, które Judie sprowadziła z apteki, nie dawały rady z moim złym samopoczuciem. Jedyne co poprawiało mi humor, był fakt, że miałam wolne i mogłam siedzieć cały dzień w domu, kiedy Judie musiała męczyć się za biurkiem w pracy. 
   - Wychodzę! - krzyknęła Judie, gdy rano przygotowała się do pracy. Ja wtedy leżałam jeszcze w łóżku i było to najlepsze uczucie na świecie. Poza tym, że miałam utrudnione poruszanie się i głowa bolała mnie, jakby ktoś przywalił mi w nią gongiem, życie wydawało się w końcu lepsze.

   Pokiwałam głową, nie otwierając oczu. Nawet gdybym chciała, byłam na to zbyt zmęczona. Choroba wykańczała mnie od środka.
   W południe przeniosłam się na kanapę, gdzie mogłam podkręcić termostat do 25 stopni. Nie żałowałam zbyt wysokich rachunków za pobór proądu. W zasadzie umierałam. Mogłam to robić w godnych warunkach. Z racji tego, że nie miałam ochoty na żadne jedzenie, od rana byłam tylko na dwóch zielonych herbatach i dziwnej słodkawo gorzkiej substancji, którą zostawiła mi Judie, pisząc na kartce, że jest to jej rodzinny przepis na rozprawienie się z chorobą. Uwierzyłam jej, wypijając cały dzbanek w przeciągu dwóch godzin. W tym czasie zdążyłam rozpocząć oglądanie nowego serialu, który polecano na Netflixie od kilku dobrych miesięcy. Trzynaście powodów, bo tak się nazywała ta seria, wciągnęła mnie na tyle, że nawet nie zauważyłam, jak Judie z powrotem była w mieszkaniu.
   - Brenda! - usłyszałam nawoływanie z kuchni, który rozniósł się po domu w akompaniamencie odgłosów szelestu reklamówek. Byłam zdziwiona, że po drodze zaszła do sklepu. Nasza lodówka świeciła pustkami. Mleko, ketchup i kilka win były jedynymi stałymi bywalcami. - Czy ciebie pogrzało do reszty? Tu jest jak w saunie!
   Odwróciłam się w stronę korytarza, na którym stała już rozwścieczona Judie, kręcąc termostatem. Zakryłam się kocem po sam nos, próbując zignorować jej krzyki. Zwykłe przeziębienie było gorsze od kaca. Wszystko słyszałam dwa razy głośniej niż było w rzeczywistości. To było uczucie nie do wytrzymania.
   - Gotujesz coś? -zapytałam, lekko podnosząc się na kanapie. Z mojego miejsca miałam dobry widok na kuchnię, gdzie znowu krzątała się Judie, wypakowując warzywa. To było raczej dziwnym widokiem. Zazwyczaj zamawialiśmy jedzenie z restauracji. Poza tym był piątek. Dzień, gdzie wychodziłyśmy na miasto.
   - Będziemy mieli gościa - złapałam się za głowę, gdy poczułam, że zaczynała spadać mi w dół. - Przebrałabyś się w coś bardziej wyjściowego?
   Odkryłam lekko koc, by zobaczyć, co miałam dzisiaj na sobie. Różowa piżama w jednorożce. Moja ulubiona, gdy zaczynałam chorować. Była idealna na całodzienne leżenie i wypoczywanie. Nie chciałam jej zdejmować. Nawet jeżeli przyszedłby Obama, nie wstydziłabym się w tym pokazać. Gniew Judie natomiast miał coś w sobie, przez co nie potrafiłam jej odmówić.
   - Kto zmusił cię do gotowania? - wstałam z kanapy, wyłączając przy okazji grający telewizor. Na dzisiaj widocznie mi wystarczyło. Judie na pewno nie pozwoliłaby mi leżeć w takim stanie. Nawet gdy chorowała, jej dziwne maści i jady węży pomagały jej przetrwać. Wierzyła w chińską technikę leczenia. Ja wolałam mocne prochy, które sprawiały, że czasami nie wiedziałam, gdzie się znajdowałam. 
   - Vex martwił się o ciebie przez cały tydzień. Nie dałaś mu znać, czemu nie przychodziłaś na treningi, więc zaprosiłam go do nas na kolację. Skoro i tak nigdzie dzisiaj nie wyjdziesz, postanowiłam sama coś ugotować. 
   Oparłam się o framugę drzwi, przyglądając się niepewnym ruchom Judie. Westchnęłam, gdy wytłumaczyła mi całą sytuację. Miała rację. Z tego wszystkiego nawet nie zdążyłam poinformować Vexa o mojej nieobecności. Myślałam jednak, że połączy fakty i zrozumie, że przez nasze sobotnie przygody zrodziło się coś mocnego. Do teraz czułam szok, który spotkał mnie zaraz po wpadnięciu do środka fontanny. 
   Z drugiej strony to dziwne, że będzie tu ktoś inny oprócz nas. Vex łamał wszystkie zasady.
   Zimny dreszcz spłynął po moim kręgosłupie, wywołując wspomnienia, o których wolałam zapomnieć do końca życia.
   - No dobrze - powiedziałam. - W takim razie to zmienię. Wolałabym, żeby nie widział mnie w tym wydaniu.
   - Widział cię już w gorszych sytuacjach - zaznaczyła Judie, podnosząc wskazujący palec w górę. 
   - Założę coś innego - uniosłam brwi, przewracając oczami. 

   Może i Judie miała rację, ale wolałam już nie ryzykować w jego oczach. Może jednak nie dałabym rady pokazać się w tym wszystkim. W końcu Obamy nie znałam jako osoby, Vexa za to owszem.
   - A jak z twoim byłym? - zapytała cicho, gdy chciałam odwrócić się w stronę pokoju. W końcu nie wiedziałam, kiedy miałam spodziewać się gości. 
   - Masz na myśli Harrym? - odparłam, zagryzając lekko wargę.
   Nie spotkałam go od soboty, ale coś wydawało mi się, że to nie było nasze ostatnie spotkanie. Jego słowa wyryły się w mojej psychice. Cieszyłam się, że od kilku dni siedziałam tylko w mieszkaniu. Zawsze była mniejsza szansa, by go spotkać. Może do tego czasu opuści Boston i wróci do swojego życia. 
   Przeklęłam w myślach, gdy moje ciało na samą myśl, że miałby wracać do Nowego Jorku, zaczęło się trząść. Pomimo wszystko świadomość, że mnie szukał, wywoływała we mnie stare, zapomniane uczucia, które chciałam w swoim życiu.
   Zacisnęłam zęby, by skupić się na teraźniejszości.
   - Wiem, że to dla ciebie trudne - zaczęła. Zamknęłam oczy, gdy zrozumiałam, że znowu chciała zacząć ten temat. Pokręciłam głową, próbując jej przerwać. Nawet nie przeszkadzało mi to, że przez to moja głowa wybuchała na nowo od środka za każdym razem, gdy nią poruszyłam. Po prostu nie potrafiłam nic w tej chwili powiedzieć. - Dobra, jeżeli nie chcesz o tym gadać, to nie. Ale obiecuję, że kiedyś od ciebie wszystko wyciągnę i nie będzie tak wesoło. Naprawdę się o ciebie martwię i nie wiem, jak z tobą gadać. Nawet Vex nie wie, co się tam tak naprawdę wydarzyło. Jesteś jak chodząca zagadka. 
   Uśmiechnęłam się lekko, cofając w przejściu.Nie chciałam o tym rozmawiać. Poszłam do pokoju, próbując przebrać się w jak najszybszym tempie.

   Piętnaście minut później i połowę suchego szamponu mniej, w końcu wyglądałam jak człowiek. Gdy otwierałam drzwi od łazienki, akurat zadzwonił dzwonek oznajmujący przybycie gościa. Ten dźwięk był tak rzadką rzeczą, że przez chwilę nie wiedziałam, czym konkretnie to było.
   Judie wybiegła na korytarz jak poparzona, próbując złapać za klamkę przede mną. Sekundę przed otwarciem poprawiła swoje bujne loki, na co nie mogłam się nie zaśmiać.

   - Tylko przyjaciele? - zapytałam, uśmiechając się pod nosem.

   Judie spojrzała na mnie oceniającym wzrokiem, próbując spojrzeć na mnie z góry. Ja jednak wiedziałam, że rumieni się, zasłaniając w ten sposób swoje policzki.
   - Zamknij się - wytknęła mi język, otwierając szeroko drzwi. 

Chłopak z metra | H.S. Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang