18

1.7K 169 36
                                    

- Zobacz, gra nasz ulubiony zespół - spojrzałam na telewizor, na którym akurat pokazywana była tabela wyników i rozkład zawodników na boisku. Oczywiście Harry musiał włączyć kanał sportowy. W tym momencie rozgrywał się tam mecz koszykarski. Boston Celtics grało mecz o wejście do grupy finałowej turnieju międzystanowego. Tata uwielbiał ich oglądać i zawsze tłumaczył mi, kto jest dobry lub co może osiągnąć. Zazwyczaj go nie słuchałam, jednak kilka informacji zostało mi na szczęście w głowie.
- Rozgrywający jest do bani. Powinien go zastąpić lewy skrzydłowy z dwudziestką na plecach - usiadłam na fotelu, by zachować prywatność. Chociaż z drugiej strony nadal nie wiedziałam, jak brać do siebie ten pocałunek. To prawda, to było magiczne i nie z tej ziemi, ale Harry nie wydawał się zmieniony po tym wydarzeniu. Jakby nic się przed chwilą nie stało, a całowanie czyichś dziewczyn było rzeczą powszechną.
Nie wiedziałam, czy zachować pozory, czy nadal graliśmy w grę, którą on prowadził.
- Podobno ich nie lubisz - spojrzał ponad ramię, posyłając mi szeroki uśmiech. Wyglądał bardzo młodo i świeżo. Czemu ja musiałam wyglądać przy nim jak brzydki kłąbek nerwów?
Położył rękę na oparciu kanapy, przez co znowu odległość zaczynała się pomiędzy nami zmniejszać. - Ale masz rację. Gordon jest idealny na miejsce rozgrywającego.
- Czy ja kiedyś powiedziałam, że ich nie lubię?
- Może nie, ale sprawiałaś takie wrażenie.
Wydawało mi się, że patrzył cały czas na moje usta. Nie mogłam sie skupić.
- Byłam na kilku meczach - przyznałam się. To było czasem jedyne miejsce, gdzie mogłam posiedzieć z tatą i bez pośpiechu cieszyć się jego obecnością.
- Pierwsze wrażenie jest czasem mylne.
- Chyba masz rację.
Widziałam, jak Harry zacisnął szczękę, po czym cofnął rękę i wrócił do oglądania meczu. Zmarszczyłam brwi, nie wiedząc, jak zareagować.
- Jedzenie zaraz wystygnie - stwierdziłam. Jeżeli chciał zmienić temat, to nie miałam z tym problemu. Poza tym, chciałam, by znowu było przyjemnie, a atmosfery nie dawało kroić się nożem. Nie lubiłam siedzieć jak na szpilkach i czekać, aż ktoś powie coś konkretnego, co uratuje konwersacji przed naturalną śmiercią. - Możemy pójść do kuchni.
- Dobry pomysł - uśmiechnął się zadziornie, wstając z siedzenia.
Gdy oboje weszliśmy do kuchni, by zanieść jedzenie do odgrzania, zastaliśmy wielki burdel i jeszcze więcej porozrzucanych butelek po alkoholu.
- Kompletnie o tym zapomniałam - przyznałam się, od razu podchodząc do kosza na śmieci. Nie chciałam, by widział, że bywa u mnie nieporządek. Pomimo wszystko chciałam, by widział we mnie poukładaną osobę. Tak byłam wychowana. Śmieci na pewno nie pomogą mi tego osiągnąć. Poczułam sie zażenowana.
- Zostaw to - Harry wyrwał worek na śmieci z mojej ręki, łapiąc mnie w pasie. - To my powinniśmy ci z tym pomóc wcześniej. Przepraszam, że zostawiliśmy cię z tym samą.
Gdy zbliżył twarz do mojej, musiałam przyznać, że znowu poczułam się podekscytowana. Podekscytowana pocałunkiem i tym, co robił z moim ciałem. Poza tym jego ręce były umieszczone zbyt blisko mojej talii, przez co nie mogłam racjonalnie myśleć. Zamiast jednak tego Harry złożył krótki całus na policzku. Czułam się zawiedziona, ale jednocześnie szczęśliwa, że nie próbował robić nic na siłę.
Na początku musiałam wyjaśnić wszystko z Bradem.
- Nie bój się. Nie zrobię nic wbrew twojej woli - uśmiechnął się lekko, przez co lekki dołek pojawił się w jego policzku. Był bardzo przystojny. - Dopiero jak będziesz o to błagać.
- To się nigdy nie stanie - przewróciłam oczami, odpychając jego ramiona. - Chcesz się czegoś napić?
- Chętnie. Jestem spragniony.
Nie chciałam się odzywać, ale znowu poczułam w tym podtekst. Gdy spojrzałam mu w oczy, ten jedynie mrugnął do mnie okiem i usiadł przy stole, trochę ogarniając blat.
W międzyczasie ja zdążyłam położyć już na stole dwa kubki i sok, który znalazłam w lodówce i podsunąć go Harry'emu.
Włożyłam jedzenie do mikrofalówki i nie wiedząc, co robić, oparłam się tyłkiem o blat, wpatrując się w Harry'ego.
- Mam do ciebie jedno pytanie.
- Okej - przesunął się trochę na krześle,  by lepiej zająć swoje miejsce.
- Co byś powiedział, jakbym załatwiła twojemu zespołowi koncert i dostalibyście jeszcze dziesięć tysięcy dolarów? Moja mama go organizuje. Wszystko jest legalne - przez chwilę mrużył na mnie oczy.
W zasadzie spodziewałam się od niego innej reakcji. Coś typu skakanie do sufitu i dziękowanie mi do końca życia, za danie im takiej możliwości. Może jednak za bardzo przeliczyłam swoje oczekiwania.
- Nie cieszysz się?
- Brenda - westchnął. - Oczywiście, że się cieszę. Dziesięć patyków to sporo pieniędzy, ale to nie ja decyduję, czy zagramy czy nie. Nie jestem liderem zespołu. Ja tylko gram na gitarze i czasem daję chórki.
Otworzyłam usta, gdy słowa Harry'ego do mnie dotarły. Nie zakładałam nawet innej opcji, by ktoś był wyżej od Harry'ego.
- To kto jest kapitanem? Duke? Kai?
Stawiałam na Kaia. Był najbardziej odpowiedzialny z całej ich trójki. Przynajmniej na takiego wyglądał.
- Słuchaj, Brenda - przerwał mi tok myślenia. Lekko podciągnął jeden kącik ust do góry, przez co nie mogłam skupić się na własnych myślach. - Nasz zespół nie składa się tylko z trzech osób. Jest nas trochę więcej.
- Och - zdziwiłam się. - W porządku. W takim razie porozmawiałbyś z waszym szefem i spróbował go ugadać? Potrzebuję tam was. Obiecałam mamie, że znam zespół muzyczny i mogę go załatwić.
Wziął przez stolik moją rękę i zamknął w uścisku swoich rąk. Spojrzałam na nasze splecione palce. To wyglądało dziwnie i tak nowo.
- Porozmawiam z naszym szefem. Masz to jak w banku - znowu jego wzrok wylądował na moich ustach. Nie wiedziałam, czy robił to specjalnie, ale naprawdę zaczynało mi to przeszkadzać. Za dużo sobie wtedy wyobrażałam.
- Super. Myślałam, że będzie trudniej cię przekonać. Zamierzałam nawet zacząć cię błagać - wyciągnęłam ręce z jego uścisku. Na słowo "błagać" zaczął się śmiać, kręcąc głową w oznace politowania. Podeszłam do mikrofalówki i wyciągnęłam nasze odgrzewane dania. - Smacznego.
Położyłam przed nim jego porcję.

- Mogę cię o coś spytać?
- Nie musisz się o to pytać. Oczywiście, że możesz.
- Okej.
Po zjedzonej kolacji znowu wylądowaliśmy na kanapie. Tym razem to ja zarządzałam pilotem i wybrałam jakiś film, który był na pierwszej stronie Netflixa. Pisało, że jest komedią obyczajową, czyli to, czego najbardziej teraz potrzebowałam.
- Twoje tatuaże coś oznaczają? Bolały cię? - spytałam.
- To nie było jedno pytanie. - Przewróciłam oczami na jego dokładność. - Nie bolały. Przynajmniej te na rękach.
- Masz ich więcej na ciele? - spojrzałam na jego klatkę, która była odziana w koszulkę z Hard Rock Cafe. Możliwe, że coś pod nią skrywał.
- Tak. Dwa na brzuchu i trzy na prawej nodze. Jeżeli dobrze pamiętam. - Od razu zjechałam wzrokiem w dół jego osoby. Chciałam je wszystkie zobaczyć. Jeżeli były takie piękne jak na rękach, to chciałam je ujrzeć. - A wracając do pierwszego pytania, to tak i nie. Niektóre mają znaczenie, bo robiłem je z jakieś okazji. A reszta to jedynie zapełnienie na mojej ręce. Próbuję zrobić sobie rękaw.
Pokazał, jak powinno to wyglądać, a ja po prostu patrzyłam na jego ręce.
- Co z tą gitarą? - To była pierwsza rzecz, którą w nim zauważyłam po raz pierwszy. Ten tatuaż wydawał się najbardziej jasny. Musiał być robiony najwcześniej z nich wszystkich.
- Do niego akurat jest historia, a ty ją znasz - powiedział, biorąc moją dłoń w swoją, kładąc ją na jego ramieniu. Jego skóra była gładka i w pewnym sensie czysta. To było jak płótno dla artysty.
- Przepraszam - stwierdziłam, że wyszłam na głupią. Mogłam się domyślić, że ta gitara, to był symbol jego pierwszego instrumentu.
- Nie masz za co. Jesteś po prostu ciekawa.
- A te ptaki?
- Były po prostu ładne.
Uniosłam brwi, by nie powiedzieć nic za dużo. Jakiekolwiek głupie komentarze jedynie przeszkodziłyby mi w odkrywaniu go.
- A ta litera D, która jest nad tym kołem? - przez chwilę poczułam, jakby się spiął.
- To inicjał mojej byłej.
Tym razem nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem.
- Ile miałeś lat?
- Dwadzieścia. Wtedy wydawało mi się, że ją kocham. Poza tym ona bardzo tego chciała. Sama zaciągnęła nas do salonu.
Przewróciłam oczami. Tylko Harry mógł zrobić takie coś dla dziewczyny.
- To szczyt głupoty.
- Wcale nie. Mi się wydaję, że to całkiem romantyczny gest.
- Jesteś romantykiem? - spojrzałam na niego. Zdjęłam rękę z jego ramienia, kątem oka patrząc na włączony film. Chyba raczej nici z maratonu filmowego.
- A kto nie jest - położył głowę na oparcie kanapy. - Może miałbym wytatuować sobie jej twarz? Taka opcja też istniała.
Tym razem nie potrafiłam jedynie parsknąć. Złapałam się za brzuch, gdy prawie zaczęłam płakać przez śmiech.
- Jesteś niemożliwy.
- A co miałem zrobić w takiej sytuacji?
- Gdybym już miała robić sobie tatuaż związany z moim chłopakiem, to musiałoby to być coś z nami połączone, co nawet pomimo zerwania pokazywałoby mi, że czasami naprawdę się kochaliśmy. Tak po prostu.
Przez chwilę milczeliśmy. Takie słowa nie często wychodziły z moich ust.
- Następnym razem to przemyśle. Dzięki za pomysł.
- Nie ma sprawy.
Chciałam wrócić do oglądania filmu, skoro stwierdziliśmy z Harrym, że temat został skończony, jednak przerwał mi to telefon. A dokładniej sms, którego właśnie dostałam.

Od Brad:
Co powiesz na wycieczkę do Hartford?

Spojrzałam na ekran, chwilę zastanawiając się nad odpowiedzią. Harry patrzył już na telewizor, dlatego miałam większą kontrolę nad sytuacją i wiedziałam, że nie będzie podglądał.

Do Brad:
Nie dam rady. Przepraszam.

Zablokowałam ekran i wróciłam do oglądania.

Chłopak z metra | H.S. Where stories live. Discover now