Hagrid szedł szybko ponurą, ciemną ulicą. Gdzieś przed sobą słyszał krzyki. Na horyzoncie biła czerwona łuna. Pożar już ugaszono, ale gdzie nie gdzie dogasały ostatnie płomienie. W końcu zza zakrętu wyłonił się dom - a raczej to, co z niego zostało.
Olbrzym powstrzymał szloch. W tym domu mieszkali jego przyjaciele. Teraz gdzieś tam, wśród ruin, leżały jeszcze niedawno ich martwe ciała.
Hagrid przecisnął się przez tłum aurorów, próbujących ogarnąć zamieszanie. Ignorując ich gniewne krzyki i ostrzeżenia wszedł pomiędzy ruiny.
- Hagridzie, nie wchodź tam! Ten dom może się zawalić!
Nic nie odpowiedział, tylko podążył tam, gdzie jeszcze niedawno było pierwsze piętro i sypialnia. Usłyszał ciche popłakiwanie niemowlęcia. Pchnął pozostałość po drzwiach i wszedł do pokoju.
Na środku pomieszczenia stało łóżeczko. W środku leżał mały, czarnowłosy chłopiec. Na czole miał brzydką, krwawiącą ranę. Cicho płakał, patrząc z przerażeniem na Hagrida.
- No już, mały - mruknął olbrzym, wyjmując go z łóżeczka. - Już ci nic nie grozi, cholibka...
Owinął go we własny płaszcz (równie dobrze mógł go włożyć do kieszeni) i rozejrzał się jeszcze raz po pokoju. W kącie dostrzegł jeszcze jedno łóżeczko. Podszedł szybko do niego i zajrzał do środka.
- No chodź, ślicznotko - mruknął. - Ciebie też tu nie zostawimy.
Dziewczynka leżała nieruchomo i patrzyła na niego z szeroko otwartymi oczami. Nie płakała. Hagrid chwycił ją i także owinął w płaszcz. Obrzucił pokój jeszcze jednym, uważnym spojrzeniem i otarł łzę. Potem obrócił się i wyszedł.
***
Gdy Hagrid pojawił się na pustej, mugolskiej uliczce Privet Drive, pożyczonym latającym motorem, czekały tam na niego dwie osoby. Olbrzym zsunął się nieco niezgrabnie z pojazdu i podszedł do nich.
- Dobry wieczór, panie psorze! - Kiwnął głową w kierunku czarodzieja z długą, siwą brodą. Potem obrócił się w kierunku wysokiej i chudej kobiety w szpiczastym kapeluszu. - Dobry wieczór, pani psor!
- Albusie... - Kobieta chciała o coś zapytać swojego towarzysza, ale czarodziej pokręcił głową.
- Daj mi go, Hagridzie! - zwrócił się do olbrzyma.
Hagrid oddał czarodziejowi małego chłopca. Ten wyjął z kieszeni list i umieścił go między kocami. Następnie podszedł pod drzwi jednego z domów.
- Albusie, ja naprawdę uważam, że to nie jest dobry pomysł. - Na potwierdzenie jej słów zza ich pleców rozległ się spazmatyczny szloch Hagrida.
- Hagridzie...
- Tak. - Siąknął raz jeszcze nosem, wyciągając ogromną chustkę do nosa. - Przepraszam, panie psorze...
Profesor zwrócił się do kobiety:
- Minerwo, wiem, że to nie jest najlepszy pomysł, ale innego nie mamy. Tutaj Harry będzie najbezpieczniejszy.
- Albusie! Ty nie widziałeś tych mugoli! To chyba najgorsi ludzie na świecie!
- Minerwo, wiem. Ale jak już powiedziałem - tu będzie najbezpieczniejszy. - Z tymi słowami schylił się i położył chłopca pod drzwiami.
Wszyscy troje patrzyli chwilę na zawiniątko, po czym czarodziej westchnął.
- Powodzenia, Harry!
W tym momencie spod płaszcza Hagrida rozległo się ciche ziewnięcie. Olbrzym rozsunął poły płaszcza i wyjął drugie niemowlę.
- Właśnie, panie psorze, co z nią?
Dziewczynka rozglądała się dookoła szeroko otwartymi, zielonymi oczami. Profesor podszedł do Hagrida i wziął ją ostrożnie na ręce.
- Zajmę się nią, Hagridzie.
- Co zamierzasz z nią zrobić, Albusie? - dopytywała się Minerwa. - Nie zostawisz jej tutaj? Razem z Harrym?
Profesor pokręcił głową.
- To byłoby zbyt niebezpieczne...
- Jak to? Harry jest tu bezpieczny, a ona nie?
Mężczyzna skinął głową.
- To potężniejsza magia, niż nam się wydaje.
Z tymi słowami obrócił się z zamiarem odejścia.
- Albusie! - zawołała raz jeszcze kobieta. - Dokąd ją zabierasz?
Czarodziej uśmiechnął się.
- Sądzę, że u młodych państwa Ravenów, będzie jej całkiem przyjemnie.
Po tych słowach obrócił się i zniknął.
![](https://img.wattpad.com/cover/205855558-288-k568817.jpg)
YOU ARE READING
Walcz o to, co kochasz
FanfictionMówili o nim - Chłopiec, Który Przeżył. O niej - nie mówili nic. A przecież zrobiła wszystko, by był Mężczyzną, Który Żyje.