14. Powroty [2/6]

2 0 0
                                    

Następne dwa dni były bardzo intensywne, dlatego, gdy tylko dotarła do nich wiadomość, że Harry się obudził, popędzili do niego, by wszystko mu opowiedzieć. A było co.

Alex spała już drugą noc w swoim dormitorium. Pani Pomfrey cmokała i narzekała, ale nie mogła się przyczepić do niczego w jej stanie zdrowia i puściła ją w końcu prosto na mecz quidditcha. Zaraz po meczu dziewczyna spotkała się z przyjaciółmi i odwiedzili wciąż nieprzytomnego Harry'ego wraz z resztą drużyny. Nie mieli niestety czego świętować - mecz bez szukającego był skazany na porażkę, mimo iż Alex dwoiła się i troiła, żeby była to porażka z honorem. Prawie jej się udało, mecz zakończył się wynikiem 160 do 140 dla Puchonów. Wszyscy byli pod wrażeniem, nawet ich szukający podszedł potem do nich, by im pogratulować.

- To była świetna gra, Potter. Niewiele brakowało, a byście wygrali. Strach pomyśleć, co byście zrobili, gdybyście mieli choćby zapasowego szukającego, o Harrym nie wspominając.

Wood zresztą też nie mógł się tak całkiem smucić.

- Już myślałem... Że w tym roku - mamrotał pod nosem. - No nic, w takim razie za rok. Innej opcji nie ma. Musimy mieć szukającego wśród rezerwowych... Dlaczego my w ogóle nie mamy rezerwowych? Owszem, Alicja, ale ona przecież nie złapie znicza! I trzeba...

- Ollie. - Alex przerwała mu te nerwowe rozmyślania. - To był dobry mecz. Puściłeś tylko jednego gola i to jedynie dlatego, że tłuczek omal nie roztrzaskał ci miotły. Skup się na tym. I wyciągnij wnioski na przyszłość. Ale na spokojnie, gdy ochłoniesz.

- Masz rację, Lex. - Oliver uśmiechnął się. - To był bardzo dobry mecz. Ty byłaś bardzo dobra, fenomenalna wręcz! Strzeliłaś chyba z dziesięć goli!

- Dziewięć - poprawiła go skromnie, choć i przy pozostałych akcjach odegrała swoją rolę.

- I to po tym wszystkim, co przeszłaś...!

Uśmiechnęła się blado. Tak, biorąc pod uwagę okoliczności ten mecz był wspaniały. Szkoda tylko, że Harry nie mógł tego widzieć.

Ron i Hermiona wszystko jej opowiedzieli. O tym, jak Ron w miarę szybko doszedł do siebie po spotkaniu z figurami szachowymi, o tym, jak bez problemu przeszli przez salę z kluczami, jak Hermiona transmutowała kawałek diabelskich sideł w linę, dzięki której wrócili do komnaty z Puszkiem, którego uśpili za pomocą fletu...

- To był doskonały pomysł, by wziąć ten flet z powrotem - dodała, patrząc z wdzięcznością na Alex. - No a potem, gdy szliśmy do sowiarni, wpadliśmy na Dumbledora i dalej już wiesz.

Alex streściła im jedynie wydarzenia, które miały miejsce w ostatniej komnacie, twierdząc, że poczeka z konkretami na Harry'ego, by mieli pełniejszy obraz sytuacji.

- To było szalone, nie? - westchnął Ron. - Mogliśmy zginąć, mogli nas wyrzucić ze szkoły...

- Nadal mogą nas wyrzucić ze szkoły, Ron - zaoponowała Hermiona. - A poza tym...

- Cieszę się, że to zrobiliśmy - przerwała jej Alex. - Wiecie? Wbrew wszystkiemu udało się nam coś, co wydawało się niemożliwe. Zrobiliśmy coś dobrego.

- Myślisz, że nikt inny nie mógł tego zrobić? - zastanowiła się Hermiona. - Ktoś z nauczycieli? Ktokolwiek?

Alex zawahała się przed odpowiedzią. Przypomniała sobie rozmowę z dyrektorem. On zdawał się wiedzieć o wszystkim. A jednak to oni to wszystko zrobili. Quirrel oszukał największego czarodzieja w tym stuleciu, a nie zmydlił oczy czwórce pierwszoroczniaków? To było nie do pomyślenia!

- Myślę... Myślę, że to był prezent dla nas. Jakbyśmy... jakbyśmy dostali szansę, by uwiadomić sobie, na jak wiele nas stać - mruknęła.

- Ja tam twierdzę, że gdyby nie my, to Sami-Wiecie-Kto już by warzył sobie w podziemiach Eliksir Życia - odparł Ron. - Mówię wam, nie mogą nas teraz wyrzucić ze szkoły!

Alex nie słuchała dalej kłótni przyjaciół, bo dostrzegła jeszcze jedną postać siedzącą samotnie w kącie Pokoju Wspólnego. Od razu dopadły ją wyrzuty sumienia. Zapomnieli o tym, a jeszcze jedna kwestia wymagała wyjaśnienia.

- Neville? Możemy pogadać? - Dosiadła się pucułowatego chłopca.

Burknął coś, ale Alex nie zraziła się tym.

- Neville, słuchaj... Chciałam cię bardzo przeprosić za tamto. Mieliśmy bardzo ważną rzecz do zrobienia i za mało czasu na tłumaczenia. Musieliśmy postawić wszystko na jedną kartę - wyjaśniła. Neville nadal na nią nie patrzył. - Ale to w żaden sposób nie usprawiedliwia tego, co ci zrobiliśmy. Co ja ci zrobiłam - dodała ciszej. - Proszę, nie gniewaj się na nich. Jedyną osobą, na którą powinieneś być zły, jestem ja.

- Nie jestem zły na was, Alex - odpowiedział w końcu chłopiec niechętnie. - Tylko na siebie. Bo wy robiliście coś dobrego, ważnego, a ja chciałem was powstrzymać. Mały, głupi Neville - mruknął.

- To nie tak, Neville. - Dziewczynka odetchnęła głęboko. - To, co zrobiłeś, było bardzo odważne. Czasem ludzie, którzy mają jakąś misję są tak skupieni na dążeniu do jej wypełnienia, że zapominają, po co to robią. Potrzebują ludzi, którzy ostudzą ich zapał i pomogą twardo stanąć na ziemi. Ty jesteś taką osobą, Neville. Tym razem nie miałeś racji, ale tylko dlatego, że nie znałeś wszystkich faktów. - Alex zamilkła na moment, szukając odpowiednich słów. - Nie był byś dobrym przyjacielem, gdybyś nie próbował nas powstrzymać. To świadczy tylko o tym, że martwisz się o nas i o cały Dom. Niezależnie od efektu, intencje też się liczą. To nieprawda, że dobrymi chęciami wybrukowane jest piekło.

- Dzięki, Alex. - Neville uśmiechnął się w końcu. - To miłe, co mówisz, choć ja wiem, że jestem tyko i wyłącznie niezdarą.

- Tylko i wyłącznie tak długo, jak długo będziesz sam o sobie tak myślał - poprawiła go Alex, poklepując po ramieniu i wstała. - Idę do Harry'ego. Pani Pomfrey powiedziała, że możemy go zaraz odwiedzić, bo już może przyjmować gości.

- Alex, czy ty naprawdę... naprawdę uważasz mnie za przyjaciela? - zapytał jeszcze cicho Neville.

Dziewczynka uśmiechnęła się.

- To ja powinnam zapytać, czy aby na pewno zasłużyłam na twoją przyjaźń, Neville - odpowiedziała i wraz z Hermioną i Ronem przeszła przez dziurę pod portretem, by spotkać się z Harrym.

- Macie pięć minut - poinformowała ich sucho pani Pomfrey. - Pan Potter musi odpoczywać.

Hermiona i Ron przywitali wylewnie Harry'ego, a Alex tylko uśmiechnęła się lekko i usiadła na skraju jego łóżka. Brat odwzajemnił jej spojrzenie i z ciekawością wysłuchał tego, co przyjaciele mieli do powiedzenia. Wyjaśnił też im szczegółowo to, co już zdążyła opowiedzieć częściowo Alex. Ron i Hermiona stanęli na wysokości zadania i wydawali okrzyki grozy w odpowiednich momentach.

- Byłeś taki dzielny, Harry! - pisnęła na końcu Hermiona.

- Ale nie byłoby mnie tutaj, gdyby nie Alex - odparł chłopak, patrząc z wdzięcznością na siostrę. - Bez niej nie dałbym rady. Bez was zresztą też.

- Jesteśmy przecież całkiem zgraną drużyną, nie? - odezwała się w końcu Alex.

Uśmiechnęła się do brata. Przypomniała sobie słowa Dumbledora i doszła do wniosku, że mają sobie do opowiedzenia znacznie więcej niż to, co da się przekazać w parę minut.

Ale z drugiej strony - mieli jeszcze na to czas. Teraz byli bezpieczni, rok szkolny dobiegał co prawda końca i znowu mieli rozjechać się do osobnych domów, ale przecież do tego czasu było jeszcze parę dni, a Harry wkrótce miał opuścić skrzydło szpitalne.

Mieli czas. I mnóstwo rzeczy do wyjaśnienia. Teraz jednak chciała powiedzieć mu tylko jedno.

- Harry, ja... - Alex otworzyła usta, jednak w tym momencie pani Pomfrey przypomniała sobie o ich obecności i natychmiast wyrzuciła ich na zewnątrz.

Dziewczynka jednak miała przeczucie, że brat mimo to zrozumiał, co chciała mu przekazać.

Walcz o to, co kochaszWhere stories live. Discover now