6. Korytarz na trzecim piętrze [3/6]

5 0 0
                                    

- No dobra, Harry, przyznaj się, w co znów się wpakowałeś... - Złapała brata tuż za progiem klasy. - No? Co tym razem?

Chłopak przystanął. Ron zatrzymał się tuż obok.

- Ja? To ty drażniłaś się z Malfoyem - odparł oburzony Harry. - Co miałem zrobić?

- Nic - odpowiedziała, wzruszając ramionami. - Malfoy na zbyt wiele sobie pozwala, to fakt. Ale nie zamierzam się zniżać do jego poziomu. Mam nadzieję, że ty również...?

- Nic ci do tego - warknął do niej Harry, wyraźnie zdenerwowany. - Jesteś niemożliwa, przez ciebie nikt nie traktuje mnie poważnie. Daj mi święty spokój!

Obrócił się i ruszył szybko na następną lekcję. Ron po chwili namysłu ruszył za nim, oglądając się co chwila na Alex.

Dziewczyna stała przez dobrą chwilę na środku korytarza, nie zawracając na poszturchiwanie i marudzenie innych uczniów, tłumnie przechodzących obok niej. W głowie miała pustkę - jej umysł nie umiał znaleźć odpowiedniej reakcji na takie słowa. Nie potrafiła zrozumieć, co się właśnie wydarzyło.

Co mu się stało? Przecież... - pomyślała, kiedy zadzwonił dzwonek i wreszcie ruszyła przed siebie.

Pokręciła głową. Wydawało jej się, że dobrze się rozumieją, że udało im się nawet zaprzyjaźnić. Zupełnie nie spodziewała się takiej reakcji z jego strony. A przecież tylko próbowała go chronić. Bo to robią przecież siostry, prawda? Gdy byli dziećmi, to on ochronił ją, choć całkiem nieświadomie. Miała wobec niego dług wdzięczności i postanowiła spłacać go każdego dnia.

Pytanie tylko, czy Harry jej na to pozwoli.

Wolnym krokiem zeszła do lochów. Minęło już kilka minut od dzwonka, kiedy pchnęła bez pukania drzwi do pracowni profesora Snape'a.

- Niech zgadnę, Potter... - W klasie zabrzmiał cichy, lecz groźny głos nauczyciela. - Nie słyszałaś dzwonka?

Pokręciła głową.

- Nie, panie profesorze, słyszałam i to bardzo wyraźnie. Rozdzwonił się tuż nad moim uchem. Po prostu... - urwała. Uświadomiła sobie, że nie ma właściwie nic na swoje usprawiedliwienie.

- Minus dziesięć punktów dla Gryffindoru. Siadaj! - wycedził nauczyciel, a Alex ruszyła na swoje miejsce, nawet nie próbując dyskutować. Po pierwsze nie miało to najmniejszego sensu, chyba, że chciała zarobić jeszcze szlaban, a po drugie czuła, że zasłużyła na tę karę.

Usiadła koło Neville'a i otworzyła podręcznik na odpowiedniej stronie. Przeczytała przepis i poszła do szafki po składniki. Zabrakło dla niej pazurów jastrzębia.

Kto późno przychodzi, sam sobie szkodzi.

- Neville, nie zostało ci trochę pazurów jastrzębia? - spytała cicho kolegę.

Chłopiec skinął niemrawo głową.

- Ale tylko trochę. Przykro mi, Alex.

Uśmiechnęła się pokrzepiająco.

- Nic się nie stało, spokojnie. Mogę? - zapytała, wskazując na nadmiar składnika, leżący koło kociołka chłopca.

Neville podał jej pazury, a Alex rozejrzała się w poszukiwaniu kolejnego potencjalnego ich źródła, siekając jednocześnie pierwszy ze składników. Nie zamierzała jeszcze na dodatek dostać złej oceny, za niewykonanie eliksiru. A ten dzień zaczął się tak miło...

- Draco... - Uśmiechnęła się nagle na widok sporej kupki pazurów na jego stoliku. - Nie masz przypadkiem na zbyciu paru pazurów jastrzębia?

Snape kątem oka obserwował jej poczynania, ale nic nie powiedział. Harry, który z nisko pochyloną głową pracował nad swoim eliksirem, gniewnie myślał, że gdyby teraz szepnął choć słówko do Rona, Snape ostro by go zrugał. Ale dziewczyna z jakiegoś powodu była dla nauczyciela zupełnie niewidzialna przez większość czasu. Jakby robił wszystko, byleby na nią nie patrzeć.

Pochylił się jeszcze bardziej, by uniknąć wzroku Alex, która tymczasem stanęła wyczekująco nad stolikiem Dracona. Blondyn spojrzał na nią kpiąco.

- Do mnie mówisz, tchórzu? - prychnął pogardliwie.

- Słucham? - zdziwiła się. - Nie, nie, musiało ci się coś pomylić, Draco. Przecież ja mam sowę, a nie tchórza! Tchórze nie są przecież zbyt pożytecznymi zwierzątkami... Więc co z tymi pazurami? - naciskała.

- Naprawdę sądzisz, że coś ci dam, Potter? - prychnął Draco. - Dobry żart, nic ode mnie nie dostaniesz. Na pewno nie po tym, jak mnie poniżyłaś dziś rano.

Alex wzruszyła ramionami.

- Pomiń etap dąsów, Draco i po prostu podziel się ze spóźnioną koleżanką.

- Chyba kpisz! - wykrzyknął nieco za głośno.

- Ciszej, Potter - wysyczał Snape, nie zwracając uwagi na to, że to Ślizgon podniósł głos. - Chcesz stracić kolejne dziesięć punktów za przeszkadzanie w lekcji?

- Nie, panie profesorze. - Dygnęła w jego kierunku. Była pierwszą osobą w życiu Harry'ego, która potrafiła coś takiego zrobić. Ba! Która coś takiego robiła. - Czy mogę wykonać o połowę mniej eliksiru, niż jest podane w przepisie? Obawiam się, że skończyły się potrzebne składniki. Oczywiście pewnie jest jeszcze zapas w składziku, ale nie chciałabym fatygować pana profesora...

- Dość! - przerwał jej nauczyciel. - Malfoy, daj jej pazury i przymknijcie się wreszcie!

- Ale, panie profesorze... - zaoponował Malfoy.

- Powiedziałem. Pośpiesz się, nim stracę cierpliwość, a Slytherin kilka punktów.

Alex z satysfakcją poniosła do stolika swój łup. Harry obejrzał się i przez chwilę obserwował, jak nadrabia stracony czas. Jakimś cudem skończyła eliksir niewiele później, niż Hermiona. Zgłosiła się, a Snape obejrzał jej dzieło. Spojrzał z uznaniem na eliksir, po czym sobie o czymś przypomniał i skrzywił się, jakby wypił właśnie szklankę soku z cytryny.

- Piętnaście punktów dla Gryffindoru - mruknął niechętnie.

A zatem jestem do przodu.

Walcz o to, co kochaszWhere stories live. Discover now