9. Mecz [5/6]

3 0 0
                                    

W końcu nadszedł ten wielki dzień. Alex szybko opanowała pewną nerwowość, która wkradła się do jej ruchów podczas porannej toalety (trzy razy upuściła mydło i raz szczoteczkę do zębów, nim udało jej się umyć) i zeszła na śniadanie. Tym razem usiadła z drużyną, która była niemal w komplecie.

- Gdzie Harry? - zdziwiła się, pewna, że brat już dawno zszedł na dół.

- Ron próbuje wykopać go z łóżka - wyjaśnił George, pojawiając się obok nich.

- Chyba dopadł go stresik - dodał Fred, siadając obok niej. - A ty? Jak się trzymasz?

- Przygotowana i zdeterminowana, by skopać tyłki Ślizgonom - zapewniła ich z mocą.

- I taką postawę to rozumiem! - ucieszył się Wood. - O, Harry idzie. Tutaj, Potter! - zawołał go.

Pogrążyła się z Angeliną w cichej dyskusji na temat Markusa Flinta - ścigającego Slytherinu oraz ich kapitana, kątem oka obserwując Harry'ego, który był dziwnie blady.

- Gra naprawdę nieczysto, musisz na niego uważać, zwłaszcza, że Hooch nie zawsze zauważa jego faule i nie odgwizduje rzutów karnych - zakończyła dłuższy wywód starsza koleżanka i również zerknęła na drugie z Potterów. - On ma zamiar coś zjeść, czy będzie tylko tak siedział?

- Harry, musisz zjeść chociaż jedną kanapkę! - zawołała Katie, podsuwając mu talerz pod nos. - Musisz mieć dużo siły!

- Nie mogę... coś mnie ściska w żołądku. Chyba... Ja chyba nie dam rady - wyjąkał chłopak.

- Nie gadaj bzdur - oburzyła się Alex. - No już, wcinaj. Pokonaliśmy razem górskiego trolla, a nie dasz rady szukającemu Ślizgonów? Spójrz na niego. - Wskazała stół na drugim końcu sali. - Nie jest nawet w połowie tak paskudny, choć się stara.

Udało jej się go nieco rozśmieszyć. Namówiła go do zjedzenia kilku łyżek owsianki i wypicia kubka kakao. Nieco spokojniejsi ruszyli wkrótce do szatni, odprowadzani wiwatami Gryfonów. Ron i Hermiona odprowadzili ich niemal do samego brzegu boiska, zapewniając, że będą trzymać za nich kciuki i głośno kibicować.

Alex przebrała się szybko i wraz z dziewczynami dołączyła do chłopaków, gdzie Wood szykował swoją przemowę.

- To jest właśnie to - zaczął uroczyście.

- Coś, na co wszyscy czekaliśmy - wtrącił się Fred.

- Ten dzień należy do nas - dodał George.

- Dziś wstępujemy na naszą drogę chwały - zakończyli wspólnie pod groźnym wzrokiem Wooda. - Znamy to przemówienie na pamięć, Wood! Wyluzuj, jak z nimi skończymy, to nie będzie co zbierać.

Kapitan tylko westchnął i machnął ręką.

- Wiecie co robić, dajcie im popalić - rzucił tylko i gestem wygonił ich z szatni. Na sekundę jednak wstrzymał jeszcze Alex.

- No? - spytała z niecierpliwością. Zdążyło się jej udzielić podniecenie reszty drużyny. Gwar głosów dochodzący z boiska tylko to odczucie podsycał.

- Uważaj na siebie, Alex. Będzie ostro. Dużo ostrzej niż na treningach. A ty będziesz w samym centrum tego bałaganu. - Wyglądał na naprawdę zatroskanego.

- Na to liczę. Po to tu jestem - żeby narobić zamieszania. Poradzę sobie, nie martw się. - Poklepała go po ramieniu.

- Tak jak z trollem? - zapytał cicho, lustrując ją wzrokiem. Chyba miał jej nieco za złe, że go wtedy okłamała.

- To była wyjątkowa sytuacja. Nie musisz się mną opiekować, Wood. Ja już mam starszego brata. - Mrugnęła do niego i ruszyła za resztą drużyny.

Walcz o to, co kochaszWhere stories live. Discover now