12. Krew jednorożca [1/5]

4 0 0
                                    

- Hagridzie, musisz go oddać. Malfoy go widział, będziesz miał kłopoty!

- Ale on jest taki malutki! Nie poradzi sobie beze mnie. - Głos olbrzyma był lekko roztargniony, gdyż całą uwagę poświęcał małemu, choć szybko rosnącemu, gadowi.

- Hagrid! - Alex próbowała ściągnąć na siebie jego spojrzenie. - Hagrid!

- No co, cholibka? Spójrz tylko na niego.

Dziewczynka posłusznie przeniosła wzrok na niewielkie, pokryte łuską stworzenie. Faktycznie, było w nim coś, co sprawiało, że zachwyt gajowego nie był tak całkiem nieuzasadniony. Mimo wszystko, smok oznaczał kłopoty.

- Muszę iść - westchnęła Alex, słysząc dzwon wzywający na obiad. - Przemyśl to, Hagridzie. Naprawdę się martwimy. Wszyscy czworo.

Pożegnała się z gajowym i pobiegła z powrotem do zamku, tylko lekko spóźniona na posiłek. Dosiadła się do Rona i Hermiony, którzy już zajęci byli jedzeniem.

- I jak poszło? - zapytała Hermiona.

- Bez zmian - westchnęła Alex.

Od momentu pojawienia się w ich życiu Norberta - bo tak Hagrid nazwał małego smoczka - próbowali namówić gajowego, by się go pozbył. Jak do tej pory, bezskutecznie, mimo iż próbowali chyba już wszystkiego. Trzymali jego sekret jednak w tajemnicy. W końcu tak robią przyjaciele.

Niestety - Malfoy także widział smoka. I jego nadęta mina, z którą przechadzał się po zamku sugerowała, że ma zamiar zrobić z tej wiedzy użytek. To nie mogło skończyć się dobrze, ani dla przyjaciół, ani dla Hagrida.

- Gdzie Harry? - zainteresowała się, dostrzegając nieobecność brata.

Ron wzruszył ramionami, Hermiona nieco zdezorientowana pokręciła głową. Alex tknięta nagłym przeczuciem, rozejrzała się po sali. Potem wstała i zostawiając niedojedzoną zapiekankę wyszła z Wielkiej Sali.

Nie myliła się. W holu znalazła Harry'ego kłócącego się o coś z Malfoyem. Miała tylko nadzieję, że przedmiotem sporu nie był smok.

- Ten twój przygłupi duży przyjaciel ma przechlapane, wszystko widziałem - przechwalał się Draco. Najwyraźniej chciał się ponapawać swoją przewagą.

- Nie wiem, o czym mówisz. - Harry założył ręce na piersi.

- A ty gdzie zgubiłeś swoich dużych, przygłupich przyjaciół, Draco? - Alex stanęła między nimi, również zaplatając ręce na piersi. - Widzisz? Mamy tyle wspólnego.

- Spadaj, wiewiórko - prychnął Ślizgon. - Jesteś jego adwokatem?

- Nie, siostrą. - Alex zmrużyła mocno oczy. - I nie pozwolę ci obrażać moich przyjaciół.

- Bo co? - Malfoy podszedł do niej krok bliżej. - Co mi zrobisz, głupia dziewczyno?

- Może cię na przykład lojalnie uprzedzić o obecności nauczyciela, który słyszał wszystkie te wyzwiska. - Dopiero po chwili dostrzegli profesora Flitwicka za plecami Ślizgona. - Minus dziesięć punktów dla Slytherinu, panie Malfoy. I proszę przeprosić kolegów.

- Ani mi się śni! - odparł Draco i odmaszerował obrażony.

Nauczyciel westchnął cicho.

- No cóż, warto próbować. Ale kulturę niestety wynosi się z domu... Idźcie na obiad, Potter. Pewnie jesteście głodni.

- Tak. - Kiwnął głową Harry. - Dziękujemy. Do zobaczenia, panie profesorze.

Zapiekana wystygła, ale nadal była jadalna, Alex dokończyła ja zatem, podczas gdy Harry opowiadała pozostałym o nieprzyjemnym spotkaniu w holu.

- Musimy ostrzec Hagrida - zauważyła Hermiona. - Malfoy w końcu naprawdę powie komuś o smoku i będą kłopoty.

- Idźcie do niego popołudniu. Ja już próbowałam. Pouczę się trochę w tym czasie... - westchnęła Alex.

- O, a czego? - Ożywiła się od razu Hermiona. - Możemy porównać notatki z eliksirów...

- Będę się uczyć zaklęć - ostudziła jej zapał Alex. - Wszystko to już masz w małym placu, Hermiono. Do zobaczenia później. - Pomachała im na pożegnanie i poszła do pustego o tej porze dnia dormitorium.

Oczywiście, nie była do końca szczera z przyjaciółmi. Nie lubiła ich okłamywać, ale nauczycielka transmutacji zaleciła jej ostrożność i dyskrecję. Zresztą... wcale aż tak bardzo nie kłamała. Miała zamiar poćwiczyć zaklęcia.

Tylko... chciała zrobić to po swojemu.

Bez większego problemu znalazła wolną salę, gdzie raczej nikt by jej nie przeszkadzał. Miała przygotowaną listę zaklęć, które chciała przećwiczyć. Postanowiła skrupulatnie notować swoje postępy. W końcu... była zdana tylko na siebie.

Miała zaznaczone, które zaklęcia ma opanowane, zarówno w formie pierwotnej jak i "różdżkowej", które zaklęcia "różdżkowe" sprawiają jej jeszcze trudność i jak objawiają się skutki uboczne. Czasem było to uczucie zimna, czasem gorąca, czasem szczypanie, swędzenie, a czasem zmęczenie. Dodatkowo, jeśli zaklęcie w formie pierwotnej różniło się czymś, również uwzględniała to w swoich notatkach. Podobnie jak sposób rzucania tego zaklęcia.

- Okej, no to zobaczymy - mruknęła do siebie. Na dziś miała zaplanowane między innymi zaklęcie Lumos. - Skoro nie różdżka, to co?

Zamknęła oczy i wyobraziła sobie jasne światło. Z doświadczenia wiedziała, że musiała tutaj działać intuicyjnie, odruchowo.

- Lumos - szepnęła, a jej ciało zadziałało bezwiednie. Wyciągnęła przed siebie rękę, dłonią do góry i rozcapierzyła palce, a pomiędzy nimi pojawiło się jasne, ciepłe światło. - O kurcze, to działa! - zawołała ucieszona.

Musiała przyznać, że efekt był lepszy niż oczekiwała. To samo zaklęcie rzucane z pomocą różdżki, już nie sprawiało jej problemów, mogła je rzucać bez wysiłku, ale pierwsze kilka razy było męczące. Miała wrażenie, że rzucając je, ogarnia ją fala ciepła. Tym razem nie stało się nic takiego.

Alex postanowiła poeksperymentować.

Podrzuciła kulę światła do góry, a ona posłusznie poszybowała pod sufit i wróciła, jakby umocowana była na gumce. Alex zastanowiła się i dodała:

- Wingaridum Leviosa!

...a kula światła posłusznie poszybowała tam, gdzie jej wskazała. Z światełkiem na końcu różdżki taka sztuczka by się nie udała.

Szkoda tylko, że nie mogła się tym nikomu pochwalić.

Zamknęła dłoń, wołając Nox! i przeszła do kolejnego zaklęcia. Wszelkie obserwacje skrupulatnie spisywała. Nawet nie zauważyła, kiedy zrobiło się późno. Pozbierała wszystkie swoje rzeczy i pomknęła do dormitorium, by zdążyć przed ciszą nocną. Hermiona już spała, chłopców nigdzie nie było widać, więc nie miała okazji dowiedzieć się, jak poszła im rozmowa z Hagridem.

Rzuciła na poduszkę zaklęcie budzące - poduszka o wyznaczonej porze zaczynała się zachowywać jak małe zwierzątko i uspokoić ją mogło tylko kontrzaklęcie, które wymagało wstanie z łóżka i odszukania różdżki na nocnej szafce - i poszła spać. W końcu następnego ranka czekał ją trening, a Wood nie wybaczał spóźnień. Gdy tylko zasnęła, jej sny wypełniły się świecącymi jasno smokami.

Walcz o to, co kochaszWhere stories live. Discover now