6. Korytarz na trzecim piętrze [1/6]

5 0 0
                                    

Alex przeciągnęła się szeroko i głośno ziewnęła. Nie przejmowała się konwenansami, bo była w dormitorium sama. Reszta dziewczyn już zeszła na śniadanie. Chyba.

Wyciągnęła z kufra czystą szatę, zerkając przelotnie na zegarek. Za pół godziny miała transmutację. Zdąży jeszcze chyba zjeść płatki...?

Wyszła z Pokoju Wspólnego, wiążąc włosy w kucyk na czubku głowy. Pozdrowiła szybko Grubą Damę (bardzo ukontentowaną tym faktem) i zjechała po poręczy schodów. Jakiś starszy uczeń fuknął na nią, gdy potrąciła go przy zsiadaniu. Posłała mu szeroki uśmiech i szybkim krokiem ruszyła do Wielkiej Sali.

Hogwart. Kochała to miejsce. Przez całe życie będąc podrzutkiem, nie potrafiąc znaleźć swojego miejsca na świecie, tutaj wreszcie znalazła swój dom. U Toma i Ann nie było jej źle, ale... Ale to nie był dom. Nie pamiętała, jak wygląda dom. Teraz stworzyła nową definicję tego słowa. Dom to Hogwart. Dom to przyjaciele. Dom to Harry.

Naprawdę bała się jego reakcji. Ale zdaje się, że choć informacja o tym, że są rodzeństwem nieco nim wstrząsnęła i potrzebował czasu, żeby się do niej przyzwyczaić, to on też cieszył się z jej obecności. Mieli tylko siebie. Musieli się wspierać.

Wpadła na jadalnię i szybko odszukała Harry'ego i Rona. Przy stołach nie było wielu uczniów, więc nie było to zbyt trudne. Z impetem dosiadła się do nich i rzuciła zachłannie na płatki, ignorując ciekawe spojrzenia skierowane w ich stronę. Choć nie rozmawiali o tym o tym praktycznie z nikim, wieść o tym, że są spokrewnieni była w szkole tajemnicą poliszynela. Alex wiedziała, że nie da się tego uniknąć, ale nie spodziewała się, że wieść tak szybko obiegnie najbliższe otoczenie.

- Muszę spytać się Flitwicka o to zaklęcie budzące - mruknęła na powitanie w kierunku chłopaków. - Musiałam coś dzisiaj pokręcić. A chciałam jeszcze zrobić sobie poranny spacer, póki jest w miarę ciepło... Kiedy umówiłeś się z Woodem? - zapytała Harry'ego, nie czyniąc najmniejszej pauzy między zdaniami.

Przełknął kęs kanapki.

- Jeszcze nie wiem, czeka aż dostaniemy miotły... kchem! - zakrztusił się.

Alex z rozmachem poklepała go po plecach.

- Uważaj trochę, Harry. Popij herbatą - poradziła mu, zaniepokojona.

Harry zamruczał coś pod nosem.

- Co?

- Harry miał chyba na myśli, że niepotrzebnie się tak o niego troszczysz... - zauważył Ron, obserwując to wszystko odrobinę zdezorientowany. Nie wiedział co myśleć o tej dziewczynie, która nie odstępowała ich na krok.

- Co tam, Potter? - usłyszeli w tym momencie jadowity głos Draco. - Siostrzyczka musi ci podcierać pupcię?

Ach, a zatem i do Slytherinu dotarła ta radosna informacja... Alex rzuciła okiem na niesympatycznego kolegę.

- Zgubiłeś gdzieś swoich goryli, Malfoy - stwierdziła. - Uważasz, że to bezpieczne tak nas obrażać?

- Grozisz mi, Potter? - Napuszył się od razu chłopak.

Uśmiechnęła się słodko.

- Ależ skąd. Stwierdzam jedynie fakt. - Wzruszyła ramionami.

Draco uśmiechnął się kpiąco.

- Masz może ochotę wyzwać mnie na jakiś pojedynek? - Zmrużył groźnie oczy, ale odsunął się od stołu Gryfonów na bezpieczną odległość. - Z chęcią zobaczyłbym czy wszyscy Potterowie to tacy nieudacznicy - prychnął.

Alex wstała i wytrzepała szatę. Nie patrzyła na Malfoya, można by wręcz pomyśleć, że Ślizgon jest dla niej niewidzialny.

- Transmutacja zaczyna się za pięć minut. Pośpieszcie się - rzuciła do Rona i Harry'ego.

- Tchórzysz? - Usłyszała za plecami głos Draco.

Przystanęła i obróciła głowę.

- Malfoy, spójrz na mnie. Wyzwiesz dziewczynę na pojedynek? - Zrobiła krótką pauzę i dokończyła. - Twoja duma mogłaby mocno na tym ucierpieć - westchnęła teatralnie.

Najbliżsi uczniowie ryknęli śmiechem, a Alex ruszyła w kierunku wyjścia. Gdy była już w połowie sali, usłyszała cichy głos Harry'ego:

- O której?

Westchnęła cicho i poszła na transmutację.

Czy on zawsze musi się pakować w jakieś kłopoty?

Walcz o to, co kochaszWhere stories live. Discover now