🍁Rozdział 37 🍁

683 16 1
                                    

Paulina

Poranki nawet w wakacje potrafią być trudne, szczególnie gdy wiesz że za niedługi czas wszystko wróci do szarej rzeczywistości, a do tego prawie do rana imprezowałeś z kuzynką. Gdy po jakiejś godzinie prób obudzenia i wstania z łóżka w końcu to mi się udało, byłam z siebie dumna. Podniosłam swoje rzeczy rozwalone dookoła i ruszyłam do domu obok. 

W kuchni oczywiście były wszystkie wnuczęta dziadków, oprócz mnie. Merchi wygląda jak nowo narodzona, a wstała dużo prędzej niż ja. Odłożyłam rzeczy, szybko ogarnęłam się w łazience i zeszłam na dół, było tam głośno jak nigdy. Gdybym nie miała włączonych wibracji w telefonie pewnie bym nawet nie usłyszała, że ktoś dzwonił. 

-Tak halo Rafał ? -zaczęłam, gdy udało mi się wyjść na dwór

-No hej, gdzie jesteś ? 

-No jak to gdzie jestem? A gdzie ja mogę być ? - odpowiedziałam, siadając na podjeździe

- No chyba nie zapomniałaś, że dziś wracamy do Polski

- No chyba sobie żartujesz !! Mieliście wracać pojutrze, a jutro mieliśmy się spotkać i iść na pizzę-jestem pewna, że krzyknęłam mu do ucha

- No ja wiem, ale rodzice mi źle powiedzieli, ale wczoraj Ci to pisałem wieczorem, zapytałem czy przyjedziesz nas pożegnać, odpisałaś, że okay no to dlatego dzwonię

-Nic z tego nie pamiętam, byłam pewna, że pojutrze dopiero- jęknęłam smutno

- Niestety, też byłem niepocieszony, ale przecież spotkamy się za dwa tygodnie w Polsce, więc nie ma co płakać, to nie tak, że już się nigdy nie spotkamy

- Za ile macie ten samolot ?

- Za cztery godziny odlot, a co ?

- No to spotkamy się na lotnisku, pożegnam Was- odpowiedziałam od niechcenia

- Nie musisz tego robić, masz mnóstwo ciekawszych rzeczy do roboty

- No właśnie nie mam, do zobaczenia

Wzięłam jakieś pieniądze, telefon i ruszyłam na przystanek autobusowy. Na moje szczęście udało mi się być na lotnisku na czas, choć dziś wyjątkowo ten autobus się nie śpieszył. A może to tylko moje wrażenie ? Zawsze gdy się spieszę, wszystko dookoła jakoś nagle zwalnia, a jedyne co przyspiesza to moje poddenerwowanie, że wszystko jest przeciwko mnie.

Udało mi się dorwać rodziców i chłopaków, zamieniliśmy kilka słów i już musieli się udać, jak to kiedyś z Kubą żartowaliśmy na drugą stronę mocy, odprawy itd.

Lotnisko w Barcelonie jak zawsze mnóstwo ludzi różnych narodowości, w sumie jak na każdym lotnisku. Później pojechałam do swojej ulubionej lodziarni i postanowiłam wrócić do domu, samej nie miałam co tu robić.

Gdy tylko przekroczyłam próg domu, towarzystwo dalej robiło to samo, produkując przy tym ogromny hałas. Babcia przygotowywała obiad, dziadek i Abelardo spokojnie oglądali telewizję, Merchi odpisywała komuś na telefonie pilnując piekarnika, w którym piekło się nasze przyszłe pożywienie. Dynamiki temu obrazowi dostarczała Hanka biegająca i udający potwora, goniący ją Kuba, jedynie brakowało Weroniki, ale nic szczególnego jej nie ominęło. Dom wariatów, chyba się przyzwyczaiła. Wyminęłam ostrożnie Mercedes, choć prawie wrzuciła telefon do garnka, tak mnie zmierzyła wzrokiem. Czyżby za tym ciągłym pisaniem na telefonie krył się jakiś przystojniak ? Otworzyłam lodówkę i nalałam sobie wody.

- Niedługo wszyscy nas tu opuścicie i znowu będzie pusto i cicho - zaczęła nostalgicznie babcia, odwracając się w stronę salonu

- O czym Ty babciu mówisz, ja i Abel mieszkamy za ścianą, nie pozbędziecie się nas z codziennych obiadów, nawet nie ma mowy- musiała ruszyć ją wypowiedź babci, bo była w stanie na moment odłożyć telefon

Nauczyciel, który zmienił wszystkoWhere stories live. Discover now