Rozdział dwudziesty. Rozterki wojowników.

317 52 468
                                    


Życie zawsze staje się trudniejsze, kiedy dochodzi się do szczytu - jest coraz zimniej, a i odpowiedzialność staje się coraz większa.

Friedrich Nietzsche



Więc chcesz rozpocząć wojnę

W wieku ikon?

Czyli chcesz być nieśmiertelny

Z naładowaną bronią?

Więc chcesz rozpocząć wojnę... wojnę

Więc chcesz rozpocząć wojnę

Huk, strzał został oddany

Ból, jest tym, czego pragniesz

Jeśli pióro jest potężniejsze od miecza

Niż to jak tu dotarliśmy mój Boże, mój Boże

Klergy ,,Start a War"


Achilles stał nad brzegiem morza i pozwalał, by fale obmywały mu stopy, delikatnie i czule jak ręce matki. Może zresztą w ten sposób Tetyda, bogini morska, przesyłała mu swoje pozdrowienia.

Gdy dwa lata temu powiedział jej, że jedzie do Troi, krzyczała i protestowała. Powtarzała, że nie powinien ryzykować życiem, że ma starego ojca i małego syna. Wtedy pocałował ją w czoło i powiedział, że przecież jest niezniszczalny, więc nie ma powodów do obaw, nikogo nie opuści. Nie uspokoiło to jednak Tetydy. Od czasu do czasu matka ukazywała mu się na plaży i błagała, by zaniechał wojny i wrócił do domu.

,,Ona się myliła, a Odys miał rację" pomyślał wojownik. ,,Co by było, gdybym siedział teraz w ciepłym pałacu, zamiast walczyć w bitwach, o których już śpiewają pieśni, opowiadając, że nigdy w historii nie było takiej wojny? Nie urodziłem się, by zostać zapomniany."

Chciał już wracać do obozu, gdy zauważył na horyzoncie zbliżającą się do plaży niewielką łódź opatrzoną flagą Tesalii. Achilles, który szczycił się swoją prędkością w biegu[1], pobiegł w tę stronę, uderzając sandałami w kamienie i rozpryskując morską wodę po piachu. W końcu ujrzał dokładnie twarz żeglarza, młodzieńca o krótko obciętych płowych włosach, niebieskich oczach i wyraźnie zarysowanej szczęce okalanej lekkim zarostem.

— Patrokles! — zawołał z radością Achilles. — Co tu robisz, dlaczego nie siedzisz w Opusie?

— Uciekłem — odpowiedział szybko młodszy mężczyzna, po czym wyskoczył z łodzi. — Potrzebujecie ludzi? A raczej człowieka, bo nie miałem czasu, żeby zabrać swoje wojsko.

— Co się stało? — Nie rozumiał książę. — Przed czym uciekłeś? Jesteś księciem. Pokłóciłeś się ze swoimi braćmi o prawo do tronu?

— Och, nie interesuje mnie to! — Machnął ręką Patrokles. — Grałem w kości z synem jednego z doradców ojca. Oszukiwał, więc trochę się zdenerwowałem, rzuciłem na niego, zaczęliśmy się bić i... — Rozłożył ręce, wyjątkowo silne i muskularne jak na jego młody wiek. Achilles wiedział, że młodzieniec niedawno skończył ledwo szesnaście lat. — Nie chciałem tego. Ale uderzyłem nim o ścianę i rozbiłem mu głowę.

W głosie chłopaka pobrzmiewał szczery żal niewinnego, niedoświadczonego, ale impulsywnego człowieka, który nie spodziewał się, że mógłby uczynić coś złego.

— To straszne — powiedział Achilles i wziął go w ramiona. Wiedział, że współczucie to najlepsze, co mógł dać Patroklesowi. — Ojciec nie mógł cię jakoś wybronić? Przecież nie zrobiłeś tego z rozmysłem.

Grecy i TrojanieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz