Rozdział pięćdziesiąty. Straty wojenne.

271 37 666
                                    


Na tym właśnie polega wolność. Bo to nie prawo, by robić wszystko, co się chce, ale prawo, by dokonać wyboru i określić, za co chce się umrzeć.

Sebastian De Castell ,,Ostrze zdrajcy"



Słuchaj, Mała

Musisz grać w to tak jak grałaś

Cały czas być sobą, ważyć każde słowo

I tak jak rzeka, płynąć na przód i nie czekać

Starać się uwierzyć w to, że trzeba przeżyć

Gdy się jest dla kogoś słońcem, wiatrem, wodą

Teraz musisz, Mała, unieść jeszcze więcej

Czyjeś strzępy świata musisz wziąć na ręce

Stałaś się dla kogoś szaro-złotą drogą

A to nie takie łatwe być dla kogoś światłem

Kuba Jurzyk ,,Być dla kogoś"


Achilles siedział przy stole i powoli uderzał o struny lutni. Nie miał ochoty i siły na dłuższe granie, ale była to jedna z tych czynności, które przypominały mu o Bryzeidzie. Serce bolało go na wspomnienie wieczoru, gdy po raz pierwszy grał przy niej, a ona chyba zaczęła patrzeć na niego jako kogoś dobrego i godnego zaufania. A potem na wspomnienie tych wszystkich razów, gdy słuchając jego muzyki, patrzyła na niego z bezwarunkową miłością i czułością. Krew wrzała w nim, gdy uświadamiał sobie, że Agamemnon zniszczył tę niewinność i ufność.

Czuł się jak tchórz i łajdak, który nie potrafi stanąć w obronie ukochanej osoby. Powinien naprawdę zaatakować Agamemnona i odebrać Bryzeidę siłą. Nie zasługiwał na nią, skoro zrzekł się walki i uległ groźbom wodza. Był współwinny krzywdy Bryzeidy.

Jego rozmyślania przerwało delikatne szmeranie. Odwrócił głowę i zobaczył wchodzących do namiotu Odyseusza i Menelaosa.

— Możemy porozmawiać? — zapytał brat Agamemnona.

— Jeśli musimy — westchnął Achilles i podszedł do nich. — Rozumiem, że nasz wspaniały wódz nie zmienił zdania i nadal bezprawnie przetrzymuje Bryzeidę?

— Nie spodziewałem się, że w jednym zdaniu można kogoś pochwalić i wyzwać od najgorszych — skomentował ironicznie Odyseusz. — Ale nieważne. Nie, Agamemnon nie dał się namówić... Ale chcieliśmy cię poprosić, abyś mimo wszystko wrócił do walki. Kalchas przepowiedział, że bez ciebie Troja nie upadnie. Jesteś już bohaterem legendy... — dodał wymownie, licząc, że po raz drugi uda mu się obudzić w towarzyszu dumę i próżność.

Achilles odsunął się i pokręcił głową.

— O nie, tym razem nie dam się nabrać na twoje sztuczki. Nie będę walczył za kogoś, kto porwał i skrzywdził moją narzeczoną. Brzydziłbym się sobą. — Powstrzymywał się od splunięcia na myśl o Agamemnonie.

— Nie chcemy, żebyś walczył za Agamemnona. Wiem, że on nie jest tego wart — odezwał się łagodnie i z ogromnym smutkiem Menelaos. — Ale złożyłeś przysięgę... I nie tylko to nas łączy. Przez te dziesięć lat my wszyscy staliśmy się towarzyszami broni, mamy jeden cel... Nie będziesz walczyć za Agamemnona, tylko za swoich braci w boju.

— A tak naprawdę za to, żeby twoja żona mogła do ciebie wrócić — przerwał mu Achilles. — Od dziesięciu lat nadstawiam za to karku i naprawdę wierzyłem, że to coś ważnego... Możesz za to podziękować Bryzeidzie, bo ona mnie przekonała, że aż tak bardzo kochasz Helenę... Ale teraz nie mam zamiaru już ryzykować życia dla twojej miłości. Ja też kochałem... kocham Bryzeidę. — Uświadomił sobie, że postrzega dziewczynę prawie jak zmarłą. — Nie wzięliśmy ślubu, ale uważałem ją za moją prawowitą żonę. Także została mi odebrana, brutalnie i przemocą. I teraz nikt nie chce mi pomóc ją odzyskać. A ja nie jestem tak szlachetny, by dawać innym więcej, niż dostaję — zakończył, patrząc na Menelaosa z potępieniem.

Grecy i TrojanieWhere stories live. Discover now