Rozdział czterdziesty czwarty. Małżonkowie i kochankowie.

321 39 594
                                    


— Nie mamy wpływu na to, co czujemy(...)

— Ale mamy na to, co robimy.

Sara Grant ,,Neva"


Więc, nigdy nie byłeś święty

I ja kochałam niewłaściwie

Uczymy się żyć z bólem

Mozaiką złamanych serc

Lecz ta miłość jest odważna i dzika(...)

To jest stan łaski

To jest warte walki

Miłość jest bezwzględną grą

Chyba, że grasz w nią dobrze i uczciwie

Oto są dłonie losu

Jesteś moją piętą Achillesa

To jest złoty wiek czegoś dobrego, właściwego i prawdziwego

Taylor Swift ,,State of Grace"

(Polecam sobie puścić przy ostatniej scenie, dla klimatu)


Słońce wschodziło nad Troją, oświetlając wysokie białe mury, dachy domów, budynki świątyń i przede wszystkim wielki pałac, którego każda ściana była zdobiona wyrzeźbieniami i malowidłami. Mimo panującej zimy śnieg jeszcze nie spadł, a woda w fontannach nie zamarzła i z okien można było dostrzec, jak lśni pod wpływem promieni słonecznych. Właśnie przez jedną z takich okiennic wyglądała Feba, po raz mając przed oczami rodzinne miasto.

,,Będę trochę za tym tęsknić" pomyślała. ,,Ale nic mnie tu nie trzyma. Nie mam przyjaciół ani rodziny. W Tracji może nie będzie takich bogactw jak tu, ale przecież i tak trafię na dwór królewski, więc wygód mi nie zabraknie" pocieszała się. Pogłaskała się po brzuchu. Jej dziecko było bardzo małe, a brzuch pozostawał szczupły i niewidoczny. Minie jeszcze trochę czasu, zanim uda się wyczuć jego ruchy. Wtedy oboje będą już dawno w Bistonii.

,,Może stało się najlepiej, jak mogło" uznała Feba. ,,Nie będę już musiała oddawać się każdemu głupcowi, którego stać na złożenie darów w świątyni. Znoszenie do końca życia narzekania tego chłystka, Parysa, także nie stanowiłoby specjalnej przyjemności. I przede wszystkim... To miasto w każdej chwili może upaść, a wszyscy jego mieszkańcy zginąć albo zostać wzięci w niewolę. Gdy znajdę się poza jego granicami, zyskam pewność, że Grecy nie skrzywdzą ani mnie, ani mojego dziecka. Przeżyjemy wojnę". To poczucie bardzo ją pokrzepiło.

Przyjrzała się sobie w lustrze. Założyła długą zieloną suknię o krótkich, zdobionych frędzlami rękawach, nieprzesadnie zmysłową, ale podkreślającą jej przyszły status matki księcia. Wprawdzie wątpliwe, aby jej potomek miał w przyszłości status następcy tronu, ale już ona się postara, aby wszyscy wiedzieli, że właśnie tak powinno być.

Gdy usłyszała pukanie do drzwi, pomyślała, że to służba przychodzi zawołać ją do wyjazdu. Do komnaty weszły jednak siostry Parysa. Feba rozpoznała Kasandrę, Laodike, Kreuzę, Medesykastę i Meduzę.

— Przyszłyśmy cię pożegnać i dać kilka podarków dla dziecka — wyjaśniła Medesykasta. — Poliksena także chciała iść z nami, ale królowa Hekabe jej zabroniła.

Wkrótce potem królewskie córki wyszły, a Feba została wezwana do wyjścia. Parys nawet nie przyszedł się z nią pożegnać. Król Priam i królowa Hekabe życzyli jej powodzenia w nowym kraju i poprosili, aby napisała od razu po zakończeniu podróży, a potem po porodzie.

Grecy i TrojanieWhere stories live. Discover now