Rozdział trzydziesty czwarty. Wartość rodziny.

286 40 455
                                    


Nawet gdy rozdzielą nas tysiące mil,
Będziemy podziwiać ten sam księżyc.

Emily Wu ,,Piórko na wietrze"


Tak bardzo chciałbym Ci pokazać,

Że to wszystko może mieć szczęśliwe zakończenie

To niekoniecznie musi być katastrofa

A wszystko co musisz zrobić

To zaśpiewać wspólnie ze mną

Zapisuję linijki, następnie rwę kartki

Niemożliwym jest opisanie miłości

Mógłbym podpalić tę piosenkę,

Puścić ją z dymem

Mogę wrzucić ją do rzeki

Obserwować, jak powoli tonie

Zgiąć strony, tworząc samolocik

I wysłać na księżyc

Zagrać ją światu, ale to nie będzie za wiele znaczyło

Póki nie zaśpiewam jej tobie

Nickelback ,,Song on Fire"



Następnego dnia część wojsk opuściła Troję i pod wodzą Deifobosa udała się w kierunku Bistonii.

— Pamiętaj, żeby zawsze stać po stronie siostry i siostrzeńca — pouczył go przed wyjazdem Priam, trzymając ręce na jego ramionach. — I gdy tylko upewnisz się, że ich prawa do tronu są pewne, wróć do domu. Jesteś potrzebny w Troi.

Objął syna drżącymi ramionami. Miał świadomość, że Deifobos może już nigdy nie stanąć na trojańskiej ziemi, że w każdej chwili kolejny z jego synów ma szansę trafić do krainy Hadesa. Pocieszał się jednak myślą, że przez całą podróż będzie bezpieczny, z dala od greckich mieczy, a w kraju Bistonów ma szansę na wsparcie miejscowych. Dzieciobójstwo było czymś strasznym i Priam nie potrzebował żadnych wieści z Tracji, by wiedzieć, że część poddanych Polimestera odwróciła się od króla.

Stojąca obok męża Hekabe chrząknięciem dała znak, że także pragnie pożegnać się z synem. Deifobos odsunął się od ojca i przytulił lekko matkę.

— Uważaj na siebie — poprosiła go błagalnie Hekabe. — Nie zniosę kolejnej straty. — Złożyła na czole syna czuły pocałunek, ale gdy uniosła głowę, jej twarz uderzała zimnem i bezwzględnością. — I nie okazuj litości zabójcy brata. Niech umiera w jak największych męczarniach.

Dwie pary zielonych oczu, matki i syna, patrzyły na siebie ze zrozumieniem i wyrażały tę samą wolę, choć w przypadku Hekabe czaiła się w nich surowość i smutek, a u Deifoba przeważała nerwowa ekscytacja.

— Dobrze, matko. Nie musisz mi dwa razy powtarzać — zapewnił młodzieniec.

Gdy orszak zniknął za murami, Priam położył dłoń na ramieniu żony, ale ona od razu ją strąciła.

— Nie mam ochoty na rozmowę z tobą, idź do którejś ze swoich nałożnic — powiedziała złośliwie królowa. — Ja muszę poszukać dzieci.

Grecy i TrojanieWhere stories live. Discover now