52.

262 33 2
                                    

10 lipca 2019 - środa

Jimin wstrzymał oddech, gdy zobaczył znajomy budynek. Serce podchodziło mu do gardła, a ręce ze strachu oraz nerwów zaczęły trząść się oraz pocić. Rozejrzał się dookoła przez szybę samochodu i przełknął głośno ślinę. Zaczął oddychać coraz płycej, a nogi całe mu drżały.

- Jesteś pewna, że chcesz to zrobić? - zwrócił się w stronę mamy, która bała się oraz stresowała chyba bardziej niż on. Skinęła do syna niepewnie głową, a on z małym zawahaniem pociągnął za klamkę i otworzył drzwi od pojazdu. Wiedział, że jeśli on nie wejdzie tam jako pierwszy, to nikt za niego tego nie zrobi.

Po chwili stanął przed drzwiami. Miał wrażenie, że bicie swojego serca słyszy głośniej niż przejeżdżające obok samochody. Ten dźwięk nieustannie dudnił mu w uszach. Odczuwał paraliżujący strach, które przejmował kontrolę nad całym jego organizmem. Czuł jak mięśnie chwilowo mu się rozluźniają, a potem ponownie spinają się ze zdwojoną siłą. Bolał go brzuch. Jednak w myślach próbował wmówić sobie, że da radę, nawet jeśli sam tak naprawdę w to nie wierzył.

Nacisnął na klamkę. Otwarte

Teraz nie ma odwrotu, pomyślał. Napełnił płuca powietrzem, po czym wszedł do środka. W ciągu ułamka sekundy do nozdrzy chłopaka dotarł bardzo nieprzyjemny zapach. Ciężko było opisać co dokładnie czuł, jednak powietrze z pewnością było przesycone ostrym zapachem alkoholu. Miał wrażenie, że za chwilę puści pawia już nie tylko przez ogromny stres, ale także przez unoszący się smród. Nie zdziwiłby się, gdyby okazało się, że coś tutaj zdechło. Nagle usłyszał czyjś donośny śmiech, który wydobywał się z salonu. Wsunął dłoń w jedną z kieszeni bluzy, w której trzymał gaz pieprzowy, a następnie zaczął niepewnie iść w stronę wydobywającego się dźwięku między dobrze znanymi, w niektórych miejscach brudnymi, owiniętymi pajęczynami ścianami, które teraz wydawały się jakieś obce. Popękany tynk, gdzieniegdzie zabrudzony od zaschniętej krwi. Pod nogami co chwilę omijał przeróżne śmieci, stłuczone szkło, modląc się w duchu o to, by niechcący się o nie nie potknąć i nie narobić hałasu. Podłoga była lepka, po przejściu niewielkiej odległości podeszwy zaczęły mu się do niej przyklejać. Cały syf oraz widok, który zastał jedynie utwierdził go w przekonaniu, że nie ma już dokąd wracać, a całe mieszkanie, nieco ubogo urządzone, lecz zadbane, przypominało teraz jedną wielką melinę.

- Wypierdalać stąd, to nie przytułek dla bezdomnych - warknął przez jakiś nagły przypływ odwagi oraz rosnącą złość, gdy wychylił się zza ściany i oprócz znajomej twarzy mężczyzny, zauważył w pokoju jeszcze dwie inne osoby, które wyglądały jakby co najmniej pół swojego życia spędziły mieszkając na ulicy. Otaczały ich butelki z alkoholem, a ponadto na brudnym, lepkim stoliku leżała popielniczka z wypalonymi papierosami, których nieprzyjemny zapach dało się wyczuć już z daleka.

Cała trójka spojrzała się na niego wyraźnie zaskoczona. Nie mieli pojęcia jak zachować się w tej sytuacji. Zmieszali się, a w pomieszczeniu nastała nagła, głucha cisza, której zaczęła towarzyszyć coraz bardziej napięta atmosfera. Blondyn widział, że nie są do końca trzeźwi. Zaskoczeniem byłoby, gdyby byli. Poczuł względem nimi taką odrazę i pogardę, że z trudem patrzył w tamtą stronę.

- Niewyraźnie mówię? Powiedziałem wypierdalać! - uniósł ton głosu, wskazując palcem na drzwi wyjściowe. W tym samym czasie zacisnął usta w wąską linię. Z tęczówek chłopka strzelały błyskawice gniewu, jakby mógł to pozabijałby ich wszystkich jednym spojrzeniem. Choć w środku cały drżał oraz był przerażony całą tą sytuacją.

Mężczyźni spojrzeli ostatni raz na ojca Jimina i ku zdziwieniu blondyna zaczęli posłusznie kierować się do wyjścia. Chłopak wykrzywił twarz, a następnie zakrył ją pięścią, gdy ich ostry zapach go niespodziewanie odurzył. Odchylił głowę w bok. Nawet nie miał siły dłużej patrzeć na ich oszpecone, przepite twarze. Przez ten widok mdliło go jeszcze bardziej, a wielka gula tworzyła mu się w gardle.

be quiet... || vminWhere stories live. Discover now