Rozdział VII

22.6K 1K 181
                                    

Victoria

Tego dnia obudziłam się szczęśliwa. To, że upokorzyłam Malfoya dawało mi niemałą satysfakcję. Przyszykowałam się i pełna energii ruszyłam na śniadanie. Już z daleka zauważyłam różowe włosy Dracona, który siedział już z Blaisem i Pansy przy stole. Nie mogąc się powstrzymać zachichotałam i ruszyłam w ich stronę. Kiedy już usiadłam pogrążyłam się w rozmowie z Pansy. Malfoy skutecznie mnie ignorował, co mi nie przeszkadzało. Raz czy dwa rzucił w moją stronę złośliwy uśmiech, ale nie odezwał się ani słowem. Po skończonym śniadaniu ruszyliśmy w czwórkę w stronę lochów, gdyż naszą pierwszą lekcją były eliksiry. Z uśmiechem na ustach z moją przyjaciółką u boku weszłam do sali. No bo skąd mogłam wiedzieć, że ten różowo włosy łotr ma zamiar się zemścić?

Draco

Miałem już opracowany plan zemsty. W kieszeni trzymałem małe fajerwerki ze sklepu Weasley'ów. Kto by pomyślał, że te rude łasice na coś się przydadzą? Na eliksirach mieliśmy ważyć Eliksir Powiększający. Uśmiechnąłem się do siebie. Już nie mogłem się doczekać miny Cassidy. Wiedziałem, że doskonale wykona to zadanie. Przecież była pieprzoną doskonałością. Pod koniec lekcji Snape zaczął robić obchód. Świetnie. Ruszyłem obok stolika Victorii, udając, że idę po składniki. Kiedy byłem już obok niej "niechcący" trąciłem jej kociołek nogą. Kiedy mnie opieprzała, niezauważenie wrzuciłem do jej eliksiru fajerwerki. Uśmiechnąłem się złośliwie i wróciłem do mojego stanowiska. Miałem nadzieję, że dobrze wszystko obliczyłem. Nie pomyliłem się. Kiedy Snape stanął przy dziewczynie, by sprawdzić jej eliksir, kociołek eksplodował, obryzgując nauczyciela. Wybuchnąłem głośno śmiechem ( nie byłem jedynym, który to zrobił) na widok Severka uginającego się pod ciężarem swojego nosa, który był już wielkości melona i ciągle rósł.

- CO MA ZNACZYĆ CASSIDY?! - wydarł się - Szlaban! Jak tak bardzo ci wesoło, to posprzątasz sobie dzisiaj mój składzik na eliksiry! Bez różdżki - warknął. Victoria jęknęła. Każdy wiedział, że ten magazyn jest ogromny. Rzuciła mi spojrzenie pełne nienawiści. Wiedziała.

- Ty wstrętny gadzie! Co ty zrobiłeś?! - wrzeszczała na mnie, kiedy opuściliśmy już salę. Uśmiechnąłem się tylko do niej moim najniewinniejszym z uśmiechów i ruszyłem na kolejną lekcję, bardzo zadowolony z siebie.

Victoria

- O ja pierdole - wymsknęło mi się kiedy zobaczyłam magazyn z eliksirami. Snape zostawił mnie tu samą, razem z wiadrem wody i szmatą, tłumacząc mi jedynie, że pomieszczenie ma lśnić, a eliksiry mają być uporządkowane alfabetycznie. Spojrzałam na długie rzędy półek. No dobra, do roboty! - pomyślałam entuzjastycznie i złapałam za ścierkę. Byłam już w połowie, po długiej, męczącej pracy, kiedy nagle zakręciło mi się w głowie. Na podłodze leżało kilka rozbitych buteleczek. Zignorowałam to uczucie i wróciłam do pracy. Kiedy jednak zobaczyłam napis, na jednej z potłuczonych fiolek zrozumiałam nagle, skąd moje zawroty. A potem była już tylko ciemność.

Draco

Była już 2 nad ranem, a Cassidy wciąż nie było. Wiem, bo siedziałem w salonie czekając na nią. Nie to, żeby mi zależało. Po prostu mi się nudziło. Postanowiłem pójść do magazynu i zobaczyć jak Victoria pracuje. No i oczywiście, ponabijać się z niej. Wymsknąłem się z salonu, modląc się po drodze, by nie spotkać Irytka. Szybko dotarłem do lochów i wszedłem do składziku na eliksiry. Było tu cicho. Za cicho. Ruszyłem wzdłuż półek, zastanawiając się, gdzie do cholery jest Cassidy. Znalazłem ją w połowie drogi. Leżała nieprzytomna na ziemi, blada jak śmierć. Stanąłem jak wryty. Wokół niej znajdowało się kilka rozbitych buteleczek. Niepokojący był dla mnie zapach, który wisiał w powietrzu. Po chwili rozpoznałem go. Momentalnie byłem już przy dziewczynie, wziąłem ją na ręce i starając się nie wdychać zapachu ruszyłem do pani Pomfrey. Chyba jeszcze nigdy tak szybko nie biegłem.


Draco Malfoy - inna historiaWhere stories live. Discover now