Epilog (II cz.) - Zem­sta to oso­bis­ta klęska człowieka

7.9K 420 389
                                    

Victoria

Wdech, wydech. Dobrze Vic, jeszcze raz. Przygładziłam suknię i jeszcze raz, ten ostatni przejrzałam się w lustrze. Wszystko było w porządku. Makijaż był idealny, luźne pasemka włosów posłusznie wystawały z mojego koka, a materiał ściśle przylegał do mojego ciała, dokładnie tak, jak powinien. Do małego pomieszczenia, w którym aktualnie przebywałam wszedł Blaise. Miał na sobie czarny garnitur, a na jego twarzy wykwitł szeroki uśmiech.

- Gotowa? Wszyscy już czekają - oznajmił i wyciągnął do mnie rękę, którą szybko ujęłam. Odetchnęłam głęboko, a moje serce załomotało w piersi. Teraz już wiedziałam, jak czuła się Ginny, kiedy dwa lata temu wychodziła za mojego kuzyna.

- Chodźmy - powiedziałam ledwo słyszalnie. Czarnoskóry ścisnął moją dłoń i wyprowadził mnie na zewnątrz. Ceremonia odbywała się na świeżym powietrzu, co bardzo mi się podobało, bo w pomieszczeniu z nerwów pewnie bym zemdlała. Kiedy stanęliśmy przed pięknym, czerwonym dywanem, prowadzącym do ołtarza i mojego ukochanego, wszyscy westchnęli z zachwytu. Czułam na sobie setki spojrzeń, ale moje oczy szukały tylko Kaydena. Stał tam, na końcu, wpatrując się we mnie jakbym była jakimś cudem. Wyglądał świetnie w ciemnym garniturze i zmierzwionych włosach. W oczach mojego przyszłego męża pojawiły się iskierki szczęścia i na ten widok po prostu nie mogłam się nie uśmiechnąć. Tak więc kiedy w końcu stanęłam naprzeciwko chłopaka, nie potrafiłam przestać się szczerzyć.

Draco

Stałem w drugim rzędzie, trzymając pod ramię Ester i czekając na wejście Cassidy. W końcu pojawiła się, a ja nie mogłem się do niczego przyczepić. Wyglądała pięknie, a szczęście promieniowało z niej na kilometr. Suknia idealnie podkreślała jej kształty, z koka wychodziły luźne pasemka, dodając jej uroku. Jej zielone oczy błyszczały. Moja partnerka westchnęła z zachwytu.

- Ona wygląda nieziemsko - szepnęła do mojego ucha. Wzruszyłem obojętnie ramionami.

- Taa - mruknąłem cicho, bardziej do siebie niż do niej. Panna młoda w końcu stanęła obok swojego wybranka, a wszyscy zamilkli. I chociaż podobno jej nie pamiętałem i wcale jej nie kochałem, to poczułem ukłucie żalu, bo to nie ze mną miała spędzić resztę życia.

Teodor

- Ile mamy czasu Lucjuszu? - zapytałem stojącego obok mnie mężczyznę. Ten zmarszczył brwi i spojrzał na mugolski zegarek, zapięty na jego prawym nadgarstku.

- Mniej niż godzinę, więc musimy się pośpieszyć - odpowiedział i ruszył przed siebie. Obecni tu goście byli zajęci gapieniem się na Victorię Cassidy, stojącą przy ołtarzu, więc nie zauważyli naszego przybycia. Ugh Boże, wyglądała na taką szczęśliwą, że ledwo powstrzymałem odruch wymiotny. Ku mojej uldze ja i Lucjusz mieliśmy za chwilę sprawić, że uśmiech już nigdy nie zagości na jej twarzy. To aż dziwne, jak szybko świat magii uwierzył, że już dawno gryzę ziemię. A wystarczyło tylko trochę eliksiru, martwy czarodziej i parę zaklęć. Tych idiotów z Ministerstwa nawet nie zdziwiło to, że przy moim rzekomym ciele nie było różdżki. Pozbyli się go, a kiedy ta suka Skeeter opublikowała artykuł o mojej śmierci, Cassidy poczuła się bezpieczna i postanowiła wyjść z ukrycia. Nadszedł ten moment, na który czekałem dwa lata. Moment, w którym Victoria Cassidy zniknie z powierzchni ziemi. Lucjusz, mój wspólnik, towarzyszył mi teraz na ceremonii zaślubin. Dobrze, że mój towarzysz pomyślał o Eliksirze Wielosokowym, bo inaczej szybko wzbudzilibyśmy wśród tłumu panikę. Pozostawało nam cierpliwie czekać na odpowiedni moment do ataku.

Victoria

Kiedy czarodziej udzielający nam ślubu przestał mówić i nadszedł czas na złożenie przysięgi, Kayden chwycił moje dłonie i ścisnął je mocno.

Draco Malfoy - inna historiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz