Rozdział VI (III cz.) - W życiu chodzi o to, by być trochę niemożliwym

7.1K 403 38
                                    

Victoria

- Dobra, jeszcze raz. Co mam zrobić? - spojrzałam na Malfoya z politowaniem i westchnęłam zniecierpliwiona.

- Widzisz tamtą brunetkę? - dyskretnie wskazałam na dziewczynę siedzącą za biurkiem. Byliśmy na komendzie policji. Policjanci pilnowali porządku w mugolskim świecie. Można by powiedzieć, że są odpowiednikami czarodziejskich aurorów - Zagadaj do niej, no nie wiem. Powiedz, że ktoś ukradł ci rower, auto albo kota. Cokolwiek, co pozwoli mi przejść obok jej biurka i dostać się niepostrzeżenie do archiwum. Zrób trochę zamieszania. Wymyśl coś - powiedziałam, strzelając ze zdenerwowania kostkami. Moim zadaniem było wykradnięcie akt dotyczących niedawnych zabójstw. Oczywiście moglibyśmy to zrobić używając magii, ale nie chcieliśmy ryzykować. Nie wiadomo, gdzie Nott się teraz podziewał i z kim współpracował. Na razie mieliśmy przewagę, bo Teodor nie wiedział, że jesteśmy w Australii. Nie byliśmy jednak w stu procentach pewni, że były ślizgon ukrywa się akurat w Melbourne. Mógł być wszędzie, ale to właśnie w tym miejscu widziano go ostatnio. Po piętach deptali mu aurorzy więc wątpiłam, że szybko wyjdzie z ukrycia. Musieliśmy trochę pogłówkować, żeby znaleźć jego kryjówkę.

- Niech ci będzie - warknął Draco - ale wisisz mi za to przysługę - odwrócił się, przybrał przerażony wyraz twarzy i wyskoczył na środek pomieszczenia, całkiem nieźle udając panikę. Przycupnięta w kącie i niezauważona przez nikogo czekałam na rozwój sytuacji - Szybko! Facet na ulicy ma bombę i grozi wszystkim, że ich rozwali! To szaleniec, a do tego jest uzbrojony! - wrzasnął, a ja z całej siły walnęłam się w czoło. Oczywiście nie mógł wymyślić nic innego. Jak ogarną, że Malfoy kłamie, wsadzą go do więzienia. Ja nie miałam zamiaru go z niego wyciągać. Pomysł chłopaka odniósł sukces, bo po chwili wszyscy obecni w pomieszczeniu, w tym sekretarka, wybiegli na zewnątrz, by zatrzymać domniemanego zamachowca. Przemknęłam szybko obok biurka i otworzyłam drzwi, prowadzące do archiwum. Szłam wzdłuż ciasnego, zimnego korytarza, aż w końcu odnalazłam pomieszczenie, którego szukałam. Modląc się, żeby drzwi były otwarte, pchnęłam je. Ustąpiły bez problemu i już po chwili znalazłam się w dużej, ciemnej sali. W środku, ustawione rzędami stały szafki z szufladami, a każda z nich oznaczona była inną datą. Powoli ruszyłam na poszukiwania szafki podpisanej rokiem 2001. W końcu znalazłam ją w rogu pomieszczenia i szybko do niej podbiegłam. Wysunęłam pierwszą szufladę i przebiegłam palcami przez dokumenty, szukając tych najnowszych. Na szczęście akta oddzielone były zakładkami z datami, więc szybko znalazłam te dotyczące zabójstw z grudnia. Otworzyłam pierwszą teczkę i przejrzałam kartki. Dotyczyło ono morderstwa Elizabeth Jenkins, którą znaleziono martwą w miejskim parku. Ciało nie było ukryte, wyglądało to tak, jakby sprawca chciał, aby je odnaleziono. Spojrzałam na zdjęcie dziewczyny. Miała długie, ciemne włosy, zielone oczy i piękny uśmiech. Była niezwykle do mnie podobna, pod względem urody. Sięgnęłam po kolejną teczkę. Kiedy ją otworzyłam, prawie wypadła mi z rąk. Znowu to samo. Ze zdjęcia spoglądała na mnie czarnowłosa, zielonooka kobieta. Alice Cooper, znaleziona w klubowej łazience. Zero wskazówek, dotyczących przyczyny jej śmierci. Przejrzałam resztę papierów, znajdujących się w szufladzie. Wszędzie napotkałam to samo. Czarne włosy, zielone oczy. Wszystkie były kobietami, żadnego mężczyzny. Ginęły równo tydzień po sobie, znajdywane były w różnych, dziwnych miejscach. Już miałam odłożyć akta, kiedy moją uwagę przykuła ostatnia teczka. Była najcieńsza, a dokumenty w środku zapisane były kilka dni temu. Opisywały one rozprawę, w której przed sądem stanął mężczyzna, na oko trzydziestokilkuletni. Miał przyjazną twarz i miły uśmiech. Co było bardzo dziwne, sam dobrowolnie zgłosił się na policję i przyznał do popełnienia wszystkich zabójstw. Na pytanie, jak to zrobił, nie odpowiedział. Dałabym sobie rękę uciąć, że to nie on był sprawcą zbrodni. Ostatecznie facetowi nie udowodniono winy i wypuszczono, ku jego oburzeniu. Byłam pewna, że albo współpracował z prawdziwym zabójcą, albo użyto na nim zaklęcie Imperiusa. Wyprostowałam się, zatrzasnęłam szufladę, a kartkę z danymi mężczyzny złożyłam i schowałam do kieszeni spodenek. Opuściłam pomieszczenie i ruszyłam w stronę wyjścia, kiedy zza pleców dobiegł mnie jakiś głos.

Draco Malfoy - inna historiaWhere stories live. Discover now