Rozdział XXV

11.9K 560 50
                                    


Rozdział jest trochę inny od pozostałych. W tym chciałam zawrzeć uczucia i przemyślenia bohaterów. Pokazać ich ból i strach, wzajemne relacje. Mam jednak nadzieję, że spodoba się wam tak jak reszta rozdziałów.

Draco

Wędrowaliśmy korytarzami Hogwartu cicho rozmawiając. W dłoni trzymałem drobną, delikatną, należącą do Victorii. Czułem się jak najszczęśliwszy człowiek na świecie, kiedy poprosiła mnie bym został. Kochałem ją, byłem tego pewien. Spędzałem z nią każdą wolną chwilę, nigdy nie miałem dość. Codziennie potrafiła mnie czymś zaskoczyć. Była mi potrzebna do życia jak tlen. Oddychałem nią. Rzadko się uśmiechała, rzadko coś mówiła. Nie dostrzegałem w niej już tej Victorii, którą tak dobrze znałem. Tej, której uśmiech powalał mnie na kolana, śmiech przyspieszał bicie serca a jedno spojrzenie rozpalało dziką namiętność. Ta dziewczyna, która szła aktualnie obok mnie była tylko jej echem. Na jej twarzy od wielu dni nie pojawił się nawet cień uśmiechu, oczy straciły blask. Czułem, że po tym wszystkim co wydarzyło się w jej życiu straciła nieodwracalnie cząstkę siebie. Nie była, i już nigdy nie będzie taka sama. Tylko jej pocałunki nadal są takie same - gorące, pełne obietnic, które nigdy nie miały zostać spełnione. Nie zmienia to jednak moich uczuć do niej. Kocham ją cały czas, z dnia na dzień coraz bardziej, mimo że nie rozmawiamy zbyt wiele. Wieczorem, kiedy zasypia w moich objęciach czuję, że nic więcej mi w życiu nie potrzeba. Jestem szczęśliwy, mimo że świat w którym przyszło mi żyć upada, powoli ogarniany widmem zbliżającej się wojny. Kiedy znaleźliśmy się na błoniach pociągnąłem ją w stronę Zakazanego Lasu. Usiedliśmy pod drzewem, tam, gdzie wszystko się zaczęło. Widoki były niesamowite. Zima chyliła się ku końcowi, ustępując pięknej i ciepłej wiośnie. Śnieg już stopniał, a przyroda powoli zaczynała budzić się do życia. Spojrzałem na Victorię, siedzącą nieruchomo naprzeciw mnie. Znów miała nieobecny wzrok, patrząc w przestrzeń i widząc rzeczy, których mnie nie było dane ujrzeć. Cisza panująca między nami nie peszyła mnie. Było w niej coś magicznego, przeznaczonego tylko dla naszej dwójki. W końcu zwróciła twarz w moją stronę i przemówiła cicho, jakby bojąc się zniszczyć harmonię panującą wokół nas.

- Co chciałbyś robić później? Kiedy skończy się cały ten koszmar, a wojna się skończy? - Mimo że wojna jeszcze się nie zaczęła, ona mówiła już o jej końcu. Nie musiałem się zastanawiać nad odpowiedzią. Wiedziałem, czego chcę.

- Chcę wreszcie mieć spokój. Ustatkować się, założyć rodzinę. Trwać u twego boku -powiedziałem szeptem. Przez chwilę dostrzegłem w jej oczach błysk bólu, ale może było to tylko przewidzenie - A ty? Jakie masz plany na przyszłość? -zapytałem. Przez chwilę patrzyła na mnie, jednak szybko odwróciła głowę i przerwała kontakt wzrokowy. Jeśli to możliwe, jej oczy stały się jeszcze bardziej puste. Przez chwilę milczała, by po chwili zacząć mówić jeszcze cichszym głosem.

- Nie wiem Draco. Nie myślałam jeszcze nad tym - nadal nie patrzyła mi w oczy, głowę trzymając spuszczoną. Poczułem ukłucie rozczarowania. Chciałem, by ona również pragnęła ułożyć sobie ze mną życie. Spojrzałem na nią. Jej oko przecinała blizna po zaklęciu Pottera. Nie oszpecała jej jednak w żaden sposób, przeciwnie - dodawała jej uroku i tajemniczości. Jej twarz była pusta, obojętna, zupełnie jak zielone tęczówki. Nie potrafiłem z niej nic wyczytać: o czym myśli, jak się czuje. Była pełna zagadek i sekretów, których odkrywania dawno zaprzestałem. Zrozumiałem, ze to jedna z jej masek, które tak sumiennie nakładała co dzień rano. Ukrywała pod nią swoje uczucia. Promienie słońca oświetlały ją, nadając jej wygląd leśnej bogini. Była jednak krucha, delikatna i bezbronna. Miałem wrażenie, że gdybym dotknął ją teraz, rozpadłaby się na milion drobnych kawałeczków. Nie próbowałem kontynuować rozmowy, byłem pewien, że i tak by mi nie odpowiedziała. Oparłem się za to o drzewo i spod przymkniętych powiek obserwowałem ją, nienawidząc i kochając do granic możliwości jednocześnie.

Victoria

- Chcę wreszcie mieć spokój. Ustatkować się, założyć rodzinę. Trwać u twego boku - odpowiedział na moje pytanie, a ja poczułam, jak moje serce zaciska się boleśnie. Nie mogłam mu zapewnić takiej przyszłości. Nigdy nie zamieszkam razem z nim w dużym domu z białym płotem. Nigdy nie urodzę mu dwójki pięknych dzieci. Nie mogłam przeżyć wojny. To było moje przeznaczenie, a wypełniając je miałam zamiar go zniszczyć. Ja już byłam zniszczona. Rozbita na miliony kawałków, których nigdy nie będę potrafiła złożyć ponownie w całość.

- A ty? - zapytał - Jakie masz plany na przyszłość? - spojrzał na mnie, jakby chciał zajrzeć wgłąb mej duszy, poznać wszystkie moje sekrety i grzechy. Nie wytrzymałam i spuściłam głowę, przerywając kontakt wzrokowy.

- Nie wiem Draco. Nie myślałam jeszcze nad tym - kłamstwo to przyszło mi z łatwością. Chcesz wiedzieć, czego chcę? Chcę być przy tobie, robić ci śniadania. Zasypiać i budzić się przy tobie aż do końca. Całować cię w każdym możliwym momencie, żegnać cię, kiedy będziesz wychodził do pracy i z niecierpliwością wyczekiwać twego powrotu. Tego właśnie pragnę Draco. Pragnę, chociaż nigdy nie będę mieć. Poczułam, jak moje serce rozpada się na jeszcze mniejsze kawałki, które w tym momencie musiały przypominać już ziarenka piasku. Wyobraziłam go sobie po wojnie, nie chłopca, który siedzi właśnie przede mną, ale mężczyznę, którego spotkało wiele w życiu. Wyobraziłam go sobie z piękną kobietą u swojego boku. Kobietą, która nigdy nie będzie mną. I z gromadką dzieci. Pięknych i inteligentnych tak jak ich ojciec. Powstrzymałam łzy, które niebezpiecznie rozmazały mój widok. Dyskretnie spojrzałam na blondyna siedzącego pod drzewem. Pod tym samym drzewem, pod którym wszystko się zaczęło. Przymknął oczy, kładąc skrzyżowane ręce na swojej piersi. Z całych sił pragnęłam, żeby udało mu się przeżyć. Założyć rodzinę i żyć normalnie. Był silny, udowodnił mi to wiele razy. Miałam też nadzieję, że zaopiekuje się moją przyjaciółką, kuzynem i jego narzeczoną. Tą garstką ludzi, którzy mi pozostali, a których mogłam w każdej chwili stracić. Zapatrzyłam się w niebo, podziwiając jego niebieską barwę. Miałam nadzieję, że to właśnie tam znajdują się moi rodzice i pochwalają moją decyzję. Rozejrzałam się wokoło. Dzień był taki piękny, zupełnie przeciwny do mojego nastroju. We mnie szalała burza z piorunami, niszcząc moje serce i kalecząc duszę. Mój wzrok jeszcze raz padł na blondyna. Ten chłopak był moim odkupieniem, a jednocześnie zgubą i największą porażką. Cicho wstałam, by po chwili usiąść obok niego i położyć głowę na jego piersi. Delikatnie oplótł mnie ramieniem, jakby bojąc się, że gwałtowny ruch sprawi, że rozpadnę się na kawałki. Czułam bicie jego serca, wdychałam zapach jego skóry. Kochałam go i nienawidziłam jednocześnie.







Draco Malfoy - inna historiaWhere stories live. Discover now