Rozdział XIV

16.2K 620 57
                                    


Draco


Szedłem właśnie z Blaisem i Pansy na spotkanie Feniksów, które Dumbledore zwołał tak nagle. Czułem lekki niepokój, spowodowany moją niewiedzą. Na korytarzu było już kilku uczniów, którzy podobnie jak my zmierzali w stronę Wielkiej Sali. Doszliśmy na miejsce i zajęliśmy nasze miejsca przy stole. Dyrektor stał na podium, czekając aż wszyscy członkowie się pojawią. W końcu zaczął mówić:

- Moi drodzy, jak wiecie mamy kilku szpiegów wśród ludzi Voldemorta. Jeden z najbardziej zaufanych (wiadomo, że chodziło o Snape'a) zdradził nam, że Czarny Pan planuje atak na Hogsmeade, w celu opanowania miasteczka i zniszczenia go. Akcja ma zacząć się dzisiaj w godzinach wieczornych. Każdy, kto chce w jakiś sposób pomóc nam, może zgłosić się do profesor McGonagall. Chętnych zapraszam do mojego gabinetu, gdzie dowiecie się szczegółów. A teraz życzę smacznego - Drops wyszedł z Sali. Widać było od razu, że jest przestraszony. Voldemort rósł w siłę z każdym dniem i zyskiwał coraz to nowych zwolenników. Popatrzyliśmy na siebie z Blaisem. Wiedziałem, że mój kumpel, tak jak i ja chce pomóc.

- Wchodzimy w to stary - szepnął tak, aby Pansy nie usłyszała, a ja przytaknąłem. Miałem nadzieję, że wśród Śmierciożerców będzie Victoria. Nie zmarnowałbym takiej okazji. Nawet jeśli miałbym ryzykować. Po skończonym posiłku ruszyliśmy w stronę profesorki by zgłosić naszą kandydaturę. Cały dzień przesiedzieliśmy rozmawiając o dzisiejszej akcji, a kiedy nadszedł czas spotkania, ruszyliśmy do gabinetu Dumbledore'a. W środku stało kilkoro uczniów w tym Złote Trio. Wiedziałem, ze Parkinson nic o tym nie wie, inaczej nie pozwoliłaby mu tu przyjść. Dyrektor zdradził nam plan, oczekując nas za pół godziny na miejscu, w Hogsmeade. Ruszyliśmy z Blaisem do dormitoriów, by przygotować się do misji, po czym po upływie czasu teleportowaliśmy się do miasteczka, oczekując ataku.

Victoria

Od rana w twierdzy panował chaos. Każdy przygotowywał się do ataku na Hogsmeade. Ja również byłam w to zaangażowana. Dzięki spotkaniom z Voldemortem osiągnęłam pełnię mocy i teraz mogłam bez problemu panowałam nad swoim żywiołem. Kiedy nadszedł wieczór, teleportowałam się wraz z innymi Śmierciożercami do miasteczka. Było tu cicho i pusto, jakby wszyscy mieszkańcy nagle opuścili Hogsmeade. Czekając na sygnał do ataku, zastanawiałam się, co robi Draco. Uśmiechnęłam się lekko. Pewnie siedział w dormitorium razem z Blaisem i Pansy, popijając Ognistą i nie przejmując się moim odejściem. Serce zakuło mnie na tę myśl, ale zignorowałam to. Byli bezpieczni, tylko to się liczyło. Po pewnym czasie ruszyliśmy cicho do centrum miasteczka, szykując się na rozpoczęcie akcji. Nagle jeden ze Śmierciożerców upadł na ziemię, trafiony zaklęciem pełnego porażenia ciała. Zakon musiał wiedzieć, że tu będziemy, gdyż po chwili postacie zaczęły się wyłaniać z cienia, ciskając w nas klątwami. Szpieg. Musieliśmy mieć szpiega. Nie mogłam się jednak nad tym zastanowić, gdyż wśród walczących ujrzałam platynową czuprynę. Takie włosy miała tylko jedna osoba. Malfoy. Strach sparaliżował mnie i tylko cudem uniknęłam zielonego płomienia, mknącego w moją stronę. Odpierałam ataki, rzucając klątwy i wypatrując w tłumie Dracona. Spojrzałam na Śmierciożerczynie obok, która z walecznym okrzykiem ciskała we wszystkich nieprzyjaciół. To była moja partnerka, Astoria Greengrass. Czarny Pan potrzebował Notta, więc to ona miała za zadanie mnie bronić. Między drzewami mignęły mi platynowe włosy, więc biegiem rzuciłam się w tamtą stronę. Słyszałam za sobą krzyki Astorii, która wołała mnie. Ignorowałam ją jednak, biegnąc dalej w stronę drzew. Nad moją głową przelatywały różne zaklęcia, ale miałam to w dupie. Ważny był tylko Draco. Znalazłam się na małej polance, na której leżało kilka ciał, zapewne martwych. Byli wśród nich i Śmierciożercy. Greengrass stanęła obok mnie i zaczęła przeklinać na czym świat stoi. Uśmiechnęłam się, choć nie mogła tego zobaczyć, gdyż na twarzach mieliśmy srebrne maski. Zdążyłam polubić tę dziewczynę, mimo że w szkole miałam na jej temat niepochlebne zdanie. Na środku polanki stał Draco z uniesioną różdżką i rozwianymi włosami. Moje serce zaczęło bić nienaturalnie szybko. Blondyn jednak nie widział naszych twarzy i już chciał nas przekląć, ale Astoria szybko go rozbroiła. Jego różdżka poleciała gdzieś w ciemność.

- Proszę, proszę, kogo my tu mamy - powiedziała Greengrass drapieżnie. Jednym szybkim ruchem różdżki przywiązała go do drzewa niewidzialnymi linami - Draco Malfoy - wyczułam w jej głosie zadowolenie. Malfoy zawsze odrzucał jej marne zaloty. Teraz miała szansę go wykończyć. Zaczęła zbliżać się do niego a ja poczułam paniczny strach. Szybko wyciągnęłam rękę i zatrzymałam ją. Spojrzała na mnie zdziwiona.

- O co chodzi Vic? - zapytała mrużąc oczy.

- Zostaw go mnie - odpowiedziałam i popchnęłam ją lekko w stronę wyjścia z polanki.

- Ale... - zaczęła. Przerwałam jej jednak, tracąc cierpliwość.

- SPIEPRZAJ STĄD AS! - ryknęłam. Patrzyła na mnie przez dłuższą chwilę, po czym odwróciła się i bez słowa odeszła. Szybko podniosłam różdżkę Malfoya i podeszłam do niego. Cały czas przyglądał się tej scenie z zaciekawieniem i lekkim strachem. Zdjęłam zaklęcie rzucone przez Astorię i dałam mu jego różdżkę. Już chciałam odejść, kiedy niespodziewanie przycisnął mnie z całej siły do drzewa.

- Kim jesteś? - zapytał a ja uwolniłam jedną rękę i zdjęłam maskę. Jego oczy rozszerzyły się w szoku - Victoria.. - szepnął i już po chwili przytulał mnie do siebie. Czułam, że jestem we właściwym miejscu, ale nie odwzajemniłam uścisku. Dolna warga zadrżała mi, kiedy powstrzymywałam łzy.

- Puść mnie i daj mi odejść Draco - powiedziałam łamiącym się głosem. Nie puścił mnie.

- Nie pieprz głupot Cassidy - warknął a ja nadal milczałam - Czemu odeszłaś? Wróć, proszę. Pansy nie chce z nikim rozmawiać, a Blaise ignoruje wszystkich wokół - powiedział na jednym wdechu. Na wspomnienie o przyjaciółce i kuzynie z moich oczy zaczęły lecieć łzy.

- Nie mogę, nie mogę.. - szepnęłam, czując jak moje serce rozdziera się na kawałki.

- Oczywiście, ze możesz! - popatrzył na mnie z niezrozumieniem. Oh, gdyby wiedział.

- Nic nie rozumiesz Draco. Ja muszę tam być - powiedziałam z mocą - Nie ma już dla mnie ratunku - wyswobodziłam się z jego uścisku i spojrzałam mu w oczy. Nadal nic nie rozumiał - Zaopiekuj się Pansy i Blaisem, nie pozwól by stała im się krzywda. Uciekaj stąd. Zaraz rozpęta się tu piekło - powiedziałam.

- Co? O czym ty mówisz? Przez kogo? - zapytał.

- Przeze mnie - odpowiedziałam. Nim zdążyłam się opanować moje usta już dotykały jego. Wlałam w ten pocałunek cały mój ból i gniew. On nie pozostawał mi dłużny i całował mnie tak, jakby nie miało być jutra. W końcu włączył się u mnie rozsądek. Odepchnęłam go i ruszyłam w stronę miejsca, gdzie reszta walczyła. Widziałam, że Śmierciożercy wygrają. Nie pozostało już wielu z Feniksów. Tutaj musiałam wkroczyć ja. Inni wiedzieli o moich zdolnościach. Voldemort poinformował ich o nich. Odpierali ataki, chroniąc mnie i pozostawiając mi pole do popisu. Stanęłam, zamknęłam oczy i wyciągnęłam ręce przed siebie. Pozwoliłam żywiołowi opanować moje ciało.

- Surge ignis. Devorabit omnia, totiens abundantissimum quis * - wyszeptałam. Po chwili usłyszałam krzyki zszokowanym czarodziei. Otworzyłam oczy. Świat stanął w ogniu. Płonęło wszystko. Domy, sklepy, nawet ziemia. Tutaj misja się skończyła. Członkowie Zakonu uciekli, pozostali tylko nieliczni. Już miałam się teleportować, kiedy zauważyłam Harrego. Po chwili trafiło we mnie jego zaklęcie. Poznał mnie, bo jego wyraz twarzy zmienił się ze wściekłego na zszokowany. Napotkałam przerażone spojrzenie Malfoya, a potem ciszę rozdarł krzyk bólu. Po chwili uświadomiłam sobie, że to ja krzyczałam. Czułam się, jakby moje ciało stanęło w ogniu. Na moim ciele pojawiły się liczne krwawe rany. Zanim mój umysł zalała ciemność zobaczyłam przerażoną twarz Astorii, która dobiegła do mnie szybko i poczułam jak teleportuje nas do twierdzy.

*Płoń ogniu. Spal wszystko, nie szczędź nikogo ( z łac.)



Draco Malfoy - inna historiaWhere stories live. Discover now