Rozdział XVI

13.8K 626 68
                                    

Victoria

Korzystając z tego, że obudziłam się bladym świtem postanowiłam rozejrzeć się po twierdzy. Nigdy tak naprawdę nie miałam sposobności, by to zrobić. Albo byłam na misji, albo spędzałam wolny czas z Astorią. Cicho zeszłam po schodach, idąc korytarzami i rozglądając się dookoła. Na ścianach wisiały obrazy czarodziei, zapewne czystokrwistych. Minęłam gabinet Czarnego Pana i skierowałam się w stronę lochów. Słyszałam gdzieś, że kilka osób jest tam więzionych, ale nigdy nie widziałam ich na oczy, więc postanowiłam najpierw tam się udać. Było tam jeszcze chłodniej niż na górze i mimowolnie zadrżałam. Potarłam dłońmi ramiona, by trochę się rozgrzać, jednak nie dało to zbyt wiele. Nadal było mi przeraźliwie zimno. Stanęłam przed wielkimi drzwiami i pchnęłam je mocno. Otworzyły się, skrzypiąc cicho. Weszłam do środka, oświetlając drogę różdżką. Wędrowałam długo, gdyż korytarz ciągnął się w nieskończoność. W końcu doszłam do rozwidlenia i skręciłam w lewo. Po obu moich stronach znajdowały się kraty, a za nimi małe, obskurne cele. Chuchając na dłonie już chciałam zawrócić, kiedy usłyszałam cichy, szepczący głos.

- Victoria?

Draco

Wędruję korytarzami Hogwartu, który jest teraz w opłakanym stanie. Wokół mnie uczniowie i postacie w czarnych szatach ciskając w siebie zaklęciami. Uchylam się przed lecącym we mnie zielonym promieniem i szybko załatwiam osobę, które je we mnie rzuciła. Próbuję się skupić na walce, ale w myślach i przed oczami mam tylko ją. Wiem, ze gdzieś tam jest, walcząc dzielnie jak lwica. Nagle na scenę wkracza sam Lord Voldemort. Z furią atakuje wrogów, posyłając na ziemię jednego za drugim. Do walki przyłącza się Harry, który szybko staje naprzeciw Czarnemu Panu. Rzucają w siebie klątwami, żaden nie chce odpuścić. Nagle ktoś krzyczy. Czarna postać skrada się za Potterem, chcąc go wykończyć. Chłopak odwraca się i odpiera atak zamaskowanego. Voldemort wykorzystuje jego moment nieuwagi i ciska w niego Avadą. Zaklęcie nie trafia jednak w Wybrańca, gdyż ktoś rzuca się by zasłonić Harrego, a chwilę później Czarny Pan pada martwy na podłogę. Podchodzę, patrząc na osobę, która się poświęciła. Serce staje w mojej klatce piersiowej. To nie żaden ktoś, to ona. Ta, którą kocham nad życie i którą właśnie straciłem. Padam na ziemię i porywam martwą ukochaną w ramiona. Patrzę w jej piękne zielone oczy, które straciły swój blask, a po chwili w Wielkiej Sali słychać mój pełen udręki krzyk.

Obudziłem się w swoim dormitorium zlany potem i z krzykiem, który zamarł na moich ustach. Dziękowałem niebiosom, że to tylko sen, choć bardzo realistyczny. Wizja śmierci Victorii przeraziła mnie tak bardzo, że obraz jej ciała upadającego na ziemię nie chciał opuścić mojego umysłu. I kiedy odwracałem się, by znów zasnąć uświadomiłem sobie coś. Ja kochałem tę dziewczynę. To takie proste, a jednak takie trudne do uświadomienia. Wiedziałem, ze to prawda. Kochałem ją, drugą osobę, zaraz po mojej matce. To było coś pięknego, coś co ciężko mi było sobie wyobrazić. Zasypiając wiedziałem już, że zrobię dla tej dziewczyny wszystko.

Victoria

- Odwróciłam się gwałtownie na dźwięk tego znajomego głosu i spojrzałam prosto w stalowe tęczówki blondwłosej, pięknej kobiety. Oddech ugrzązł mi w piersi.

- Pani Malfoy? - zapytałam, nie mogąc uwierzyć w to, co widzę. Narcyza uśmiechnęła się smutno.

- Kazał ci mnie wykończyć, drogie dziecko? - zapytała. Nie wiedziałam o co chodzi. Spojrzałam na nią pytająco - Mój mąż, Lucjusz - słowo "mąż" wypowiedziała z jadowitą nutą.

- Ja przyszłam się tutaj rozejrzeć, nawet nie wiedziałam, że pani tu jest. Właśnie. Co pani tu robi? - zadawałam mnóstwo pytań. Kobieta uśmiechnęła się lekko.

- Mów mi Narcyza, Victorio. Lucjusz uwięził mnie tutaj, kiedy Czarny Pan zaczął rosnąć w siłę.

- Ale to prawie 5 miesięcy! Siedziała tu pani.. siedziałaś tu przez cały czas? - zapytałam z niedowierzaniem.

- Przyzwyczaiłam się już. Powiedz mi Victorio, czy Draco... Czy on żyje? - przy ostatnim słowie głos jej się załamał, a oczy wezbrały łzami.

- Tak Narcyzo, widziałam go ostatnio - na wspomnienie tamtej chwili posmutniałam. Jasnowłosa odetchnęła z ulgą. Przyjrzałam się jej dokładnie. Miała na sobie zniszczoną sukienkę i była niewątpliwie chuda.

- O mój Boże. Wygląda pani jak kościotrup! - wykrzyknęłam i różdżką wyczarowałam cały talerz kanapek i gorącą herbatę. Kucnęłam i przez sporą szparę między kratami a podłogą podałam jej jedzenie. Popatrzyła na mnie z wdzięcznością.

- Dziękuję ci moje dziecko. Jesteś dobra. Co robisz tutaj w twierdzy? - zapytała podejrzliwie.

Ufałam jej, więc opowiedziałam jej o moich rodzicach. Kiedy skończyłam w oczach miała łzy.

- Tak mi przykro kochanie. Takie poświęcenie - zadumała się. Nagle na korytarzu usłyszałam kroki. Pożegnałam się szybko z Narcyzą, obiecując, że będę ją odwiedzać. Kiedy byłam już w swoim pokoju poprzysięgłam sobie, że wydostanę stąd tę drobną kobietę.


Draco Malfoy - inna historiaWhere stories live. Discover now