Rozdział XX

13.4K 595 68
                                    

Victoria

Wiedziałam, że ten dzień kiedyś nadejdzie. Przecież Riddle prędzej czy później i tak zaatakowałby Ministerstwo. Ale dlaczego musiało się to stać tak szybko? I dlaczego to właśnie ja odpowiadałam za to zadanie? To najgorsze, co Czarny Pan mógł zrobić. Za każdy błąd, każdą pomyłkę płacić musiałam ja. Jeśli nie zginę podczas akcji, a coś pójdzie nie tak, kara mnie nie ominie. Nie chciałam czuć na sobie gniewu Marvola, więc godzinę przed atakiem dokładnie powtarzałam wszystkim biorącym udział w akcji nasz plan. Musiałam mieć pewność, że wszystko pójdzie po naszej myśli. Każdy słuchał w skupieniu, powtarzając pod nosem informacje. Na naszą korzyść działał fakt, że nikt w Ministerstwie Magii nie wiedział, że zaatakujemy. Wśród naszych nie było szpiegów, po incydencie ze Snapem Czarny Pan dokładnie zbadał myśli pozostałych. Na kilka minut przed teleportacją spojrzałam na stojącego obok mnie Malfoya, który nie odezwał się dotychczas ani jednym słowem. Nie powiedziałam mu, że to ja kieruję tą akcją. Tak było po prostu lepiej. Wyczuł chyba, że się na niego patrzę, ponieważ odwrócił się w moją stronę i uśmiechnął lekko. Wiedziałam jednak, że pod tą jego maską opanowania kryje się strach i niepokój. Próbowałam odwzajemnić uśmiech, ale byłam pewna, że przypominał raczej grymas. Złapałam Dracona za rękę i ścisnęłam ją lekko.

- Gotowa? - zapytał. Rzuciłam mu spojrzenie spod przymkniętych powiek.

- Ani trochę - odpowiedziałam i teleportowałam nas wprost przed gmach Ministerstwa Magii.

Draco

Przez całą noc przewracałem się w łóżku, myśląc o dzisiejszej akcji, Cieszyłem się, że chociaż Victoria porządnie się wyspała. Kiedy zostałem na chwilę sam, wysłałem patronusa do Dumbledore'a z wiadomością o ataku na Ministerstwo. Miałem nadzieję, że dyrektor zdąży ostrzec odpowiednich ludzi, szczególnie, że akcja była świetnie zorganizowana. Nie miałem pojęcia, kto zajmował się prawidłowym przebiegiem ataku, ale wiedziałem, że ta osoba będzie miała łagodnie mówiąc przesrane, kiedy Lord się zorientuje, że ludzie z Ministerstwa wiedzieli i byli przygotowani. Victoria teleportowała nas wprost przed gmach budynku. Wokół panowała nieprzyjemna cisza. Śmierciożercy zajmowali swoje miejsca, ktoś krzyczał polecenia. Na znak mieliśmy zaczynać. Ale nie doczekaliśmy się go, gdyż nagle skądś wyleciał zielony promień i ugodził odliczającego mężczyznę. Znikąd wyskoczyli nagle aurorzy, atakując nas. Wybuchł chaos, każdy ciskał w siebie zaklęciami. Zręcznie odpierałem atak, rozglądając się w tłumie za Victorią. Stała kilkanaście metrów ode mnie, a jej ręce płonęły, siejąc postrach wśród aurorów. Wiedziałem, że dziewczyna jest bezpieczna, więc skupiłem się na tym, żeby przeżyć. Przegrywaliśmy, aurorów było zbyt dużo. Śmierciożercy z Cassidy na czele walczyli dzielnie, ale to było za mało. Widziałem Victorię, która obracała w popiół wszystko, co stanęło jej na drodze. Widziałem Astorię, która rzucała celnie zaklęcia, a leżących na ziemi dobijała sztyletem. I widziałem Teodora Notta. Tego, który w szkole zawsze był cichy i stał z boku. Notta, który teraz z sadystycznym uśmiechem ciskał we wszystkich zielonymi promieniami. Mimo to aurorzy wciąż zyskiwali przewagę, a Śmierciożerców było coraz mniej. W końcu została nas tylko garstka i ci, którzy przeżyli zaczęli znikać z cichym trzaskiem. Zobaczyłem podbiegającą do mnie Victorię i chwilę później byliśmy już przed twierdzą. Staliśmy tak, w kilkanaście osób, w milczeniu, bojąc się wejść do środka i stawić czoła Czarnemu Panu. Śmierciożercy popatrzyli na siebie z niepokojem, tylko Cassidy zachowała trzeźwość umysłu i dumnym krokiem skierowała się w stronę Menegroth. Inni, chcąc nie chcąc ruszyli za nią. Ja wlokłem się na końcu, nie wiedząc co czeka mnie tam, w środku. W końcu znaleźliśmy się w sali głównej, gdzie siedział już Lord, głaszcząc po łbie swego węża - Nagini. Popatrzył na nas i nie odezwał się, ale w jego oczach widać było zimną furię. Pod jego wzrokiem skuliła się większość jego sług, lecz Victoria stała nieugięta.

- Nie powiodło wam się - syknął, co było bardziej stwierdzeniem, niż pytaniem - Zgodnie z obietnicą dowodzący akcją poniesie karę za was wszystkich - nie uśmiechnął się przy tych słowach, co było dla mnie co najmniej dziwne. Wśród Śmierciożerców przebiegł szmer przerażonych szeptów.

- Karą będzie... hmm niech pomyślę, 10 batów i 2 Cruciatusy, tak żebyście na przyszłość bardziej się starali - prawie ryknął, a mnie przeszły ciarki. Prawie współczułem tej nieszczęsnej osobie, która będzie musiała to znieść. Kolejne słowa, które padły z ust Voldemorta zmroziły mi krew w żyłach - Victorio, czy jesteś gotowa? - zapytał, patrząc na czarnowłosą z powagą.

- Panie, z godnością zniosę moją karę - odpowiedziała tylko i wyszła na środek sali. Chciałem krzyczeć, ale jedno jej spojrzenie zatrzymało mnie na miejscu. Mogłem tylko stać i patrzeć.

- Kto ma wykonać karę, panie? - zapytał któryś ze Śmierciożerców, a Lord zamyślił się przez chwilę.

- Teodorze, wykonaj - rzucił, a Nott uśmiechnął się szeroko, jakby wygrał w Magiclotka - Dziewczyna ma przeżyć -ostrzegł Lord i znieruchomiał, patrząc jak związują Victorię i kładą na ziemi, plecami do góry. Nasze oczy spotkały się i przez chwilę w jej zielonych tęczówkach dostrzegłem zwierzęcy strach, który chwilę później został zastąpiony obojętnością. Uśmiechnęła się do mnie pokrzepiająco i odwróciła głowę w drugą stronę. Pierwsze uderzenie opadło na jej plecy, rozrywając cienką koszulkę i żłobiąc głęboką bruzdę na jej gładkiej skórze. Chciałem się rzucić i odepchnąć Notta, ale powstrzymała mnie ręka Astorii, która zacisnęła się zadziwiająco mocno na mojej. W jej oczach błyszczały łzy. Stałem, patrząc na kolejne 9 uderzeń i przeklinałem się w duchu za to, że nic nie mogę zrobić. To była moja wina. Gdybym nie ostrzegł Dumbledore'a akcja przebiegłaby pomyślnie, a Victoria nie miałaby miazgi zamiast pleców. Ogarnęły mnie wyrzuty sumienia, że moja ukochana musi cierpieć przeze mnie. Wokół leżącej dziewczyny utworzyła się szeroka plama krwi, ale Cassidy nawet nie krzyknęła, tylko zaciskała mocno zęby i patrzyła się w przestrzeń niewidzącym wzrokiem. W końcu Nott odłożył bata, teraz pokrytego czerwoną krwią, i wyciągnął z kieszeni różdżkę. Ciało leżącej napięło się w oczekiwaniu na ból. Kiedy Teodor po raz pierwszy zaklęcie niewybaczalne, ciało Victorii zaczęło się trząść tak, jakby dostała padaczki. Mimo to nie wydała z siebie żadnego dźwięku. Nott zmarszczył gniewnie brwi, a w jego oczach dostrzegłem złość. W końcu uśmiechnął się przebiegle i jeszcze raz uniósł różdżkę.

- CRUCIO! - ryknął, a potężny czerwony promień uderzył w zmasakrowane ciało Cassidy. Tym razem z jej gardła wydarł się wrzask, przepełniony niekończącym się bólem. Zaklęcie, które rzucił ten sadysta musiało być niezwykle potężne. Stojąca obok mnie Astoria zatrzęsła się, a z jej oczu popłynął kolejny strumień łez. Ja również powstrzymywałem swoje, poprzysięgając sobie, że zemszczę się na Nottcie za to co zrobił mojej ukochanej.

- DOSYĆ! - wrzasnął Czarny Pan i jednym ruchem dłoni odrzucił Teodora pod ścianę. Ciałem Victorii nadal wstrząsały dreszcze - Draco, zabierz dziewczynę do jej pokoju - rzucił i szybko wyszedł z sali. Podszedłem do leżącej i ukucnąłem przy niej. Twarz zasłaniały jej teraz poplątane, czarne włosny. Najdelikatniej jak potrafiłem wziąłem ją na ręce i szybko skierowałem się do swojego pokoju. Spojrzałem na Victorię jeszcze raz i zdumiałem się, kiedy zobaczyłem łzy na jej policzkach. Ta nieugięta, najodważniejsza dziewczyna, jaką znałem właśnie płakała. Oj Nott, masz przejebane.

Victoria

Wydawało mi się, że w sali głównej spędziłam całe godziny,a jedynym moim towarzyszem był ból. Nie pamiętam kiedy zemdlałam. Ciemność otaczała mnie z każdej strony, zalewając mój umysł. Leżąc na zimnej podłodze w komnacie, wśród tych wszystkich ludzi obserwujących mnie, modliłam się tylko o śmierć. Chciałam umrzeć, uciec w końcu od tego wszechogarniającego mnie bólu. Ale kiedy poczułam już błogość, przypomniałam sobie o tych wszystkich ukochanych osobach, które zostawię, o Draco, Blaisie, Pansy, Astorii, moich rodzicach i już wcale nie chciałam umierać. W końcu tortury się skończyły i ktoś podniósł mnie delikatnie z podłogi. Po otulającym mnie zapachu poznałam, że to Draco. Wędrówka do pokoju wydawała się być wiecznością, ale kiedy blondyn położył mnie delikatnie na łóżku, wskoczył obok mnie i objął lekko poczułam się tak dobrze, jak nigdy. Uniosłam nieśmiało powieki, i kiedy w oczach Malfoya ujrzałam troskę i jakieś dziwne, nieznane mi uczucie, pierwszy raz od wielu miesięcy pozwoliłam, aby łzy spłynęły po moich policzkach.


Draco Malfoy - inna historiaWhere stories live. Discover now