Rozdział X

21.2K 806 164
                                    

Victoria

Stałam przed domem moich rodziców, marznąc. Dookoła panowała nienaturalna cisza. Nie odpowiadali na moje listy, więc postanowiłam, że złożę im wizytę. Pełna obaw, przekroczyłam próg budynku. Rozejrzałam się wokół, dostrzegając porozbijane szklanki, przewrócony stół i krzesła. Wszędzie panował bałagan, a po moich rodzicach nie było śladu. Panika zaczęła we mnie rosnąć, zabierając mi oddech i przyspieszając bicie mojego serca. Ostrożnie przeszłam nad odłamkami i skierowałam się na pierwsze piętro. Na górze sytuacja przedstawiała się tak jak na parterze. Porozrzucane meble, rozbite fotografie. Po kolei sprawdziłam każde pomieszczenie. Zawahałam się, kiedy stanęłam przed drzwiami mojego pokoju. Po chwili otworzyłam je lekko. Tutaj było najgorzej. Z półek poznikały zdjęcia z moimi przyjaciółmi, szafki leżały na podłodze, firanki były podarte. W oczach stanęły mi łzy. To tutaj się wychowałam i spędziłam najlepsze chwile w moim życiu. A teraz dom jest zrujnowany, a moi rodzice zniknęli. Podniosłam jedną z ocalałych fotografii. Przedstawiała ona mnie i moich rodziców. Ostrożnie złożyłam ją, by po chwili schować ją w kieszeni płaszcza. Zeszłam po schodach i skierowałam swoje kroki do kuchni. Rozejrzałam się uważnie, szukając jakiegokolwiek śladu. Już miałam się wycofać, kiedy kątem oka zauważyłam na podłodze czarną kopertę. Była ledwo widoczna na tle ciemnej podłogi. Podniosłam ją. Na przedzie napisane było moje imię. Rozpoznałam pismo mojej mamy. Drżącymi rękoma rozerwałam papier, wyjęłam list i rozwinęłam go.

Kochana córeczko,

znaleźli nas. Czarny Pan chce nas w swoich szeregach i nie przyjmuje odmowy. Albo służba, albo śmierć. Teraz jesteśmy prawdopodobnie w jednej z jego twierdz, więzieni lub nawet martwi. Ale nie przejmuj się nami. Lord Voldemort chce Ciebie. Po to jesteśmy mu potrzebni. Żebyś dobrowolnie do niego przyszła. Nie rób tego Victorio. Nie ryzykuj swojego życia, tylko walcz po stronie, którą wybrałaś. Pamiętaj, kochamy Cię.

Mama

Nawet nie zorientowałam się, kiedy po moich policzkach zaczęły płynąć łzy. Jak mogłam być taka głupia? Powinnam była się domyślić , że Lord tak szybko nie odpuszcza. Miałam szansę, by ich uratować i ją zmarnowałam. To wszystko było moją winą. Opadłam na kolana i bezwstydnie zaczęłam szlochać. Trwałam tak w bezruchu przez parę godzin, łkając i patrząc się w przestrzeń. Przypominałam sobie wszystkie szczęśliwe chwile z moimi rodzicami. Kupno różdżki, nauka latania na miotle. Wszystko wróciło do mnie ze zdwojoną siłą. W końcu już nawet łzy nie leciały z moich oczu. Byłam pewna, że skończył mi się zapas. Wstałam powoli, nie zwracając uwagi na moje zakrwawione kolana i dłonie, które pokaleczyłam o rozbite szkło. Czując się wyprana z wszelkich emocji ruszyłam w kierunku drzwi. Na dworze było już całkiem ciemno. Musiałam tu spędzić parę ładnych godzin. Nie obchodziło mnie to jednak. W myślach wciąż powtarzałam treść listu. Lord Voldemort chce Ciebie. Nie rób tego Victorio. Chciałam krzyczeć i wyrzucić z siebie cały ten ból. Nie odezwałam się jednak ani słowem i teleportowałam się do Hogsmeade. Zahaczyłam jeszcze o Trzy Miotły, zamawiając największą butelkę Ognistej, jaką dysponowała Madame Rosmerta i ruszyłam w stronę szkoły. Whiskey skończyła mi się w połowie drogi, chociaż po moim ciele rozlało się przyjemne ciepło. W końcu dotarłam do wejścia do Hogwartu. Przed wejściem do dormitorium, które dzieliłam z Malfoy'em, zaczęłam się zastanawiać, co ja powiem moim przyjaciołom. W końcu bez słowa, zniknęłam na cały dzień. Weszłam do salonu. Na szczęście Dracona tu nie było. Po szybkiej kąpieli postanowiłam zagrać na pianinie. To była moja głęboko skrywana pasja, która pozwalała mi się odprężyć. Siadając na stołku zamknęłam oczy i nacisnęłam pierwsze klawisze, zatracając się w muzyce.

Draco

Dzisiejszy dzień w większości spędziłem na rozmowie z Blaise'm. Próbowaliśmy wyciągnąć też Pansy, ale ona nie miała ochoty na nasze towarzystwo. Zostaliśmy więc sami w dormitorium Zabiniego, popijając coraz to nowsze trunki. Czarnoskóry zdradził mi, przez co chodził ostatnio taki rozkojarzony. A raczej przez kogo. Bo chodziło tutaj oczywiście o Ginny Weasley. Na początku, kiedy mój kumpel wspomniał, że się z nią spotyka, nie mogłem w to uwierzyć. Chwilę zajęło mi ochłonięcie. Odpuściłem jednak, bo wiedziałem, że Blaise jest szczęśliwy. Bał się jak zareaguje na ten fakt Victoria. Bardzo cenił zdanie swojej kuzynki. Szczerze, to mogłem przewidzieć jej reakcję. No cóż, to nie byłoby zbyt miłe. Bo jeśli już byliśmy w czymś podobni, to w ilości nienawiści do szlam i zdrajców krwi. Ja jednak potrafiłem to zaakceptować. Martwiło mnie to, że ona raczej nie będzie w stanie tego zrobić. Było już grubo po 22, kiedy wyszedłem od Blaise'a i ruszyłem do dormitorium. Już w progu usłyszałem piękną melodię, dochodzącą z pokoju Cassidy. Uchyliłem lekko drzwi i zajrzałem do środka. Siedziała przed czarnym pianinem, z zamkniętymi oczami i grała tak pięknie i smutno, że ta muzyka chwyciła mnie za serce.

- Zamierzasz tak stać, czy wejdziesz? - zapytała szeptem. Powoli wszedłem do środka i usiadłem na jej łóżku.

- Nie wiedziałem, że grasz - zacząłem temat. Spojrzała na mnie .

- Nikt nie wiedział - odpowiedziała -grałam w tajemnicy - uśmiechnęła się smutno. Wstała i ruszyła w moją stronę.

- Jestem zmęczona Draco - poczułem rozczarowanie, chociaż nie pokazałem tego po sobie. Podniosłem się z łóżka.

- Ja też, ten dzień był wyczerpujący - ruszyłem w stronę drzwi. Victoria poszła za mną. Kiedy byłem już w korytarzu odwróciłem się w jej stronę. Nachyliłem się lekko, a ona uśmiechnęła się, chociaż dostrzegłem w jej oczach niezliczone pokłady niezrozumiałego dla mnie smutku. Ujęła moją twarz w dłonie i pocałowała mnie tak, jak jeszcze nigdy. Od tego pocałunku zaparło mi dech w piersiach. W końcu odsunęła się ode mnie, a ja ruszyłem do swojego pokoju.

- Dobranoc Victorio - rzuciłem przez ramię. I mógłbym przysiąc, że zanim zatrzasnęła za sobą drzwi, wyszeptała :

- Żegnaj Draco.

Victoria

Po tym jak Draco zniknął w swoim pokoju postanowiłam spakować tylko najważniejsze rzeczy. Na moją torebkę rzuciłam zaklęcie zmniejszająco - zwiększające, tak by pomieścić wystarczającą ich ilość. Wzięłam najpotrzebniejsze książki, w tym te o Czarnej Magii. Kto wie, co mnie tam czekało. Spakowałam również ubrania i resztę moich kosmetyków. Jak najciszej opuściłam swój pokój i ruszyłam w stronę gabinetu Dumbledore'a. Przed wyjazdem musiałam z nim jeszcze porozmawiać. Kiedy stanęłam przed Kamienną Chimerą wyszeptałam hasło i weszłam po schodach na górę, lekko pukając w drzwi. Do środka zaprosił mnie cichy i uprzejmy głos profesora.

- Co cię sprowadza do mnie o tej porze? - zapytał, świdrując mnie wzrokiem.

- Ja... Muszę odejść dyrektorze - wyszeptałam łamiącym się głosem - Chcę zostać Śmierciożerczynią - Dumbledore nie wyglądał na zaskoczonego. Spojrzał tylko na mnie badawczo.

- Wszystko w porządku Victorio? - spytał z troską w głosie.

- Nie. I już nigdy nie będzie.

- Dobrze, możesz odejść. Nie wiem, co skłoniło cię do tej decyzji, ale wierzę, że masz jakiś powód by to zrobić - Nawet nie wiedział, że strzelił w dziesiątkę - Jutro na śniadaniu poinformuję wszystkich o pani decyzji.

- Dziękuję profesorze - wstałam i sztywno podeszłam do drzwi.

- Jesteś tego pewna? - zapytał na odchodne. Zawahałam się. Robisz to dla rodziców. Ta myśl dodała mi pewności.

- Tak - powiedziałam mocno i wyszłam z gabinetu. Odwróciłam się, by ostatni raz spojrzeć na ukochaną szkołę. Pomyślałam o przyjaciołach, których zostawiłam. I o Draconie, któremu nie wspomniałam ani słowa o moim planie. W końcu ruszyłam szybkim krokiem na błonia, a potem do Hogsmeade, by w spokoju móc się teleportować. Podjęłam decyzję i teraz nie było już odwrotu.


Draco Malfoy - inna historiaWhere stories live. Discover now