Rozdział XIV (II cz.)

8.3K 409 44
                                    

Victoria

- Ginny, wyglądasz wspaniale! - krzyknęłam na widok rudowłosej dziewczyny, ubranej w przepiękną suknię. Ślub jej i Blaise'a zbliżał się wielkimi krokami, więc panna Weasley musiała pojawić się dzisiaj na przymiarkę u Madame Malkin. Poczułam ukłucie żalu, kiedy tak przyglądałam się przyjaciółce. Suknia leżała na niej idealnie. Góra była koronkowa, a materiał w jej dole rozszerzał się lekko, opinając talię i podkreślając kształty dziewczyny. Wyglądała jak najszczęśliwsza panna młoda na świecie. I pewnie nią była. Przez ostatni czas, głównie z powodu przygotowań do ślubu, zbliżyłyśmy się bardzo do siebie. Mimo wszystko zdziwiłam się, kiedy poprosiła mnie o zostanie jej druhną. Sądziłam, że to Pansy nią zostanie, ale ostatecznie ucieszyłam się. Na moje słowa Ginewra zarumieniła się ślicznie, oczy zaszły jej łzami i już po chwili wpadła mi w ramiona, prawie powalając na podłogę. Przytuliłam ją mocno i pogłaskałam po rudych włosach.

- Boję się Vic. Już niedługo zacznę nowy rozdział mojego życia i nie do końca wiem, czy dam sobie z tym radę - szepnęła, a nowa fala łez potoczyła się po jej policzkach. Westchnęłam i otarłam je dłonią. Chwyciłam jej podbródek i uniosłam tak, by spojrzała mi prosto w oczy.

- Ginny - zaczęłam spokojnie - jesteś jedną z najwspanialszych osób, jakie w życiu poznałam. Jesteś piękna i niewyobrażalnie silna. W szkole często cię za to podziwiałam i nawet trochę zazdrościłam. Poza tym przeżyłaś wojnę, walczyłaś dzielnie, więc jestem pewna, że dasz sobie radę z byciem żoną mojego przygłupiego kuzyna - zapewniłam ją szczerze. Panna Weasley, wkrótce Zabini, była świetną dziewczyną i cieszyłam się, że to właśnie ona została wybranką Blaise'a. Starałam się ją rozśmieszyć i udało mi się to, bo już po chwili Wiewiórka śmiała się głośno. Puściła mnie i przejrzała się w lustrze.

- Masz rację - zawołała - Masz cholerną rację. Jestem Ginny Weasley - już - niedługo - Zabini i jestem zajebista! - uśmiechnęłam się, patrząc na byłą gryfonkę z rozczuleniem. Łzy niebezpiecznie napłynęły do moich oczu, ale zamrugałam i szybko się ich pozbyłam. Cieszyłam się szczęściem rudej, ale jednocześnie czułam smutek i lekką zazdrość. Już niedługo Ginny stanie przed ołtarzem, by połączyć się z ukochanym na zawsze, a ja wciąż nie mogłam pogodzić się ze stratą mojej miłości. Tak, Draco wciąż mnie nie pamiętał. A ja wciąż go kochałam. Do szaleństwa. Więc za każdym razem, kiedy Malfoy przyprowadzał i przedstawiał nam swoją nową "dziewczynę", szlag mnie trafiał. A wtedy i moich przyjaciół trafiał szlag. Pewnie dlatego, że mnie trafiał szlag. No wiecie o co chodzi. Mniejsza o to. Ostatnio, kiedy Malfoy przyprowadził do Trzech Mioteł blondynkę z takimi cyckami, że od ich ciężaru już dawno powinna mieć garba, wybuchłam. Dosłownie. No może trochę przeginam. Chodzi o to, że całkowicie straciłam całe swoje opanowanie. W sekundę stanęłam w ogniu, ku zdumieniu siedzących wokół nas czarodziei. Potem wybiegłam z pubu i uciekłam jak najdalej. Moje "ukochane" przyjaciółki wytłumaczyły to PMS-em. Taki zanik kontroli z mojej strony nie nastąpił już nigdy więcej. Co do samego Malfoya, hmm... znowu był taki sam, jak kiedyś. Tak jak przed jego przemianą zmieniał dziewczyny co dwa dni, to jasne, że ich nie kochał. On pragnął ich ciała, one chciały jego pieniędzy. Jego zachowanie w stosunku do mnie było jednakowe, jak w szkole. Wciąż mi dogryzał, a ja nie pozostawałam mu dłużna. Kiedy więc podczas naszej rozmowy padała aluzja dotycząca seksu, on pytał złośliwie, czy chciałabym wypróbować jego "sprzęt". Ja odpowiadałam z zimnym uśmiechem, że gdybym musiała narysować ten jego sprzęt, zmuszona byłabym oddać pustą kartkę. Wtedy Draco robił się czerwony ze złości, a moi przyjaciele ryczeli śmiechem na cały pub. Oh tak, te chwile napawały mnie satysfakcją. Podczas naszych kłótni czułam się, jakbym nadal była w Hogwarcie. To było dziwne, a zarazem cudowne uczucie. Czasami nasze sprzeczki wkraczały na wyższy poziom, a wtedy w powietrzu latały przekleństwa, obelgi i... szklanki, a któreś z nas zawsze wybiegało wściekłe z Trzech Mioteł. Ludzie odwiedzający pub i jego właścicielka Rosmerta przyzwyczaili się już do naszych wybuchów i starali się je ignorować. Mówię starali, gdyż rzadko im się to udawało. Zwykle stawali po mojej lub Malfoya stronie, a Blaise, Pansy, Harry i Ginny mieli z tego niezły ubaw. Oczywiście ze mną zgadzały się głównie kobiet, a za moimi plecami Rosmerta wymachiwała wściekle ścierką, kiedy któryś z mężczyzn przesadził. No wiecie, solidarność jajników. Czasami zastanawialiśmy się wspólnie, jak to możliwe, że to miejsce stoi jeszcze w jednym kawałku. To były jedyne chwile, kiedy na moich ustach wykwitał uśmiech. Jak na ironię, głównie przez Malfoya. Kiedy tylko opuszczałam Trzy Miotły, na mojej twarzy znów pojawiał się brzydki grymas. Teleportowałam się wtedy do mieszkania, lub do pracy. Zostałam aurorką, bo to wydawało mi się najkorzystniejsze. Przyjęcie miałam zagwarantowane, gdyż byłam... Jak oni to nazwali? Aa, bohaterka wojenna. Bzdury. Nie byłam żadną bohaterką, byłam dziewczyną, która życie przyjaciół ceniła ponad własne. Tak szczerze mówiąc, to nie miałam tu nic do roboty, bo Londyn był w miarę spokojnym miastem, a zbiegli Śmierciożercy rzadko się tu pojawiali. Miałam gabinet z Harrym (chłopak już się o to postarał), więc czas upływał nam na rozmowie i piciu orzechowej kawy. Mówiliśmy o wszystkim: o pogodzie, uczuciach, akcjach. Wspominaliśmy stare czasy, kiedy to na korytarzach Hogwartu rzucaliśmy do siebie najróżniejsze obelgi, i śmialiśmy się do łez. Ale co najważniejsze, oprócz obijania się staraliśmy się namierzyć Notta. Mogę śmiało powiedzieć, że to stało się moim głównym celem. Chciałam, żeby zapłacił za to, co zrobił. Chciałam, żeby cierpiał. Jednak mimo naszego wysiłku, potu i przekleństw właściwie niczego się nie dowiedzieliśmy. Wiadomo nam było tylko tyle, że ostatnio widziano Teodora niedaleko Melbourne w Australii. Tchórz, uciekł na drugi kontynent, by uchować swoje nic niewarte życie. Ale mi to kompletnie nie przeszkadzało. Postanowiłam sobie, że własnoręcznie zaciągnę go do piekła. Po pracy zwykle teleportowałam się do domu, do Szkocji. Czasem czekała tam na mnie Ellie, czasem to ja czekałam na nią, bo kończyłyśmy zmiany o różnych godzinach. Siadałyśmy przed telewizorem z kubkiem kawy w dłoni i oglądałyśmy filmy. Były to głównie horrory, a kiedy się kończyły, zawsze musiałam towarzyszyć Ellie w drodze do toalety. W nocy, kiedy już zasypiałam, blondynka wślizgiwała się do mojego łóżka i przytulała do mnie. Tak objęte, zasypiałyśmy. Rano, przed wyjściem do pracy, mówiła, że to ostatni raz, kiedy oglądałyśmy horror. A wieczorem znowu włączałyśmy straszne filmy. Czasami zapraszałyśmy na seans Kaydena, ale szczerze mówiąc on bał się bardziej, niż my dwie razem wzięte. Wtedy musieliśmy chodzić do toalety w trójkę. A jeśli już mowa o Kaydenie, to został on kimś w rodzaju mojego chłopaka. Prawdziwego, nie udawanego, jak wcześniej. Dzięki jego wsparciu wyszłam z dołka, w który wpadłam po ataku Notta. Co dziwne, poczułam coś do niego. Nie miłość, ale pewnego rodzaju przywiązanie, które kazało mi dać mu szansę. Nie żałowałam tego. Mimo, że w moim sercu czaił się smutek, dzięki temu chłopakowi powoli odzyskiwałam dawne szczęście.

- Eeee....Victoria? Victoooria?! Patrz, idzie Malfoy! - zamrugałam i rozejrzałam się dookoła, zdezorientowana.

- Co się dzieje? Gdzie ja jestem? - zapytałam nieprzytomnie, a stojąco obok mnie Ginny ryknęła śmiechem, cofnęła się, potknęła i runęła jak długa na kanapę, stojącą w rogu pomieszczenia. Widząc to zaczęłam chichotać i złapałam się za brzuch. Po około dziesięciu minutach ogarnęłyśmy się na tyle, by wyprostować się i wziąć głęboki oddech. Otarłyśmy łzy i uśmiechnęłyśmy się do siebie szeroko.

- Powiesz mi, co cię tak rozśmieszyło? - zapytałam, masując obolały brzuch.

- Jakby ci to powiedzieć... Odpłynęłaś na jakieś dwadzieścia minut. Serio. Mówiłam i mówiłam do ciebie, a ty tylko stałaś i wpatrywałaś się w okno. Dałabym sobie rękę uciąć, że nawet nie mrugałaś. O czym tak intensywnie myślałaś? - poruszyła zabawnie brwiami, a ja chyba się zarumieniłam.

- Yyyy.. o niczym - powiedziałam szybko, nie patrząc jej w oczy.

- Musiało to byś coś naprawdę ważnego, skoro nawet to nie wybudziło cię z transu - pomachała mi przed nosem kubkiem z kawą. Jej zapach obudził we mnie kofeinową bestię.

- ORZECHOWA?!? - zawołałam, wyrywając jej napój z dłoni i pochłaniając go trzema łykami - Mniam! To co, bierzesz w końcu tę suknię? - zapytałam, czując jak kawa powoli rozchodzi się po moim organizmie. Ku mojemu zdziwieniu Ginny znowu wybuchnęła śmiechem. Spojrzałam na nią krzywo.

- Słoneczko, tę suknię kupiłam już jakieś dwadzieścia minut temu. Nawet Blaise i Draco zdążyli tu wpaść - zarechotała, a ja zrobiłam głupią minę - Dobra, chodź stąd sieroto, zanim zapomnisz, gdzie mieszkasz - chwyciła mnie za rękę i pociągnęła do wyjścia.

Draco

- Aua! Czy mogłaby pani trochę bardziej uważać!? - zawołał Blaise, kiedy kobieta szyjąca mu garnitur na ślub znowu wbiła szpilkę nie tam, gdzie trzeba. Babka spojrzała na niego krzywo i wbiła ją jeszcze raz, udając, że to niechcący. Swój śmiech zamaskowałem kaszlem.

- Jak się czujesz, jako pan młody? - zapytałem, kiedy krawcowa wyszła na chwilę z pomieszczenia. Zabini pomasował pośladek z miną męczennika.

- Zajebiście, stary. Już niedługo będę miał moją lwicę na wyłączność - poruszył zabawnie brwiami, a ja zaśmiałem się cicho - Kiedy twoja kolej, Smoku?

- Jeszcze nie spotkałem kobiet, która dałaby radę zostać moją żoną - rzuciłem spokojnie, patrząc na przyjaciela z lekko uniesionymi brwiami.

- Już znalazłeś idioto, tylko jej nie pamiętasz - warknął Blaise, a po chwili wciągnął gwałtownie powietrze i zamilkł. Rozdziawiłem usta i spojrzałem na niego wściekle.

- O czym ty kurwa mówisz?! Dlaczego nikt do cholery nie chce mi powiedzieć, co takiego wymazano z mojej pamięci?! - prawie krzyknąłem, ale czarnoskóry był nieugięty.

- To dla twojego dobra, Draco - mruknął i odwrócił się do wchodzącej do sali kobiety. Warknąłem, obróciłem się na pięcie i wyszedłem ze sklepu. Postanowiłem, że za wszelką cenę dowiem się prawdy.

Oto i następny rozdział. Przepraszam za tak długą nieobecność, ale no wiecie, szkoła, testy, szczególnie teraz, przed świętami. Rozdział jest lekko humorystyczny, mam nadzieję, że się spodoba. xoxo



Draco Malfoy - inna historiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz