Rozdział VIII

24.8K 1K 436
                                    

Victoria

Obudziłam się, zaślepiona promieniami słońca wpadającym przez okno. Powoli otworzyłam oczy i rozejrzałam się wokół. Byłam w skrzydle szpitalnym. Ale co ja tam do cholery robiłam? Odruchowo spróbowałam się podnieść, ale od razu tego pożałowałam. Moją głowę przeszył ból. Jęknęłam cicho i położyłam się z powrotem. Do sali weszła pani Pomfrey, która miała zmartwioną minę.

- Co się stało proszę pani? Jak się tu znalazłam? - zapytałam od razu.

- Moja droga, nawdychałaś się Eliksiru Żywej Śmierci. Strach pomyśleć co by się stało, gdyby pan Malfoy nie znalazł i przyniósł cię w nocy do mnie. Już ja dam Snape'owi popalić! Narażać uczniów na takie niebezpieczeństwo! - piekliła się Poppy. W duchu przyznałam jej rację. Zapisałam sobie w pamięci, że muszę podziękować Draconowi. Chwila, że co?!?

- Mówi pani, ze kto mnie tu przyniósł? - zapytałam drżącym głosem. Pani Pomfrey uśmiechnęła się lekko.

- Pan Malfoy, rzecz jasna - odpowiedziała. To przecież niemożliwe. Co ja go obchodzę? I co on robił w magazynie? To musiała być jakaś pomyłka.

- Jest pani pewna, że to on? To niemożliwe - rzekłam zdecydowanie. Uśmiech pielęgniarki poszerzył się.

- Moje dziecko, oczywiście, że to był on. Bo który inny chłopak w Hogwarcie ma różowe włosy? - zaśmiała się - Proszę dziecko, wypij to i możesz iść. Radzę ci od razu ruszyć do swojego dormitorium. Myślę, że w szkole nie jest już bezpiecznie - powiedziała, a jej uśmiech zgasł tak szybko jak się pojawił. Spojrzałam na nią, nic nie rozumiejąc.

- No, zmykaj już, myślę, że twoi przyjaciele wszystko ci wyjaśnią - dodała i ruszyła do swojego gabinetu.

Wyszłam ze skrzydła i rozpoczęłam poszukiwania moich przyjaciół. Coś podpowiadało mi, że będą w pokoju wspólnym Slytherinu, więc tam też się udałam. Nie pomyliłam się. Siedzieli na kanapie, cała trójka. Mieli nietęgie miny. Nawet Malfoy, któremu nigdy nie schodził z twarzy drwiący uśmiech, był przygaszony. Kiedy Pansy i Blaise mnie zobaczyli, od razu rzucili się w moją stronę i już po chwili ściskali mnie w przyjacielskim uścisku. Tylko Draco pozostał na swoim miejscu.

- Dziewczyno, nie rób tego nigdy więcej! Chociażbyś musiała tańczyć nago przed Filchem, co swoją drogą jest całkiem obleśne, nie idź więcej do magazynów bo cię zamorduję! - wydzierała się Pansy. Nie mogłam powstrzymać śmiechu.

- No, ale nam stracha napędziłaś kuzyneczko. Kto by pomyślał, ze Snape trzyma w składziku takie eliksiry - dodał Blaise, kiedy moja przyjaciółka w końcu przestała rozdziawiać paszczę.

- Tak, tak, ale nie o tym teraz chcę mówić - przerwałam te wywody - co się tu dzieje? Pomfrey właśnie oznajmiła mi, że Hogwart nie jest bezpieczny! O co tutaj chodzi?! - krzyknęłam. Moi przyjaciele popatrzyli na mnie smutno.

- Voldemort grozi, że zaatakuje szkołę, jeśli nie wydamy mu Pottera. W szkole już prawie nikt nie został, albo pouciekali, albo zabrali ich stąd rodzice. Wszyscy wpadli w panikę. Zostało niewiele osób, większość z nich ma już ukończone 17 lat. Sprawa jest poważna. Dumbledore wezwał do szkoły Feniksy. Ci, którzy chcą no i oczywiście są pełnoletni mogą do nich dołączyć i walczyć w obronie Hogwartu - powiedział Blaise, patrząc gdzieś w bok. Panika , która mną zawładnęła, odebrała mi na chwilę oddech. Wiedziałam co to oznacza. Zbliżała się wojna. A ja miałam zamiar walczyć w niej, nawet jeśli ceną byłoby moje życie.

- Kto.. kto został? - wyszeptałam.

- Potter, Granger, Rudy Łasic i jego siostra. Poza tym jeszcze kilkanaście osób z Ravenclawu i Huffleppuffu. No i my - odpowiedział mi Pansy.

Draco Malfoy - inna historiaWhere stories live. Discover now