Rozdział XXIV

11.3K 573 45
                                    

Victoria

Po opuszczeniu Wielkiej Sali i moich przyjaciół wędrowałam korytarzami Hogwartu zastanawiając się nad słowami Blaise'a. Kiedy zmieniłam się aż tak bardzo? Kiedyś byłabym wściekła, że mój kuzyn oświadczył się zdrajczyni krwi. Ba, wpadłabym w furię, oskarżając go o plugawienie swojej krwi. A teraz? To co widziałam i czego doświadczyłam będąc w twierdzy ukształtowało mój pogląd na mugoli i czarodziei mugolskiego pochodzenia. Zrozumiałam, że to też są ludzie. Żyją, oddychają. Czują. Teraz było mi zupełnie obojętne kogo mój kuzyn poślubi, a nawet cieszyłam się trochę, że Blaise kogoś pokochał. Po sposobie w jaki na nią patrzył i o niej mówił zauważyłam, że rudowłosa jest kimś bardzo ważnym w jego życiu. Był szczęśliwy, a to było dla mnie najważniejsze. Zostawiłam więc rozmyślania na temat kuzyna, zajmując się o wiele większym dla mnie problemem, a mianowicie pewnym blondwłosym kretynem. Mimo jego ukradkowych spojrzeń w moją stronę skutecznie go ignorowałam. Zranił mnie, ale nie zamierzałam tego pokazywać. Rozejrzałam się po pustym korytarzu, a kiedy nie zauważyłam nikogo usiadłam pod ścianą i przyciągnęłam do siebie nogi, opierając brodę o kolana. Było mi zimno, ale nie obchodziło mnie to. Musiałam ochłonąć po tym wszystkim, czego doświadczyłam. Delikatnie podwinęłam rękawy, oglądając z bliska ramiona. Widniały na nich cienkie blizny, które pozostaną ze mną do końca życia, przypominając o tych wszystkich złych chwilach. Teraz, kiedy dokonałam już wyboru, nie miałam prawa przeżyć wojny. Blaise, Pansy, Draco.. Oni mieli szansę. Ja byłam na straconej pozycji. Uśmiechnęłam się lekko. Moi przyjaciele dadzą sobie radę. Są silni. Zacisnęłam mocno pięści. Do cholery! Ja też jestem silna! Nie mogę poddawać się na starcie! Ale pozostaje jedno małe pytanie. Czy jakimś cudem jestem w stanie uniknąć śmierci? Wiedziałam kto zna odpowiedź. Z nową nadzieją ruszyłam w stronę gabinetu dyrektora.

Draco

Od naszego rozstania w Wielkiej Sali biegałem jak oszalały, usiłując znaleźć Victorię. Ale ta dziewczyna miała tendencję do znikania bez słowa, więc moje poszukiwania miały marny skutek. Pytałem dosłownie każdego. Nawet Granger! Nikt jej nie widział. W drodze do swojego dormitorium poprosiłem Blaise, aby w razie czego odesłał ją do mnie. Wątpiłem w to, że przyjdzie, ale nie miałem zamiaru tracić nadziei. Będąc już w pokoju walnąłem się na kanapę i zakryłem dłońmi twarz. Było tyle rzeczy, których nigdy nie miałem okazji jej powiedzieć. Dopiero po powrocie do zamku zrozumiałem, jak ta cała sytuacja musiała wyglądać z jej perspektywy. Ale wtedy nie było już odwrotu. Teraz, kiedy jest z powrotem w Hogwarcie mam szansę wszystko jej wyznać.

- Paniczu Malfoy, jakaś panienka do pana - głos czarodzieja z obrazu przerwał moje rozmyślania. Moje serce zaczęło wybijać szybszy rytm.

- Wpuść ją - odpowiedziałem i już po chwili do mojego pokoju weszła Victoria. Jak zawsze była piękna, a jej widok odebrał mi dech w piersi. Przełknąłem głośno ślinę, kiedy usiadła na kanapie, obok mnie.

- Napijesz się? - zapytałem, pragnąc znaleźć się jak najdalej od niej. Jej obecność odbierała mi zdolność logicznego myślenia. Pokiwała głową, uśmiechając się złośliwie, a ja napełniłem szklanki Ognistą i podałem jej.

- Więc, jak to się stało, że jesteś tutaj? - zacząłem rozmowę. Prychnęła.

- Słyszałeś moją opowieść w Wielkiej Sali - rzuciła chłodno. Uśmiechnąłem się cwanie.

- Oczywiście, że słyszałem. Ale mogłaś zostać, tam w Menegroth. Dlaczego wróciłaś? - zmarszczyła brwi, zastanawiając się chwilę nad odpowiedzią.

- To proste Draco. Odeszłam tylko po to, by zapewnić bezpieczeństwo moim rodzicom. Kiedy Nott ich zamordował nie miałam już nic do stracenia. Mogłam nareszcie walczyć po należytej stronie - odpowiedziała uśmiechając się delikatnie. W duchu przyznałem jej rację.

- Jeśli chodzi o to co stało się wtedy to.. - otworzyła usta, aby coś powiedzieć ale uciszyłem ją ruchem ręki - Posłuchaj! Nie byłaś częścią tej gry, Victorio. Nic, co wtedy się zdarzyło nie było udawane ani bez znaczenia - rozszerzyła oczy w zdumieniu.

- Każda chwila spędzona z tobą była piękna. Nie wiem, po co to mówię, jestem totalnym idiotą, ale to dlatego, ze cię kocham - powiedziałem na jednym wdechu. Dziewczyna zmarszczyła brwi.

- Co ty tam mamroczesz Malfoy? - zapytała, wstając z kanapy i podchodząc bliżej. Przełknąłem głośno ślinę, ale nie zawahałem się.

- Powiedziałem, że cię kocham - szklanka z Whiskey, którą trzymała czarnowłosa z brzdękiem upadła na podłogę. Ani ja, ani ona nie przejęliśmy się tym za bardzo.

- Co? - zapytała zszokowana, patrząc na mnie z rozdziawioną buzią. Roześmiałem się cicho.

- Muszę to jeszcze raz powtarzać? Jesteś dla mnie cholernie ważna, chcę być przy tobie całe dnie i noce. Kocham cię Vic - powiedziałem szczerze, patrząc na jej zdumioną twarz - Jesteś całym moim życiem, bez ciebie nie istnieję. Jeżeli chcesz, żebym odszedł, zrobię to. Ale jeżeli jest w twoim życiu miejsce dla mnie, proszę, pozwól mi zostać - wyszeptałem. Po minucie milczenia, która dla mnie była jak wieczność, Victoria zaczęła mówić.

Victoria

Cholera. Choleracholeracholera. Czy on powiedział, że mnie kocha? KOCHA? On mnie?Po tym co powiedział mi dyrektor nie mogłam na to pozwolić. Ale kiedy tak patrzył na mnie szczerze, moje serce miękło.

- Ja.... zostań - wyszeptałam, zanim jego usta dotknęły moich, a mój świat wybuchnął milionami kolorowych fajerwerków.

Draco Malfoy - inna historiaWhere stories live. Discover now