Rozdział XXII

11.7K 549 45
                                    

Draco

Biegłem przez las, co chwila potykając się o wystające korzenie. Mimo to ani razu nie zwolniłem, pędząc ku wolności. Poza lasem granica, która pozwalała Czarnemu Panu kontrolować teleportacje, kończyła się. Zostało już tak niewiele. Wiedziałem, że zostawiając w twierdzy ukochaną dziewczynę i matkę postąpiłem egoistycznie, ale przynajmniej był tam bezpieczne. Gdyby uciekły ze mną, czekałaby je śmierć. Zbliżałem się już do granicy lasu, kiedy coś zaszeleściło za mną. Pełen obaw zatrzymałem się i nasłuchiwałem. Z prawej strony dobiegł mnie dźwięk łamanej gałązki. Nikt jednak nie wyłonił się z zarośli, więc odwróciłem się z zamiarem kontynuowania ucieczki, jednak czyjeś zaklęcie wymierzone we mnie skutecznie mnie powstrzymało. Poczułem jak różdżka wymyka się z mojej dłoni i ląduje gdzieś w krzakach. Moim oczom ukazał się Teodor Nott, który wpatrywał się we mnie z sadystycznym uśmiechem. Chwilę później pojawiła się Victoria, a jej spojrzenie było jeszcze zimniejsze niż zazwyczaj. Stałem tak, bezbronny, wiedząc, że są tutaj, by mnie wykończyć. Chociaż śmierć z rąk ukochanej nie wydawała mi się już taka straszna. Mimo tego, moje ciało przeszył dreszcz strachu. Zamknąłem oczy, czekając na śmierć. Usłyszałem przepełniony nienawiścią głos Teodora.

- Nareszcie, po tak długim czasie, mam okazję, żeby cię wykończyć - ze zdziwienia otworzyłem oczy.

- Za co mnie tak nienawidzisz? - zapytałem zaskoczony. Stojąca obok ślizgona Victoria przysłuchiwała się naszej konwersacji, patrząc to na mnie, to na niego. Nott uśmiechnął się gorzko.

- Bogaty synek tatuśka. Zawsze najlepszy, najprzystojniejszy, najmądrzejszy. Ale to się zaraz zmieni, ja zajmę twoje miejsce. AVADA - nie zdążył jednak rzucić zaklęcia, gdyż stojąca dotychczas w milczeniu Cassidy skierowała w jego stronę różdżkę i ryknęła:

- DRĘTWOTA! - patrzyłem na to wszystko w niemym szoku. Czarnowłosa, nie zwracając na mnie uwagi podeszła do Notta i kucnęła przy nim. Obejrzała go, a wstając mocno kopnęła go w żebra i syknęła pod nosem kilka przekleństw. Mimowolnie uśmiechnąłem się na ten widok. Podniosłem z ziemi różdżkę i schowałem ją do kieszeni, nie przestając się szczerzyć. Uśmiech zrzedł mi jednak, kiedy napotkałem spojrzenie Victorii. Dziewczyna stanęła obok mnie, a jej zielone oczy były zimne jak lód.

- A więc to prawda? -zapytała cicho, jakby bojąc się podnieść głos, by nie zaburzyć harmonii tego pięknego miejsca, w którym się znajdowaliśmy. Od razu zrozumiałem o co jej chodzi.

- Dumbledore mnie tu wysłał. To całe wstąpienie do szeregów Czarnego Pana było ściemą. Miałem do niego dołączyć i starać się zdobyć jak najwięcej informacji, które potem przekazywałem dyrektorowi - wytłumaczyłem, również szepcąc.

- A więc o ataku na Ministerstwo dowiedział się od ciebie - bardziej stwierdziła niż zapytała się, a na jej twarzy pojawił się grymas bólu - Czyli to wszystko, co tu się stało, było grą. A ja byłam nikim innym, jak tylko naiwną dziewczyną, od której czerpałeś informacje? - nie potrafiła ukryć zawodu, który na chwilę pojawił się w jej głosie. Już otwierałem usta, by zaprotestować, kiedy pocałowała mnie mocno, z pasją. Po chwili oderwała się ode mnie, a jej maska obojętności spadła, ukazując ból.

- Chciałam to zrobić jeszcze raz, zanim cię zabiję - powiedziała smutno i uniosła różdżkę. Czekałem, aż rzuci zaklęcie, a milion myśli tłoczyło się w mojej głowie. Pomyślałem smutno, że nigdy nie dowie się, że ją kocham. Nigdy nie zasmakuję już jej ust, ani nie usłyszę jej pięknego śmiechu. Milczenie przedłużało się, a Victoria tylko stała i patrzyła się na mnie. Po chwili, ku mojemu zdziwieniu, opuściła różdżkę.

- Nie mogę tego zrobić, choćbym nie wiem jak chciała. Proszę, odejdź - w jej głosie pojawiła się błagalna nuta. W mniej niż sekundę byłem już przy niej, w dłoniach trzymając jej piękną twarz i pochylając się tak, że prawie stykaliśmy się nosami. Nasze oddechy mieszały się, a moje serce zaczęło szybciej bić.

Draco Malfoy - inna historiaTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang