Rozdział V (II cz.)

9.8K 460 76
                                    

Victoria

Stałam na środku pokoju hotelowego całkiem załamana. Moje walizki leżały na łóżku, jeszcze nie rozpakowane. Uciekłam w pośpiechu, jak tchórz. Bo tak właśnie można byłoby mnie nazwać. Uciekłam, bo nie chciałam dać drugiej szansy miłości. Uciekłam, bo się bałam. Gdzie jestem? Szkocja, Edynburg. Tak blisko, a jednak tak daleko od Londynu i ukochanego. Nie wiem dlaczego, ale Szkocja to pierwsze miejsce, jakie wpadło mi do głowy. Może dlatego, że Edynburg to ostatnie miasto, jakie odwiedziłam wraz z rodzicami przed ich śmiercią. Ale teraz to nie było ważne. Byłam bezpieczna, tylko to się liczyło. Miałam szansę, by zacząć od nowa i zamierzałam ją w pełni wykorzystać. Wynajęłam pokój w hotelu na Oueen Street. Miałam zamiar pomieszkać tu kilka dni, szukając równocześnie jakiegoś przytulnego mieszkania, w które mogłabym zainwestować. Pokój nie był brzydki. W pastelowych kolorach, na środku stało duże łóżko. Oprócz stolika, szafy i kilku krzeseł nie było tu żadnych innych mebli. Do łazienki również nie mogłabym się przyczepić. Ogromna wanna, kafelki w kolorze zielonym i wielkie lustro. Niczego więcej mi nie brakowało. Obsługa była miła, chociaż miałam wrażenie, że to sami mugole. Zdjęłam walizki z łóżka, otworzyłam jedną i wypakowałam z niej swoje rzeczy. Mogłabym to zrobić jednym zaklęciem, ale zależało mi na tym, by zrobić to samemu. Po chwili w szafie leżały już złożone przeze mnie ubrania. Uśmiechnęłam się z zadowoleniem i rzuciłam na miękką pościel. Pachniała lawendą. Nagle z podekscytowaniem przypomniałam sobie o czymś. Wstałam i szybko doskoczyłam do swojej torebki, wyjmując z niej farbę do włosów. Na wspomnienie wizyty w mugolskim sklepie roześmiałam się.

Zaraz po tym, jak teleportowałam się do Szkocji, postanowiłam poddać się metamorfozie. Chciałam przefarbować włosy, a najlepszym kolorem wydawał mi się blond. Weszłam więc do sklepu, rozglądając się dookoła z zaciekawieniem. Był to typowy sklep kosmetyczny, chociaż różnił się bardzo od tego na Pokątnej. Na półkach stały przeróżne pudry, lakiery do paznokci, cienie do powiek, szminki. Poszłam w stronę działu fryzjerskiego i w końcu zauważyłam to, czego szukałam. Złapałam farbę i ruszyłam w stronę sprzedawczyni, by dowiedzieć się, jak dokładnie to działo. Wszystko mi dokładnie wytłumaczyła, a ja zaskoczona krzyknęłam głośno: Ale to działa tak bez magii?! Kobieta spojrzała na mnie jak na idiotkę, a ja czym prędzej zapłaciłam i opuściłam sklep.

Biedna mugolka, musiała mnie wziąć za wariatkę. Z uśmiechem na ustach chwyciłam farbę i ruszyłam do łazienki. Nałożyłam farbę, a po upływie dziesięciu minut wskoczyłam do wanny i spłukałam ją z włosów. Dobrze, że do kosmetyku dołączono ulotkę, bo inaczej nie dałabym sobie rady. Po spłukaniu nałożyłam odżywkę i wytarłam włosy ręcznikiem. Wysuszyłam je jednym zaklęciem i stanęłam przed lustrem. Przez chwilę patrzyłam z przerażeniem na swoje odbicie, po czym roześmiałam się histerycznie, patrząc na opakowanie po farbie. Pomyliłam kolory. Miałam włosy w odcieniu lapis lazuli. Cholerni mugole i te ich popieprzone wynalazki!

Draco

Nie mogłem uwierzyć, że ona odeszła. Tak po prostu zostawiła wszystko za sobą, znikając gdzieś na dobre. Nawet nic nie powiedziała, tak po prostu w jednej chwili była, a w drugiej już nie. Chore. Wczoraj, kiedy roztrzęsiona Pansy teleportowała się z mojego domu patrzyłem na list jakby od tego zależało moje życie. Ja po prostu go kocham, a ta miłość powoli mnie zabija. Chcę zacząć wszystko od nowa, z dala od niego. Miałem rację co do jej uczuć. Nigdy nie przestała mnie kochać, ale bała się dać nam jeszcze jedną szansę. Przez to nienawidziłem jej tak samo mocno, jak kochałem. Po wyjściu Pansy teleportowałem się do Blaise'a. Ginny akurat nie było, a czarnoskóry siedział na kanapie ze szklanką Ognistej w dłoni.

- Ona.. odeszła. Znowu - wyszeptał tylko, wpatrując się w ogień płonący w kominku. Przytaknąłem i zająłem miejsce obok niego, wyczarowując sobie alkohol. Westchnąłem głośno.

- Przepraszam Blaise

- Przepraszam Draco - przeprosiliśmy w tym samym momencie, ale Zabini uciszył mnie ręką i spojrzał na mnie poważnie.

- Nie powinienem był potępiać cię za twój wybór. To była twoja sprawa, ten ślub i to wszystko. Nie zachowałem się jak dobry przyjaciel - chciałem coś powiedzieć, ale znów mi przerwał - Wiem, że ją kochałeś. Patrzyłeś na nią tak, jak ja patrzę na Ginny. Nigdy nie zapytałem cię, dlaczego tak naprawdę ożeniłeś się z Astorią. Przepraszam cię za to.

- Nigdy nie kochałem Astorii - zacząłem - Nasz ślub był tylko ucieczką od bolesnych wspomnień. Ja straciłem Victorię, ona straciła rodziców. Wtedy wydawało mi się to rozsądne, ale teraz już wiem, ze byłem głupcem. Już i tak to wszystko jest skończone. Wczoraj wyprowadziła się, myślimy też o rozwodzie, bo to wszystko nie ma sensu - wytłumaczyłem, a Blaise pokiwał głową. Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy.

- Tak nie może być, Blaise. Musimy ją znaleźć i przyprowadzić z powrotem. Może mnie nienawidzić, ale niech robi to tutaj, w Londynie a nie na jakimś zadupiu - powiedziałem z mocą, a oczy mojego przyjaciela rozbłysły.

- Masz cholerną rację - rzucił i już po chwili staliśmy w domu państwa Potterów. Zaskoczony tym, co zrobił Blaise stałem i czekałem na rozwój akcji. Chwilę później do przedpokoju wpadł wściekły Potter i gdyby nie czarnoskóry, już pewnie leżałbym na ziemi.

- Uspokój się Potter - warknął Blaise, odpychając go lekko.

- Musimy znaleźć Victorię. Pansy zaraz wypłacze wszystkie łzy. Zamknęła się w pokoju i nie chce z niego wyjść. Musimy coś zrobić - syknął Harry, patrząc na mnie chłodno.

- Po to właśnie tu jesteśmy Bliznowaty - odpowiedziałem niecierpliwie.

- Powiem aurorom, żeby rozglądali się na misjach. Są rozsiani po całym świecie, więc nie będzie z tym problemu - rzucił, a ja pogratulowałem mu w duchu inteligencji.

- My poszukamy na Pokątnej i w kilku innych miejscach, gdzie mogłaby być - powiedziałem, a Harry przytaknął i już po chwili teleportował się do Ministerstwa Magii, wcielając swój plan w życie. Spojrzałem na Zabiniego i już miałem coś powiedzieć, kiedy z pokoju obok wyszła Pansy, całkiem już ogarnięta, trzymając w rękach malutką Lily. Podeszła do nas i spojrzała na nas poważnie.

- Nie ważne co się stanie, musicie odnaleźć Victorię. Ona musi tu wrócić, cała i zdrowa - powiedziała, po czym zniknęła w kuchni. Bez słowa opuściliśmy dom państwa Potterów, wyruszając na poszukiwania tej nieznośnej jędzy Cassidy.

Victoria

Po nieudanym eksperymencie z włosami przez dobrą godzinę darłam się w niebogłosy (oczywiście uprzednio rzucając Mufliato na pokój) przeklinając na czym świat stoi. Chciałam odwrócić od siebie uwagę, zniknąć, a tymczasem moje cholernie niebieskie włosy skupiały na sobie wzrok przechodniów. Moje życie to pasmo porażek. Podczas przeklinania i wrzeszczenia wpadł mi do głowy pewien pomysł. Postanowiłam odwiedzić stary dom rodziców, zabrać z niego kilka rzeczy i w końcu sprzedać go. Galeony napewno by mi się przydały, chociaż w skarbcu miałam ich całe góry. Trochę bałam się, że tam w Londynie spotkam kogoś znajomego, ale postanowiłam, że będę uważać. Jeszcze raz spojrzałam na siebie, omijając starannie wzrokiem włosy i teleportowałam się do Cassidy Manor. Dom wyglądał tak jak ostatnim razem, kiedy go widziałam. Trochę zaniedbany, po podłodze walało się rozbite szkło i stolik. Nie zwracając na to uwagi ruszyłam schodami na górę, do pokoju moich rodziców. Przestępując nad szczątkami okna ruszyłam w stronę szuflady, by wyciągnąć z tamtąd albumy ze zdjęciami, które mama zawsze tam wkładała. Wyjęłam je i usiadłam na łóżku, przeglądając obrazki. Po moich policzkach popłynęły łzy, ale nawet nie próbowałam ich zetrzeć. Nagle z dołu dobiegł chałas. Szybko schowałam albumy do torebki i bezgłośnie otworzyłam drzwi. Ktoś kręcił się po kuchni. Podeszłam do schodów i wychyliłam się, wstrzymując oddech.

- Tracimy czas Blaise. Tutaj jej nie ma - usłyszałam głos Malfoya, a moje serce zabiło mocno w piersi. Cofnęłam się gwałtownie do tyłu, następując na szkło, które pękło pod moją stopą robiąc niemało chałasu.

- Cicho. Słyszysz? Ktoś jest na górze - głos Blaise'a był ostatnim, co usłyszałam, zanim teleportowałam się z powrotem do hotelu. Opadłam na łóżko, nagle wyczerpana. Było blisko.

No już, macie ten V rozdział i nie marudźcie. Kocham was. xoxo


Draco Malfoy - inna historiaWhere stories live. Discover now