Zapisek 91

2.7K 312 34
                                    

Dopiero teraz udało mi się na tyle pozbierać myśli, aby powrócić do miejsca, w którym nagle urwałem zapisek.

,,Ja również jestem człowiekiem", takimi słowami zakończyłem przedstawianie swoich myśli i płochliwie odłożyłem ołówek, zatapiając się w tęczówkach, które miały mnie odciągnąć od czegoś, co było prekursorem niejednego załamania i sprowadzało mnie na najbardziej odległą i bezpowrotną drogę, prowadząca do krawędzi. Prowadząca do nieprzekraczalnej granicy.

Prowadząca na rozdroże i każącą mi dokonać wyboru. Zawsze miałem jedynie dwie opcje. Mogłem udać się w stronę nęcącej mnie ciemności, cicho obiecującej ukojenie i zakończenie całego, przypisanego mojej sytuacji, bólu lub tą jasną, pełną łez, tłumionego krzyku i krwawiących, egzystencjalnych szram. Stałem przed paradoksem. Namacalną, kształtną decyzją, mogącą zapobiec moim dalszym ziemskim problemom oraz przysporzyć nowe tym, którzy nadziei mieli ciut więcej ode mnie. Nie wiedziałem, czy to, co zrobię będzie jedynie katastrofalne na krótki czas. Nie wiedziałem, czy czasami nie pociągnie za sobą wielu innych sznurków, trzymających kruche, porcelanowe serca, jakie z hukiem opadną, krusząc się na miliony drobinek, których nie da się ani zliczyć, ani uprzątnąć.

Nie wiedziałem, jak zareagujesz również ty, Jungkook.

Kiedy leżałem w nocy, w pokoju i zasłaniałem swoje usta poduszką, nie pozwalając, by żaden szloch rozniósł się po nim, zawsze myślałem o tobie. O twoich oczach, twoim uśmiechu i mimice towarzyszącej ci, gdy zanosisz się swoim melodyjnym śmiechem. To wyobrażenie za każdym razem działało na mnie uspokajająco. Głaskało mnie po włosach i ścierało z mojej napuchniętej twarzy łzy, nawet wtedy, kiedy nie wiedziałeś, że istnieję. To dzięki tobie, z taką wielką desperacją trzymałem się ziemskiej jasności. Dzięki tobie miałem nadzieję, że szydercze rechoty i słowa ucichną.

Dzięki tobie wiedziałem, że świat może mieć dla mnie jeszcze coś dobrego.

Gdybym nie upuścił tego ołówka, gdybym cię nie posłuchał, gdybym ci nie zaufał, Jungkook, najprawdopodobniej, już by mnie tu nie było.

Leżałbym zimny i uśpiony, patrząc z ludzką tęsknotą na ciebie z góry. Nie wytrzymałbym tej nieokiełznanej obojętności i rozpaczy. Nie wytrzymałbym dalszych dogryzań.

Nie wytrzymałbym nieświadomości mojej matki.

Taehyung starł wierzchem dłoni parę płynących po jego skórze kropel i spojrzał w stronę biurka, jednocześnie wkładając do uszu słuchawki z lecacą z nich spokojną, enigmatyczną muzyką.

A nawet jeśli nie rzuciłbym się w ramiona konsekwencji śmiertelności, tylko dalej trwał w chaosie cierpienia i dzikości, byłbym, jak frezja, którą mi podarowałeś, Jungkook. Po jakimś czasie, byłbym uschnięty i nieodwracalnie martwy. Moje płatki byłby zmarszczone, bezbarwne i pozbawione jakichkolwiek sił witalnych, a ich spadający szelest, byłby tylko potwierdzeniem, jak szybko przemijam. Jak szybko kończy się moja ludzkość i społeczność.

Jak szybko staczam się na samo dno, staję zależny od wszystkich, lecz nie od siebie.

Tak samo moja łodyga trzymająca wszystko przy sobie. Ona też zmarktoniałaby, postrzała i być może przy nawet najmniejszym zetknięciu, złamałaby się, oddając w ręce bezwładności i wiotkości.

Blondyn mocno zacisnął powieki, równocześnie wbijając paznokcie w okładkę zeszytu i starał się brać głębokie oddechy, aby nie rozpłakać się na dobre. Kobiecy, głęboki głos, niczym zbawienie, zaczął melodyjnie układać zdania, śpiewając o lecie, zachodach słońca i pięknie gwiazd, które dla siedemnastolatka miały szczególną wartość.

Teraz, kiedy jestem szczęśliwy, a towarzyszące mi dawniej uczucia są jedynie niezbyt lubianymi znajomymi, trudno jest mi ubrać w słowa to, czego aktualnie się boję. Trudno jest mi zobrazować myśli, jakie wtedy były tymi najczulszymi.

Trudno jest mi pisać o śmierci, gdy nie mam już powodu, aby jej pragnąć.

To tylko wydaje się błahostką. Wartością, która przez swoją powszechność i codzienność, stała się nie wartym uwagi aspektem. Której ludzie już nie szanują, nie zostawiają się nad jej konsekwencjami.

Ludzie już nie boją się przerażającej kosy, ścinającej im głowy i wrzucającej resztę ciała parę metrów pod ziemię, jako idealną przystawkę dla wszelkiego robactwa.

Ja też się nie bałem. Nieraz błagałem, by jej ostrze musnęło moją szyję i pozwoliło odpocząć. By cmoknęło moje serce krwistą obietnicą.

By udostępniło mi skrawek raju, gdzie leniwie trwałbym z dala od tego, co mi nieprzychylne.

Ale to było kiedyś, kiedy jeszcze w moim postrzeganiu nie pojawił się sens. Słodki, tkliwy i otulający mnie pieszczotliwym chichotem powód, trzymający mnie w przekonaniu, że chcę już jedynie korzystać z ofiarowanego mi życia.

Kiedy jeszcze tak blisko nie pojawiłeś się ty, Jungkook.

Chłopak uniósł kącik ust do góry i kciukiem pogłaskał napisane urokliwą czcionką imię. Po chwili cicho ziewnął, dotykając opuszkami palców swoje widoczne pod oczami sińce i wygodniej ułożył swoje ciało, szczelniej okrywając się przyjemnie ciepłą kołdrą.

Dzisiejsza noc nie należała do najłatwiejszych, a bezsenność skutecznie zabrała mi cenne minuty snu. Jestem zmęczony.

Jestem bardzo, bardzo, bardzo zmęczony...

Thorns | Taekook✔️Where stories live. Discover now