Zapisek 97

2.4K 302 119
                                    

Wygląd całego domu Jungkooka przynosił na myśl wiele skojarzeń. Zaczynając od piaskowej starożytności, po średniowieczny fiolet, a kończąc na metalicznej nowoczesności i nawiązaniu do każdej pory roku oraz dnia. Kolory ścian, obramowania różnorakich obrazów, meble, dodatki, to wszystko mieszało się ze sobą, tworząc artystyczną kompozycję, krzyczącą wręcz: ,,Zachwycaj się mną!". I to właśnie czynił teraz blondyn.

Z dokładnością i szacunkiem dla detali badał każdy przedmiot, być może dlatego, aby nie patrzeć niezręcznie na cień krzątającej się po kuchni pani Jeon, a może, by po prostu zaspokoić wewnętrzną twórczą żądzę spojrzenia na to, co z wielką chęcią chciałoby opowiedzieć własną, indywidualną historię.

Taehyung czuł się komfortowo. Mimo lekkiego spięcia i pocących się dłoni, czyli nieuniknionych uniedogodnień, był naprawdę stabilny. Duża część lotnego, szpeczącego mu czarne scenariusze koszmaru, wyparowała, ginąc w płomieniach, jakie rozpaliły kobiece ramiona otulające go z życzliwością, zaraz po zakończeniu krótkiego przekomarzania się z wiernym mu nawet teraz szczeniakiem.

Miyo opierał swój łebek o stopy blondyna i ziewał znużony, a w ostateczności, nie mogąc wytrzymać, ocierał się o materiał ciemnych spodni, z niemal ludzką radością oczekując przyjemnego głaskania tuż za uchem.

-Jungkook, chodź tutaj!- pani Jeon krzyknęła z pomieszczenia naprzeciw, sprawiając, że wspomniany oderwał się od wpatrywnia w roześmianą buźkę Kima i obdarzając go kochającym spojrzeniem, wstał od stołu.

Dwie ciemne tafle, pełne nieodkrytego jeszcze piękna, podążyły za sylwetką wyższego chłopaka. Zaraz dołączyły do nich również urocze zmarszczki, które pojawiały się w kącikach oczu razem z uśmiechem. Pogodnym, czarującym wyszczerzem, jaki sprawił, że spoglądający za siebie brunet, przez nieuwagę, prawie uderzył czołem o drewnianą framugę.

Licealista na ten widok, zasłonił dłonią wargi i roześmiał się szczerze, totalnie nieświadom, że tą reakcją spowoduje nagły, ambrozyjny zawrót w głowie ciężko przełykającego ślinę ciemnowłosego.

Taehyung był zachwycający, kiedy siedział w luźnej, miękkiej koszulce i roześmiany mrużył oczy. Był prawdziwy, jak łzy, które formowały się wywołane długim chichotem. Był niewiarygodnie urzekający w nieporadnej próbie powstrzymania tego pozytywnego ataku. Był niewytłumaczalnie magiczny, siedząc na tym zwykłym krześle i będąc jedynie sobą, zaniżał całą estetyczną wartość obrazu znajdującego się za nim. Fenomenalny, olejny anioł na tle purpurowego nieba, nie mógł nawet równać się z czerwonym i zawstydzonym od świdrującego spojrzenia kawowych oczu Taehyungiem.

A Jungkook...

A Jungkook był po prostu zakochany.

-Długo mam cię jeszcze wołać?!

Koreanka stanęła obok syna i walnęła go ścierką w udo, na co ten podskoczył zaskoczony i rozszerzył oczy. Kobieta spojrzała na siedzącego przy stole blondwłosego i puściła mu buntownicze oczko, ponownie parę razy uderzając biało niebieskim materiałem bruneta.

-Mamo!- mruknął bez złości ciemnowłosy i chcąc nie chcąc, zniknął za ścianą, by spełnić w końcu prośbę swojej rodzicielki.

Siedemnastolatek korzystając z okazji i będąc trafnej myśli, że przez jakiś czas zostanie sam, sięgnął do tylnej kieszeni, wyciągając z niej kartkę oraz malutki ołówek. Szczeniak z dołu przyglądał mu się zaciekawiony.

Nie potrafię określić, czy miejsce i otaczający mnie teraz świat są prawdziwe, czy ja po prostu śnie, zakopany w wiecznie ciepłej pierzynie.

Każdy mój oddech jest jak zachwycający przywilej. Pozwala mi poczuć miłość, bezpieczeństwo, rodzinę. Pozwala mi również zrozumieć coś, co bez niego nie istaniałoby. Przynosi mi świadomość. Napędza resztę zmysłów, podjudza je i podpuszcza, aby działały żywiej, euforyczniej i bez zahamowań. Od spojrzenia w truflowe tęczówki pani Jeon i pozbycia się niechcianych rzepów wątpliwości z myśli oraz od tego matczynego żaru, czuje się inny.

Czuje się żywszy, pewniejszy i krótkotrwale naćpany skrajnie dobrymi emocjami.

Cały wystrój tego domu jest jakby balsamem na moje nieusatysfakcjonowane pięknem dotąd widzianej sztuki rany. Tutaj wszystko się łączy. Kolory grają w nierozstrzygniętego berka, emocje przesiadują i leniwie zrzucają do popielniczek księżycowy pył, powstały z niedawno spalonego przez ogromne smoczysko mężczyzny. Historia tych obrazów mnie fascynuje. Ponownie czuję się chłopcem sprzed siedmiu lat. Ponownie wymyślam własną, zinterpertowaną opowieść do dopiero co ujrzanego malowidła.

Ponownie mam w sobie rozbłyski nieposłusznej weny, która te kilkanaście miesięcy temu uciekła w popłochu i do dzisiaj bała się wrócić.

To dziwne, niezwykłe i zniewalające zjawisko. Tak, jakby ten dom żył, był depozytem mojej własnej energii.

Jakby dosadnie chciał mi pokazać, że bojąc się wpraszać w jego progi, byłem zwykłym głupcem.

Lecz, co mogę poradzić na to, że strach, niepewność i płochliwość były dotąd moimi najbliższymi kompanami? Długo zajmie mi jeszcze oswojenie się z ich coraz bledszym wyglądem i powiedzenie stanowczego ,,nie", gdy zajarzą się mrocznym światłem, ciągnącym mnie na samo dno.

-Wróciłem, rodzinko!

Kim wzdrygnął się na odgłos melodyjnego głosu i spojrzał w kierunku źródła, napotykając wzrok świecących, łagodnych oczu. Trochę pulchne policzki mężczyzny uwydatniły się, kiedy Taehyung zmieszany zaczął gorączkowo pakować kartkę do kieszeni.

-Ty musisz być Taehyung, prawda?

Gdy ojciec Jungkooka zrobił parę kroków w jego stronę, chłopak wstał zbyt gwałtownie, przypadkowo sprawiając, że krzesło głośno i nieprzyjemnie otarło się o podłogę. Kim momentalnie poczerwieniał na całej twarzy i ukłonił się nisko, dając mężczyźnie idealny widok na swoje palące uszy.

-T-tak, proszę pana....- powiedział cicho, po chwili z zawahaniem podnosząc wzrok i zauważając wyciągniętą dłoń.

-Dongwan- przedstawił się mężczyzna i uniósł jeden kącik ust, a kiedy blondyn się wyprostował i uścisnął jego dłoń, poklepał go serdecznie po ramieniu.

-Witaj w domu.

****
-Ale to nie wszystko, podszedł wtedy po raz kolejny do tej kobiety i znów poprosił ją o ten nieszczęsny numer dla swojego super przystojnego wujka!

Pani Jeon wybuchła głośnym śmiechem, opowiadając którąś z kolei historię z dzieciństwa Jungkooka i napiła się soku, naprzemiennie patrząc z dobrotliwym wyrazem to na rozradowanego gościa, to na swojego zażenowanego syna, którego policzki pokryte były dorodnym rumieńcem, lecz pomimo tego, kawowe tęczówki nie traciły swojego pewnego, onieśmielającego wyrazu.

Kobieta oparła policzek na dłoni i tym razem zza zmrużonych powiek przyglądała się jedzącej dwójce, siedzącej obok siebie.

-Nie uważasz, kochanie, że w jakiś sposób przypominają nas?

Dongwan odchrząknął i naśladując mimikę oraz pozę swojej żony, począł się w nich wpatrywać.

-Możecie nie zawstydzać Taehyunga?- skarcił ich Jungkook, kątem oka widząc, jak ramiona jego chłopca mimowolnie stają się bardziej zgarbione.

-Jest w porządku, Jungkook.

Szept blondyna ledwo dotarł do jego uszu, na co zmarszczył brwi i z powątpieniem spojrzał na nieśmiale zapatrzonego w niego Kima, którego różane wargi przybrały najsubtelniejszy wyraz, na jaki było je stać. Wyższy, nie mogąc się powstrzymać, odgarnął niesforny kosmyk z ciepłej buźki i pokręcił głową z pewną intencją, której Taehyung nie potrafił się domyślić.

-My nie byliśmy aż tak słodcy- zauważył Dongwan i ucałował żonę w czoło, posyłając swojemu synowi pełne dumy spojrzenie.


»«

Już niewiele pozostało do końca, więc jestem ciekawa, co myślicie?

Co sądzicie o zmianie, jaka zaszła w Taehyungu oraz w ich relacji?

Miłego dnia bądź nocy!💕

Thorns | Taekook✔️Onde histórias criam vida. Descubra agora