Prolog

19.9K 615 74
                                    

Stałam na parkingu, trzęsąc się z zimna jak kanadyjska sosna strzepująca śnieg pod wpływem wiatru. W nowym Jorku jesień nie była zimniejsza niż w Toronto, ale tutejsze emocje, powroty do miejsc i wspomnień sprawiały, że na wszystko reagowałam nadwyraz. Znów nerwowo próbowałam uruchomić zapalniczkę, by odpalić wąskiego jak trawa wetiweria papierosa. I choć nie paliłam od roku, jakoś wewnętrznie uznałam, że tylko to będzie w stanie mnie uspokoić. Wizja Karla leżącego na intensywnej terapii, cała ta pokręcona historia z tą dziennikarką... Złe demony utraty kogoś bliskiego nachalnie wpychały się w moje myśli. Zniosłabym każdą stratę, tylko nie Juniora. Junior... Jedynie ja go tak nazywałam. Był moim wszystkim. I chociaż nasze ostatnie kontakty nieco się rozluźniły, bo wciągnęła go nowa znajomość, na bieżąco informował mnie o ich zawirowaniach. Liczył pewnie, że jedyna z naszej rodziny nie zacznę odczarowywać jego aury, by kobieta dała my spokój. Miał swoje prawo do miłości, bez znaczenia jaką cenę miałby zapłacić. Nawet jeśli prosiłam o ostrożność i obiektywnie dostrzegałam ryzyko, nie uchronisz dorosłego człowieka przed siłą uczuć. Dziś niestety wszyscy przystępujemy z nogi na nogę wściekli, że aż takiego doświadczenia wymagała ta miłość. Boże, Boże, Boże... Niech się obudzi i wyjdzie z tego bez szwanku...
- Ognia? - przed moją twarzą pojawiła się męska dłoń w czarnej skórzanej rękawiczce z płomieniem jak znicz olimpijski marki zippo. Spod za dużego kaptura puchowej kurtki z lekko przyległymi do twarzy czarnymi kosmykami, spojrzałam na właściciela. Musiałam sporo unieść głowę, bo futro okalające kaptur zasłaniało połowę tego miasta. Wnioski były szybkie: mężczyzna po trzydziestce ze wschodnim akcentem, dobrze ubrany i z pewnością nieinteresujący się kobietami w sportowo-kanadysjkim wydaniu. Wyglądałam jak laska z Bronxu z teledysku "Jenny from the block",  niż jak wygięta w słuszne strony powabna gazela. Zatem zagadką było to, dlaczego właściwe podszedł. Zawsze pozostaje zwykła ludzka życzliwość. Julia! Jesteś tu prywatnie! Skończ z zawodowym profilowaniem.
- Właściwie nie palę. Rzuciłam rok temu.
- Ja też nie palę. To pamiątka.
- Dziadek, ojciec, brat?
- Przyjaciel. Nie żyje...
- To pewnie jakaś smutna historia, ale bez obaw. Nie jestem ciekawa. Mam takich sporo na co dzień.
- Pracujesz tu? - Nadal mężczyzna stał obok. Czyli jednak niezwykła chęć pomocy.
- Nie. To nie jest nawet moje miasto.
- Dziewczyna w Nowym Jorku nie z Nowego Jorku.
- Dokładnie. Chwilowe odwiedziny. Mieszkam na stałe w Toronto.
- Wizyta w szpitalu? Ktoś z rodziny?
- Brat. Wpakował się w kłopoty, albo raczej przyciągnął je.
- Będzie na pewno wszystko dobrze.
- Ludzie zawsze tak mówią, bo to pasuje do sytuacji, ale tego nigdy nie wiadomo, a przynajmniej wcale nie zależy to od nich. Jak już, powinieneś powiedzieć "życzę, żeby było tak,  jak tego pragniesz",  lub "trzymam kciuki za powodzenie".
- Mówisz jak jakiś psycholog - próbował utkać zabawny żart.
- Jestem nim. - Z uśmiechu mężczyzny już po chwili nic nie zostało.
- W takim razie oby się stało, jak chcesz, a brat doszedł do siebie.
- A potem sama mu dokopię.
- Kochające się rodzeństwo?
- Bardzo... i wcale się nie bijemy.
- To dobrze. Mężczyźni nie powinni bić kobiet.
- Wielu rzeczy nie powinni. A ty skąd?
- Moskwa, Las Vegas, Nowy Jork...
- Wędrująca dusza?
- I poszukujące serce...
- Co cię przywiodło na ten parking?
- Byłem u znajomej. Miała małe starcie z bardzo złymi ludźmi.
- Dużo powodów do zmartwień?
- Na szczęście wyjdzie z tego bez większych obrażeń. Silna kobieta... - mówił, bawiąc się zapalniczką i skupiając na niej spojrzenie.
- Chyba przemarzłam. Wracam do środka. Miło było poznać.
- Nie wiesz jak mam na imię, więc nie poznałaś mnie... - złapał nagle moje czarne oczy w swoje, wyrywając się z chwilowego zamyślenia.
- Julia.
- Igor - ściągnął rękawiczkę i wyciągnął dłoń do uścisku.
- Prawie mi miło. Nie dowiemy się jednak "co by było, gdyby". Wszystkiego dobrego. - Odwdzięczyłam uścisk i nadal w okrytej głowie, wąskich dżinsach i motocyklówkach odeszłam od mężczyzny.
- Tobie też! - krzyknął kurtuazyjnie, gdy byłam już kilka metrów od niego. Zupełnie zwykły międzyludzki akcent. Choć ten głos...  gdzieś wdarł się pod skórę.

Od Autorki:

No to ruszamy w drogę!💋ps. Żeby odnaleźć się tutaj, w moim BIO wskazana kolejność historii. Wszystkie opowiadania połączone są wątkami, a bohaterzy przeplatają się😊 Zapraszam zatem do wcześniejszych tytułów.

KRUSZĄC LÓDHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin