ROZDZIAŁ 42

4.9K 434 33
                                    

- O Boże! - usłyszałam przeraźliwy krzyk Natalii, która nie spodziewała się mojej obecności w pomieszczeniu.
- Dobrze powiedziane... - uniosłam się nieco.
- Co tu robisz?
- Łapię odrobinę obiektywizmu.
- Na co takiego brakuje ci zdrowego spojrzenia? - zapytała siadając na przeciw.
- Na siebie.
- Może powinnaś przejść się do Clark'a? Twoje zastępstwo tutaj ma dziś wolne, a pozostali lekarze grafik wypełniony po brzegi.
- Zauważyłam, że pięterko nieco się rozkręciło.  Podobają mi się zmiany.
- Cieszę się, chociaż czuję, że już do nas nie wrócisz.
- Obawiam się, że aktualnie żadne miejsce nie jest dla mnie, albo po prostu znów dopada mnie stan beznadziejności. Ostatnio zauważam, że z każdym kolejnym krokiem popadam w jeszcze większe kłopoty.
- Co tym razem? Oczywiście nie nie mów, jeśli to coś wyjątkowo osobistego.
- Mój pierwszy mąż wymyślił sobie, że zarobi na naszych intymnych filmach z okresu młodzieńczej głupoty. Nawet nie wiedziałam, że nagrywa nasze łóżkowe potyczki.
- A to skurwiel... - beznamiętnie podsumowała dziewczyna.
- To żadne odkrycie. Zastanawiam się bardziej nad tym ile wystarczy mu odwagi na ujawnienie tych informacji. Wiesz jak sieć lubi przez przypadek wypuszczać takie ciepłe wątki w świat.
- Nie zapłacisz?
- Pieniądze nie są problemem. Obawiam się jednak, że jeśli ulegnę raz, żądania nabiorą rozpędu. Każdy pomysł na wyjście z tego, wydaje się ryzykowny.
- A twój brat?
- Karl? Jak się dowie, to go zabije. Poza tym już mi za dużo pomaga. Nie mogę go mieszać w te sprawy.  Sara, firma... to za dużo. Muszę wymyślić jak odzyskać te filmy, chociaż złudnie liczę, że dobrowolnie mi je odda.
- Wiesz jacy są mężczyźni. Nawet jak mu pogrozisz, nadal są pewni, że dowodzą światem.
- Vasco dostrzega tylko mnie w tej historii. Wie, że nie podzielę się tym z rodziną z samego faktu wstydu. Każdy wątek z nim związany, jaki chciałabym poruszyć z moimi najbliższymi, będzie dla nich złym wspomnieniem przeszłości. Ma pewność, że poza Kanadę z tym nie wyjdę.
- Niewiele wiem o twoim wcześniejszym życiu, ale te film to coś mocnego?
- Jeszcze kilka tygodni temu uznałabym to za śmiechu warte argumenty, mimo że wstydliwe. Dziś, gdy noszę takie a nie inne nazwisko, mam czego się bać. - Nie oszukiwałam się, że najważniejszym powodem był Igor. Nie mogłam zafundować mu takiego rozczarowania, wstydu, a jego firmie tak dużego pr'owskiego potknięcia. Czułam jak zmarszczki zmartwienia zaczynają ugniatać moją twarz, a serce doznaje jakiegoś bolesnego przykurczu.
- Może po prostu facet dawno nie dostał porządnego łomotu?
- Jestem za bardzo na świeczniku i wolałabym nie sprowadzać na siebie jakiś dziwnych podejrzeń, choć ta wizja głównie gości w mojej głowie. Ma szansę do jutra. Dałam mu dwadzieścia cztery godziny.
- A potem?
- Nie mam pomysłu. Najczęściej w obliczu totalnego zagrożenia ludzie działają najbardziej zadaniowo. Oby do tego momentu nie doszło, a mi było oszczędzone szukać mocnych rozwiązań. Nie mogę się jednak zrelaksować. Będę wyczekiwać na ruch Gianniego jak na wyniki z egzaminu, a jutro planowałam wylecieć do Vegas.
- Leć. On też będzie czekał na twój ruch. Wprowadź go w niepokój. Nie dawaj mu jasnych znaków, że cię wystraszył. To on niech czuje niepewność. Daj sobie czas.
- Mam grać na zwłokę?
- Przynajmniej do momentu jakiegoś błyskotliwego objawienia.
- A co jeśli zacznie wypuszczać po kilka sekund?
- Ile zażądał?
- Dziesięć milionów.
- Uuuuu! - zagwizdała dźwięcznie Natali.
- Stosunkowo niewiele, jak na moje możliwości. Raczej dysponuje słabym resaerchem. 
- Wiesz... Osobiście uważam, że twój pierwszy mąż od początku wydał mi się bardzo dziwny. Kiedy pojawił się tu kilka razy na początku mojej pracy, nawet nie silił się na bycie sympatycznym. Błądził po poczekalni, twoim gabinecie, jakby uznawał wystrój, miejsce, albo co najwyżej akceptował jako przestrzeń, w której ma prawo czuć się bardziej swojo, niż ja. Poza tym ten wyraz twarzy... Młody facet ze starą energią i latami świetności dawno za sobą. To taki człowiek, z którym nie chciałabym się znaleźć przy barze. Jego energia względem ciebie jest niepokojąca.
- Konkretnie? - Zastanawiałam się, w którą wyjątkowo podłe wcielenie Vasco chciała uderzyć Natali.
- Sądzę, że on traktuje cię jak własność, jak kogoś, kto bez niego nie osiągnąłby tylu sukcesów... Nie wiem jak to wytłumaczyć.. Może mieć przekonanie, że twoja uległość wobec niego będzie twoim najlepszym wyrazem wdzięczności za to, w jakim miejscu teraz jesteś.
-Hooo... - ironicznie westchnęłam. - Gdyby nawet uznać to za rację, to znam wiele przyjemniejszych ścieżek jakimi można by dojść do takiego punktu. Ale tyle o Vasco. Powinnam wracać do siebie. Odpocznę trochę, przynajmniej się postaram, a jutro faktycznie wylecę do Stanów.
- Julia?
- Tak? - zapytałam prostując się kiedy wstałam.
- Wiem, że nie będziemy już razem pracować. Twoja przyszłość nie pozwoli ci tu wrócić, ale pamiętaj przynajmniej, że to najwspanialszy okres, kiedy mogłam z tobą tu być.
- Brzmi jak pożegnanie.
- Nie! Absolutnie... Byłoby po prostu miło gdybyś tu wpadała czasami, nawet na takie krótkie pogaduchy - uśmiechnęła się przyjaźnie.
- Moje życie każdego dnia zmienia się tak intensywnie, że jutro może okazać się nagłym powrotem to przeszłości i  wpadnę tu z dwoma styropianowymi kubkami gorącej kawy.
- To byłoby miłe, ale obie wiemy, że to może być tylko pobożne życzenie. - Stojąc już obok przed windą, przytuliła zabawnie głowę do mojego ramienia. - Tak poza tym, gdybyś szukała asystentki, to wiesz...
- Przecież studiujesz farmacje. To mocno odległe od wielkich biznesów. 
- Nooo... Ale znam świetną psycholog, która idealnie odnalazła się w świecie liczb. Może w tym metoda. 
- W czym niby? - uśmiechnęłam się na wyraźną aluzję w moim kierunku.
- Żeby łączyć kontrasty.
- Póki co, wychodzą z tego wybuchowe związki. Będę jednak pamiętać, gdyby znudziło ci się pracować w gabinecie. Choć szczerze mówiąc, czuję się pewniej wiedząc, że ktoś dobry czuwa nad moim małym autorskim projektem.
- Wiem, że mnie podpuszczasz. Zmykaj lepiej... - wydała komendę, gdy drzwi windy z delikatnym dzwonkiem rozsunęły się przed nami.
- Przynajmniej do usłyszenia... - Przytuliłyśmy się przyjacielsko i rozstałyśmy za zamykającymi się metalowymi taflami dźwigu. - Fuuuu.... - wypuściłam głośno, pełne lęków i obaw, powietrze. Byłam coraz bliżej diagnozy, że z moją głową dzieje się coś naprawdę niedobrego, co bliskie zaczyna być definicji osobowości dwubiegunowej. Od euforii, przez lęki, po totalną depresję. Tak bardzo chciałabym być silną, bezkompromisową i twardą, jak wtedy gdy potrafię odważnie ubrać w piękne słowa swoje myśli, gdy wkładam maskę, walcząc z nieoczekiwanym przeciwnikiem. Za każdym razem i tak ostatecznie ląduję w jakimś melodramacie pt. "Pomiędzy". Nie mam na tą chwilę doskonałych rozwiązań. Znów niestety, jak zwykle, do następnego wpadnięcia w jakąś kałużę życiowych trudności. Być może mały drink choć na moment rozluźni ściśnięte zwoje w mojej głowie i faktycznie lepiej nastawi mnie do pomysłu wylotu do Vegas. Może powinnam zacząć przestać pakować wszelkie dylematy do jednej torby i dźwigać je tak ochoczo. Dobra... Wiem co to racjonalizacja ujemnych zdarzeń. Pewnie gdybym była własną pacjentką zadałabym sobie kluczowe pytanie "Czego chcesz? W jakim miejscu teraz się znaleźć?". Po kilku hasłach kluczach doszłabym do punktu, że przeszkód nikt nie usunie za mnie. Pieprzyć to! Będę się podnosić po wspomnianym drinku!

KRUSZĄC LÓDWhere stories live. Discover now