ROZDZIAŁ 51

5K 434 91
                                    

- Wybaczy ci... - powiedziałam cicho, ale z całą pewnością przekonana o finale tej sytuacji.
- Kto? Sergiej? - spojrzał na mnie tym swoim złudnie nieporadnym wzrokiem.
- O nim chyba mówisz? - retorycznie zapytałam, lekko uśmiechając się do mężczyzny.
- To jakaś psychologiczna diagnoza?
- Niekoniecznie. Mądrzejsze rodzeństwo zawsze wybacza temu bardziej roztargnionemu.
- Delikatnie to ujęłaś.
- Wiem o tobie sporo i coraz mniej spraw wprawia mnie w zdziwienie. Mam na myśli te z twojego dotychczasowego życia. Sergiej pewnie niemniej już ci w życiu darował, a z tym pogodzi się jeszcze łatwiej.
- Przeceniasz chyba jego dobre serce. Romans brata z własną żoną i wciśnięcie sobie syna na wychowanie, pochodzącego z ich romansu, mocno przebija listę topowych przewinień wobec rodziny. Nie liczę na rychłą łaskę.
- Podejrzewam, że Sergiej nie był szczęśliwy z Zoją. Z resztą nawet wśród towarzystwa nie zachowywali się na typowych małżonków. Chłod jaki pomiędzy nimi przechodził, mroził tych w pobliżu. Choć to obiektywnie słabe tłumaczenie, pewnie dlatego twój brat odpuści. Nie zapomni ci tego ciosu, ale nie wyceni tego ponad braterską miłość.
- Ty byś wybaczyła?
- Zdradę?
- O to pytam... - Nie byłam głupia, ale nie chciałam mieć tej pewności, że własnie to go interesuje. Poza tym to mało komfortowe udzielać jednoznacznej odpowiedzi zakładając coś hipotetycznie. Wiem co czuję teraz, tutaj, dziś, ale czy postawiłabym wszystko na jedyne rozwiązanie? Nie mogłam jednak zaprzeczać temu, co dokładnie uważałam na ten temat.
- Bratu pewnie tak, ojcu, matce staram się cały czas i nawet jestem blisko, ale nigdy z kim łączy mnie relacja partnerska. Nie miałabym takiej siły.
- Nas łączy relacja partnerska? - Wyczuwałam jego kpinę i być może złość, że tak go kategoryzuje.
- Formalnie jesteśmy małżeństwem, ale...
- Czy jeśli ukryłbym przed tobą jakąś relację z kobietą, która miałaby wpływ na nasz związek, co byś zrobiła?
- Jakiego rodzaju?
- Julia drążysz, albo uciekasz od odpowiedzi. Każdą relację. O to pytam.
- To ma znaczenie - spojrzałam surowo na Igora, nadal nie chcąc definiować tego, co oboje doskonale rozumieliśmy.
- Od zachwytu, poprzez flirt, na łóżku kończąc. Mam na myśli fizycznosc, niewłaściwe myśli...
- Dobrze...- westchnął, uznając że nie am sensu dłużej krążyć. -  Otóż jest to jakiś demon, który przelatuje mi nad głową od kiedy między nami było coś więcej, niż przypadkowe spotkanie na parkingu. Chciałabym ci ufać w tej kwestii, ale nie potrafię. Miałeś nieporównywalnie więcej przygód, romansów, a kobiety z którymi coś cie łączyło, nadal latają wokół nas jak pszczoły wokół ula. Cholernie mnie to przeraża, szczególnie, że jedną z nich jest Sara, którą uwielbiam. I nawet nie chodzi już o to, że miałoby się coś powtórzyć, ale patrzenie na kogoś, kto współdzieli z tobą podobne doświadczenia łóżkowe z tym samym facetem, zwyczajnie boli. I tak wiem, jest to głównie dylemat kobiecy, ale ewolucja nie dała nam lepszych rozwiązań. Oczywiście, że twoja najmniejsza zdrada złamałaby mi serce. Nie wybaczyłabym ci tego. Odeszłabym. Bez dwóch zdań. Nie akceptuje półśrodków, dziwnych prób reanimacji i udawania, że nic się nie stało. Wybaczenie to akceptacja, a to nieme przyzwolenie na powtórkę. Czy jestem zazdrosna? W pewien sposób pewnie tak i tym bardziej pojscie w swoje strony, uchroni nas przed nienawiścią. Moją za twoje błędy i twoją za moje.
- Uła... Na taką szczerość nie liczyłem. - Chyba zaskoczył go mój monolog. Zakładał pewnie, że bycie kolejną w tym licznym orszaku zaliczonych panienek, może lekko uwierać, ale żebym miała tą myśl w głowie jako nieustannie dręcząca, już pewnie nie szczególnie. Jednak jest wiele prawdy w tym, że my zamartwiamy się o Przeszłe, a mężczyźni o Przyszłych. Dostrzegam sporą niesprawiedliwość w tym równaniu, bo również życzyłabym sobie nie oglądać się za siebie, by nie dostrzec jakiegoś płomiennego sentymentalnego powrotu. Niestety wszystko co sklada się na Igora Aristowa jest moim przekleństwem. Jego przeszłość, teraźniejszość i moja miłość do niego, która nie umie się z tym zmierzyć. Jestem bardziej  tchórzem szukających argumentów odsuwających mnie od podjęcia tego wyzwania, niż profesjonalnym psychologiem lekko wdrażającym wygłaszane rozwiązania. - A co, jeśli ja bym został zdradzony?
- Ty??? -  Nie pomyślałabym, że w takim kierunku zmierza ten dialog. - Ja nie zdradzam. Doskonale wiesz, że moja uczuciowa historia jest boleśnie krótka, ale z pewnością potrafię być wierna.
- Czy do tej wierności zalicza się ukrywanie przed oficjalnie nadal mężem spotkań i treści rozmów z poprzednim? Bo według mnie jest to jakaś forma niewiernosci. - Bez podniesionego głosu, a nawet z lekkim tonem spokoju i delikatnosci, wygłosił ten klujacy osąd.
- Jesteś podły...  Do tego chciałeś nawiązać? To twój wyszukany sposób upokorzenia mnie?
- Nie. Odczytaj to raczej jak slajd, na który patrzysz z boku. Przypisz to do mnie i powiedz, co czujesz. O co miałabyś żal i pretensje?
- Nie mam ochoty w ten sposób rozmawiać - twardo ucielam.
- Jesteśmy 10 km nad ziemią i przed nami jeszcze ponad trzy godziny siedzenia obok. Może to dobry sposób i czas żeby rozwiązać kilka niejasności.
- Tak ci to potrzebne do przejscia w stan obojętności wobec mnie? - z wyrzutem zapytałam.
- Gdybyś była bardziej szczera, to może szybciej zgasł by w moich oczach blask kiedy na ciebie patrzę. Zatem? Co takiego ma w ręku Vasco, że moja żona traktuje jego temat, jak walizke z kodami do głowic nuklearnych?
- Igor... Nie muszę ci nic wyjaśniać, bo nie mam ochoty i nie mam sobie też nic do zarzucenia. Jeśli czujesz, że cię zdradziłam i pomoże ci to w jakiś sposób, to proszę bardzo. Moje sumienie jest jednak czyste.
- No tak... - zasmial się w szyderczy sposób, zupełnie niepasujacy to dematu, a ja czułam jak bardzo to wszystko zmierza w stronę konfliktu. Nie chciałam zaogniac sytuacji, ale były sprawy, z którymi nie potrafiłam sie dzielić.
- Powinnam zapytać co cie tak bawi?
- Sam ci powiem... - ostatkiem przesmiewczych plasow, wracał do powagi. - To jest dobra szansa, którą w niezrozumiały sposób tracisz. Upierasz się przy jakiś mdlych argumentach, nadając im zrozumiala tylko sobie ideologie. Odrzucasz mnie, w porządku. Nie masz jednak prawa usprawiedliwiać tego wyższymi wartościami. Nie ma takiej rzeczy, która  przecenia prawdziwą miłość. Oczywiście co do tej kwestii, sama sobie odpowiedz, bo nie mam zamiaru licytować się co do mocy twoich uczuć. I mam też sporo co do nich watpliwosci.  Jednak widzę, to co widzę, a twoje decyzje są dla mnie na poziomie hormonalnej nastoletniej karuzeli. I faktycznie jedynym rozsądnym rozwiązaniem będzie sobie odpuścić. Rola walecznego rycerza już dawno jest poza mpimi ulubionymi wcieleniami. Zamierzam więc działać już tylko w kwestiach prawnych jeśli chodzi o nas, a mgła stworzona z tych wszystkich ciepłych wspomnień, sama w końcu opadnie. - Słuchałam tego wywodu rozumiejac intencje Aristowa i dostrzegając jal wiele racji jest w jego myśleniu. Był lepszym obserwatorem, trafniej oceniał ludzi, ale nie potrafił zdjąć z moich ramion tego obciążenia, jakim był Vasco. Miałam dwa wyjścia: albo się rozplakac i rzucic mu w ramiona, odwołując te wszytskie bzdury, poczym zmierzyć się ze wstydem, ktorego ostatecznie oboje nie uniesiemy, albo jednak trwać w głupocie dla świętego spokoju. Własnego i kolejnych pokoleń.
- I tak to zostawmy. Nic nie dodam i nie ruszę do kontrataku. Miejmy swoje racje i przez te kilka godzin postarajmy się nie zabić.
- Smutno kończy się ta historia. Powinienem chyba jednak przywyknąć... - Nie wiem ile było w tym premedytacji, żeby poruszyć moje poczucie winy, ale odnosił kolejny sukces. Nie chciałam tej krzywdy, ale na horyzoncie była niestety większa.
- Opowiesz o spotkaniu z Zoja? - zmieniłam temat, próbując przywołać odrobinę spokoju między nasze fotele.
- Tak... Faktycznie to mniej drazliwy temat. - Igor nie miał chyba już ochoty dłużej ze mną walczyć, a na ciężkie działa solidnych uzasadnień, uporczywie nie reagowałam. Płakałam od środka, przeczuwajac że te 10 km nad ziemią może być ostatnim naszym wspólnym miejscem i czasem. Jeszcze spojrzeniem rejestrowałam jego zadbane dłonie i błyszczącą na palcu obrączkę, białe mankiety koszuli, spod której wyłanial się pewnie nieprzyzwoicie drogi zegarek i ten zapach, który ciepłą tęsknotą już wkradal się do nozdrzy. Jego energia, która dzwiecznymi falami rozbijala się o klify mojej niestabilności wobec niego wrożyła, że faktyczny czas mojej samotności, mogę przepłacić sroga rozpaczą. Boże Julia... Dlaczego kurwa nie umiesz tego wszystkiego pogodzić, albo czymś przestać się przejmować.

KRUSZĄC LÓDWhere stories live. Discover now