ROZDZIAŁ 18

5.9K 447 20
                                    

- Czym się zajmujesz Julia? - zapytała młoda kobieta siedząca na przeciw.
- Jestem psychologiem.
- W jakiejś szkole?
- Nie... Mam prywatną praktykę.
- To jakby nie wiedzieć co się chce w życiu robić.
- Być może, ale ja swoją pracę traktuję bardzo poważnie. Poza tym jestem w trakcie rozszerzenia swoich kwalifikacji o psychiatrię. W więzieniu, w którym pracuję jest często problem z właściwym dostosowaniem leków, a jeden lekarz który obsługuje...
- Pracujesz w więzieniu? - zapytał tym razem ktoś obok. Mi bardziej zależało na tym, żeby ocenę rozmowczyni, którą stworzyła na gruncie jakiś utartych schematów i może pozorów, rozdmuchac faktami, że nie jestem lowczynia cudzych majątków. Patrząc z resztą na nią, do bywalczyń klinik chirurgii plastycznych też mi daleko. Igor siedział i bacznie przysługiwał się jak radzę sobie w tym skupisku przechwalek i rywalizacji o najwieksze przygody w życiu.
- Tak. Pracuję...
- I nie masz Igor z tym problemu?
- Z czym dokładnie Andriej? - bardzo poważnie zapytał.
- Twoja kobieta naraża życie. Ja bym spał niespokojnie.
- Julia świetnie radzi sobie z przeciwnościami, choć jako moja narzeczona będzie musiała nauczyć się żyć z nieustepujaca jej kroku ochroną.
- Tak? - to mnie zaciekawiło.
- Tak... Pewnie jutro ktoś miły ponformuje o tym, że cię tutaj przywiozłem. - Wyraźnie kierował te słowa do obecnych.
- Igor? - szeptem próbowałam zapytać, gdy na chwilę ciekawskie spojrzenia darowały nam moment spokoju.
- Tak?
- Dlaczego przy kolacji nie ma dzieci?
- Dzieci?
- No tak. Twojego brata chociażby, a zakładam że pozostali tez jakieś mają.
- Najmłodsi jedzą w drugiej jadalni z opiekunkami tak, aby nie przeszkadzały dorosłym w rozmowie. Zostaną przeprowadzone na czas wręczania prezentów.
- To jakiś bezsens.
- Dlaczego?
- Bo należą do rodziny, a ukrywa się je jak służbę przyboczna. Gdybym ja organizowała takie spotkanie, nie wyobrażam sobie drugiej jadalni.
- Dobrze, ty zrobisz tak jak będziesz uważała za słuszne.
- Nie śmiej się. Jeśli kiedyś wyprawie taką kolację, to na białym obrusie znajdzie się sporo odbitych dziecięcych paluszków.
- Osobiście uważam, że takie rozwiązanie jest dobre. Możemy w spokoju zjeść, porozmawiać i nacieszyć własnym towarzystwem.
- To mamy inne zdanie - unioslam nieco brwi dokładając kolejny czarny koralik do długiej kolekcji spraw dziwnych i dziwacznych z życia moskiewskiej elity.
- Nie spinaj się... - bez oporów wsunął ciepłą dłoń u szczytu rozciecia mojej sukienki, a ja nagle wstrzymałam odruch mrugania. - Możemy się pięknie różnić. To wcale nie jest złe, kiedy ludzie tak pasujący do siebie, mają w sobie tak dużo odmienności.
- Czy ty właśnie...? - czułam przesuwające się zbyt odważnie palce.
- Nie mogę? - Miał ewidentna radość z tej sceny.
- Nie powinieneś raczej.
- Tylko ty mnie możesz powstrzymać. - Mocniej zacisnal uścisk tuż przy brzegu mojej bielizny.
- Aristow, wycofaj się...
- W tym domu też jest fortepian - uwodził mnie czułym wspomnieniem.
- Powedz lepiej, że pamiętałes o prezentach dla domowników. - Próbowałam lekko odsunąć się od mężczyzny.
- Mam wszystko bardzo zorganizowane. Silvio dostarczyl je kiedy odkrywalem twoje seksualne szaleństwo na moim biurku. - Nie zamierzał przerywać tej sensualnej udręki odważnie wsuwajac swoją twarz tuż kolo mojego ucha.
- Jeśli w tej chwili nie przestaniesz ze mną filtrować...
- Grozisz mi?
- Tak. Masz być grzeczny, bo w innym razie nie dostaniesz prezentu, który ja mam dla ciebie.
- Masz dla mnie prezent? - zaskoczony odsunął się lekko.
- Owszem. I wcale nie było łatwo zdobyć coś dla kogoś, kto ma wszystko.
- Kiedy niby go zdobyłas? - spytał wysuwajac dłoń i kierując się do prawie pustej lampki na wino.
- Miałam go już w czasie lotu do Vegas, ale jakoś nie było okazji.
- Masz go tutaj?
- Mam...
- Co to jest?
- A ile ty masz lat zeby mieć problem z cierpliwością?
- To ja zawsze daje prezenty i nie mam doświadczenia jak zachować się w odwrotnej sytuacji.
- Nie dostajesz prezentów?
- Nie.
- W takim razie ja to zmieniam. - W tym samym momencie do przepastnej jadalni wkroczyła gromada rozesmianych i głośnych maluchów. Ja widziałam te rozganiane chmury dorosłej powagi i Zoje, dla której to nadal walka o idelane przyjęcie. Bardzo powsciagliwie powitala synów i przekazała bardziej swobodnemu ojcu. Nie miałam zamiaru surowo jej oceniać, ale chciałam wiedzieć więcej, szczególnie że to mogło być pierwsze z wielu naszych spotkań. Po okrążeniu stołu małe pociechy dotarły do ulubionych dorosłych, a na kolanach Aristowa zagościł mały Jurij. Czuł? Raczej nie, ale zdecydowanie lubił wujka. I... lubił zegarki. Szybko zainteresowal się lśniącym złotym  "patekiem", którego tarcza przypominała wnętrze starego zegara z mnóstwem bardzo znaczących trybikow. Patrzyłam jak malec z trudem prubuje poruszyc pokrętło i wsadzić palec pod szafirowe szkło. Igor ani na moment nie okazał złości. Właściwie jego nadgarstek owiniety kilkuset tysiącami dolarów był od pierwszego momentu własnością chłopca.
- Wiesz kto to? - zapytał po rosyjsku mężczyzna chłopczyka, który tylko pokrecil przecząco głową. Zrozumiałam po wskazaniu na mnie palcem przez Aristowa.
- To moja narzeczona - powiedział, tłumacząc po chwili na ojczysty dla dziecka język. - Możesz mówić do niej ciociu.
- Wolę Julia...
- Julia! - Chwycił Jurij wykrzykujac radośnie moje imię. Usmiechnelismy się na ten dźwięk, a ja zmierzwilam radośnie małemu blond czupryne.
- Czas na prezenty. - Nagle nad nami gorujaca matka chłopca wyrwala go z naszej przestrzeni mimo, że było mu w niej bardzo dobrze. Spojrzała zlowrogo zaznaczając być może, że mam się ograniczyć wyłącznie do jednego Aristowa.
- Ona jest zazdrosna... - nie patrząc na mężczyznę rzuciłam w plecy odchodzacej kobiety.
- Nie ma powodów.
- Ma. Traci władzę. Tak myśli... i raczej nie jesteś jej obojętny.
- Przesadzasz.
- Nie używaj tego słowa wobec mnie - jasno tonem dałam do zrozumienia, że o mnie się tak nie mówi. - Jest wściekła, że tak ją zaskoczyłes. I jestem pewna, że nie omieszka ci o tym powiedzieć. Poczeka, aż mnie nie będzie obok.
- Martwisz się o sprawy nieistotne.
- A ty udajesz, że one nie istnieją. Nie wiem co gorsze... - Z założonymi rękoma siedziałam za stołem, od którego część gości już wstała by podążyć za gospodarzami.
- Co cię gryzie tym razem?
- To, że powinnam dostosować się do zastanej rzeczywistości.
- Nie dasz rady?
- Spróbuje wierząc w twoje zapewnienia, że Zoja to przeszłość.
- Gdyby nie to, że znamy się tak krótko, pomyślałabym, że jesteś zazdrosna.
- Chcę tylko wiedzieć z czym muszę się zmierzyć. Ty masz łatwiej.
- Dlaczego?
- Nie poznales żadnego z moich ex, a ja już poznaję trzecią. To nie jest miłe doświadczenie.
- Tylko, że oni istnieją i mogą się pojawić.
- Igor... Doskonale zdajesz sobie sprawę, że nie masz konkurencji.
- Ty też jej nie masz... - założył mi czułe włosy za ucho
- Nie będę odkrywcza twierdząc, że łatwiej patrzy się na wszystko z wygodnego fotela. Jeszcze kilka tygodni temu potrafiłabym tą talię podzielić na dobre karty i te złe. Ale im bardziej wchodzę w twoje otoczenie, tym trudniej pogodzić mi moja wiedzę z tym co czuję. Nie oceniam cię źle, ale życzeniowo spoglądam na to, jak powinno wyglądać twoje życie. Wiem, że to nieuczciwe, bo tylko ty masz prawo o tym decydować i moja definicja szczęścia ma prawo różnić się od twojej. Niemniej... Trudne to wszystko.
- A w tych mądrych książkach, które przeczytałaś pisali coś o takim zjawisku jak to, że trudne początki wróża słodkie zakonczenie?
- Musiałam pominąć ten fragment - nieco luźniej skomentowałam.
- W takim razie przestań łapać smutki i myśl wyłącznie o tym co tu i teraz. - Wstał wolno od pustego już stołu zapraszajac niewerbalnie do pójścia z nim. Odłożyłam serwetke leżącą jeszcze przed momentem na moich kolanach i podałam mężczyznie dłoń. Pasowała wyjatkowo...
- Może to wszystko jest zbyt skondensowane, a mój brak doświadczenia wybija mnie z rytmu. Cieszę się jednak, że jestem tu z tobą. Nie chcę być zazdrosna i nie chcę być obojętna. Jeśli za mocno wychyle się w którąś stronę, uprzedz.
- Bez obaw... - puścił moją rękę, ale już po chwili zgarnął w pasie dla wiekszej bliskości. Bez trudnych dialogów przeszliśmy już do centrum przeplatajacych się z gwarem ludzkich głosów. Stojac za plecami wygodnie porozsadzanych gości, biegajacych pomiędzy nimi dziećmi z kolejnymi pakunkami, brylowala wygładzona krolowa tego połyskującego przybytku. Mimo wcześniejszych zamiarów bycia neutralna, od tej kobiety czuje się, że jej terytorium to święta ziemia, na której każda inna jest wrogiem. Jej krotkie ostre spojrzenia w naszą, a na pewno moją stronę zapowiadały pewnie ostrą wymianę zdań pomiędzy nią, a Igorem. Bardzo musiała się nie spodziewać, że Aristow z kimś się pojawi, a na pewno, że ten ktoś będzie od razu jego narzeczoną. Z drugiej strony jeśli Igor tak jasno stawia kwestię kolejnych ewentualnych dzieci, to o co ona właściwie się martwi? Mimo tych znaków, które zdawać by się mogło czytam tylko ja, Aristow nie przeszkadzał sobie w okazywaniu czułości. Jego pocalunki składane na mojej skroni, ramieniu i przegladzanie długich włosów musiały dodatkowo drażnić.

KRUSZĄC LÓDNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ