ROZDZIAŁ 7

6.4K 449 30
                                    

- Chyba jednak zacznę lubić pierwszą klasę... - komentowałam wygodnie wyciągając nogi, kiedy mężczyzna odczytywal jeszcze maile na swoim telefonie.
- To dobrze. Przez chwilę bałem się, że wymierzam ci jakaś  okrutną torture.
- Śmiejesz się ze mnie?
- Nie śmiałbym. - Odłożył telefon, a mi właśnie mignelo przed oczami pokrywajace się czernią zdjęcie na jego ekranie.
- Kto to był? To znaczy wiem kto, ale to jakiś ciekawy artykuł?
- Sama sprawdź.
- Nie znam rosyjskiego.
- Proszę... - Wrócił do aparatu podsuwajac wspomniany artykuł. Przejęłam urządzenie skupiając się głównie na grafice. Aristow... w wersji bez dłuższego zarostu, ulozonymi włosami i jakoś chłodniej niż w tym momencie. Z tą samą jednak urodą chłopaka  z doświadczeniami złego mężczyzny. - Włącz tłumaczenie. - Zrobiłam to szybko, by nie koncentrować na sobie dochodzenia Igora, co mogło mnie nagle zainteresować. Sama cyrylica nie wymagała takiego skupienia.

- Masz fanów w Tronto?- W Moskwie szukają o mnie wszędzie i cokolwiek

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

- Masz fanów w Tronto?
- W Moskwie szukają o mnie wszędzie i cokolwiek. Ktos jednak wypuścił się dalej i próbuje sprawdzić co tak często mnie tu przywodzi.
- Martwisz się, że ktoś może doszukać się twojego związku z Clarkiem?
- Nie. Gramy razem w golfa. Tak jak i grają ze mną psychiatrzy, prawnicy, sędziowie i lekarze. Za dużo żeby domyślić się z kim mogą mnie łączyć inne relacje.
- Nic tu nie ma takiego strasznego. Ogólne informacje o interesach, Las Vegas i życiowym dorobku.
- Ostatnie zdanie...

"Osoba z najbliższego otoczenia twierdzi, że jego ostatnie zainteresowania koncentrują się na gorącej brunetce z ziemnej stolicy państwa..."

- To...?
- Może chodzić wyłącznie o ciebie, ale zastanawia mnie ta "osoba z najbliższego otoczenia".
- To nic nie znaczy przecież... Rosja jest daleko, a tu nikt się tobą tak nie interesuje.
- Zaczną.
- Co to oznacza?
- Kiedy otworzę kasyno, zaczną kopać.
- Igor... Ode mnie nic nigdy nie wyjdzie i Calrk na pewno też będzie milczał. Nawet jesli zachowałbys się niegodziwie wobec mnie, nie zdradzę tego co odpowiedziałeś mi na lotnisku. Sądzę, że Meg, ktokolwiek z NY jeśli nawet cię nie nawidzi, lub co najmniej nie pała do ciebie sympatią, ze zwykłej przyzwoitosci będzie milczał.
- Nie obawiam się o siebie. Mogę tylko niepokoić się o każdego, kto ma związek ze mną.
- To miłe... szczególnie, że dawno nikt nie nazwał mnie gorąca brunetka - wymownie uśmiechnęłam się do Aristowa. - Poza tym na zdrowy rozsądek... Ty w tym swoim eleganckim czarnym looku z idealnie wyprasowana koszula i ja w stroju dziewczyny z High School Musical... To się kompletnie nie łączy.
- A co się łączy? - pytał zainteresowany gdy oddałam mu wreszcie własność.
- Ty i dlugonoga blond piękność na louboutinach za dwa tysiace dolarów.
- Teraz dopiero powiało stereotypem.
- Prawdą Igor, prawdą. Tak celujesz swoje poczucie piękna i estetyki.
- A tobie jacy podobają się mężczyźni? - dociekal kiedy samolot zaczynał kolowac i szykować się do startu.
- Nie mam doświadczenia.
- Żartujesz?
- Nie... - kiwalam głową potwierdzając odpowiedź.
- Co to znaczy?
- Że spałam tylko ze swoim mężem, a wcześniej miałam tylko jednego chłopaka, z którym trzymanie się za ręce było szczytem intymności.
- Miałaś tylko jednego faceta?
- I niewiele ciekawych wspomnień jeśli chodzi o łóżko.
- To straszne...
- No dla ciebie by było. Nie każdy ma tak rozwiązła przeszłość. Jestem przed trzydziestka, ale doświadczeniami w tej dziedzinie trochę na etapie liceum.
- Ale odważnie o tym mówisz.
- Za kilka godzin rozejdziemy się, więc nawet nie uruchomie wstydu.
- Gdzie ty się uchowalas?
- W rodzinie z tradycjami, gdzie babcia jest lepsza niz niejeden pas cnoty.
- Chętnie bym ja poznał... - zasmial się.
- Nie życz sobie. To ciężki przeciwnik.
- Spinasz sie... Nie lubisz latać?
- Nadal mi się śni, że gine w katastrofie lotniczej. To silniejsze ode mnie.
- Spokojnie... - złapał za moją dłoń zamykając drobne palce w kaftan bezpieczeństwa złożony z jego. Teraz moje myśli trzymaly się już kurczowo tego faktu.
- Wiesz o czym teraz myślę?
- Wiem... , że trzymam twoją rękę. Taki był zamiar.
- W porzadku. Myślałam, ze to jakiś czuły gest, a to tylko psychologiczny wybieg.
- Zrobiłbym zupełnie co innego gdybym chciał rozbroic cię psychologicznie.
- Chyba dłoń przestała działać... - Ciężka maszyna w niemal pionowym ułożeniu zaczęła wyjac wspinać się ku niebu. A ja? Poczułam jak gorące usta podpalaja moje rozgrzane chyba jednak od gorączki ciało. Ten pocałunek był tak dziwny i tak wciągający mnie z obaw, że z zamkniętymi oczami nie myślałam, że może się skończyć. Igor Aristow całował właśnie Julian Hawk i wiedziałam jak piekło rozsuwa bramy, a niebo próbuje mnie z tego wyrwać. To było złe i ja w tym byłam zła. I on... z tymi ustami, które odkryły, że nie chcę móc liczyć ilości swoich aktów seksulanych na placach swoich rąk.
- Już jest spokojnie... - Odsunął się kiedy chyba właśnie samolot wyrównał linię, a gdzieś z głośników słyszeliśmy informację o możliwości wypięcia się z pasów. Jeszcze chwilę z zamkniętymi oczami zastanawiałam się czy na mnie patrzy i czy mogę bezkarnie zlizac z warg pozostałość tej sceny. Na wszelki wypadek przetarlam delikatnie usta otwartą dłonią i wpusiclam światło do uczu uchylając powieki.
- Dziękuję. To pomogło... Teraz będę za każdym razem prosiła jakiegoś wspolpasazera o pocałunek w momencie startu. - Próbowałam ukryć moje skrępowanie.
- Zrobiłem to przede wszystkim dlatego, że chciałem.
- Chciałeś mnie pocałować? Po co?
- Żeby mieć doświadczenie z brunetka. A tak poważnie... Jeśli to ostatnie wspólne chwile, to chciałem swój gwiazdkowy prezent wziąć teraz.
- Nie wiem jak powinnam się z tym czuć.
- Swobodniej niż nad tym rozmyślasz.
- I teraz mam swobodnie przejść do rozmowy z tobą?
- Jal wolisz.
- Igor... Może przerobiles kilkadziesiąt kobiet w swoim bogatym życiu, ale nie każdą całuje się ot tak. Choć przyznam, ze to było miłe...
- Mi też się podobało. Następnym razem zapytam, chyba że znów będzie konieczność  osiągnięcia twojej uwagi od jakiś strachów.
- Następny raz? Za kilka godzin zamkniemy wszystkie możliwe "kolejne razy".
- Tak powiedziałem... Zeby jednak dłużej nie rozbijać na cząstki filozoficznego spojrzenia na świat, co byś chciała dostać pod choinkę?
- W tym roku święta spędzamy u narzeczonej brata, więc raczej nie mam wymagań.
- Pytam poważnie.
- Igor... nie mam życzeń materialnych. To czego potrzebuję już kupiłam, a na zbytki nie mam ani czasu, abi ochoty.
- Wyjątkowa dziewczyna... - śmiał się głośno.
- Mianowicie?
- Większość wybrałaby wycieczkę po 5th Avenue, lub coś z tego miejsca. Kojarzysz?
- Pochodzę z Nowego Jorku i uwierz, ze w mojej szafie w rodzinnym domu sporo jest takich rzeczy. Przyzwyczaiłam się jednak do mojego stylu współczesnej guwernantki. A tak poważnie, nie mogę do więzienia chodzić obwieszona metkami. Więźniarki nie powinny mieć złych bodźców w postaci zawiści, zazdrości. Ogólnie to dla mojego bezpieczeństwa. Prywatna praktyka nie ma takich ograniczeń. Ja pracuję jednak w miejscach o dwóch różnych charakterach.
- Zrozumiałem.
- Ale wiesz co bym chciała? Bardziej jako marzenie niż prezent... Europę. Chciałabym polecieć do Europy - prawie rozmarzylam się na myśl o Paryżu, który odwiedza Karl.
- Przecież to żaden problem.
- Nie mam kiedy i samotne podróżowanie też jest raczej mało fascynujące.
- Jeśli się kiedyś odważysz, masz mój numer.
- Tak wiem... Rosja, Moskwa i patriotyczne wycieczki.
- Niekoniecznie. Możesz wybrać dowolne miejsce. Byłem niemal wszędzie, więc dopasuje swoje plany i mogę ci towarzyszyć.
- Igor... cztery godziny. Tylko tyle nas jeszcze łączy.
- No tak... jakoś trudno to przyjąć. Choć jeśli pomyślę o drinku, lub dobrej kawie w Toronto mogę zadzwonić?
- Dopasuje swoje plany i może coś da się zorganizuje. - Jeszcze wygodniej wkleilam się  w fotel i układając na jego rozłożonej wersji zaczęłam walczyć z przymykajacymi się powiekami.
- Zasypiasz?
- Wszystko razem... przeziębienie, zmęczenie...
- Jasne... Meg też czuła się obok mnie tak bezpiecznie, że w drodze z JFK na polskie lotnisko oslinila mi ramię - śmiał się uznając to za dowcip na miejscu.
- Gratuluję wspomnień. Może ja po prostu juz się tobą znudziłam. Przepraszam, ale to silniejsze ode mnie.
- W porządku. Nie wybieram się nigdzie jakby co.
- Jeśli właśnie marnuje ci cztery godziny zaplanowanej rozmowy ze mną, to wybacz.
- Nie ma problemu. Miło będzie popatrzeć, że zdrowiejesz.
- Bywasz na prawdę cudowny... Kto by pomyślał.
- Chcesz to rozwinąć?
- Nie. Chcę się przespać.
- W takim razie nie krępuj się.

KRUSZĄC LÓDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz