ROZDZIAŁ 55

4.8K 451 95
                                    

Być może słuchałam słów Sary i być może sama zdążyłam powiedzieć coś mądrego, ale w głowie miałam jednak wyłącznie oczekiwanie na Aristowa. Analizowalam wszystko: dlaczego tak długo go nie ma, ile informacji z minionego tygodnia do mnie nie dotarło, o czym rozmawia z Meg i czy faktycznie jego postanowienie o "odpuszczeniu" zyskało na sile. Miałam potworny huragan "chcenia", "niechcenia" i błagania o jak najszybsze jego przybycie. Próbowałam obrać nawet najlepszą pozycję w sali konferencyjnej, żeby z tego miejsca dostrzec jego pojawienie się w centrum biura, ale poza licznymi biesiadnikami, tego najważniejszego dla mnie jeszcze jie było.
- Słuchasz mnie w ogóle?! - z wyrzutem przerwała Sara.
- Staram się... ale... Nie. Nie słucham cię. Właściwe zgubiłam się gdzieś przy twoim narzekaniu na bolace cycki i ciągłej ochocie na seks - z przesmiewczym tonem odrzuciłam.
- Czekasz na swojego księcia? - O tak... Sara wiedziała, za którą strunę szarpnac.
- Już ponad pół godziny... Trochę to dziwne spóźniać się na własną uroczystość. Słabe maniery ma mimo wszystko nasz Rosjanin.
- Albo Meg ma faktycznie coś ciekawego do powiedzenia.
- Czyli nie trzeba ci tłumaczyć dlaczego czuję lekki niepokój.
- Nie lubię tej zdziry, ale niestety żadna nie zostawia Aristowowi większych wyborów.
- O czym mówisz? - spojrzałam podejrzliwie na przyszłą bratowa.
- Nie ma dobrego doświadczenia z kobietami i każda kolejna wpycha go w ramiona kolejnej, a potem nagły żal ściska.
- Sądzisz, że ją ściska?
- Odkąd okazał się bogatszym bratem jej męża...
- Specjalnie próbujesz mnie dobić?
- Moja podłość przez hormony zyskuje na sile i jakość mi z tym zajebiscie dobrze.
- Orszak uwielbienia dla Aristowa rośnie z prędkością ciasta drożdżowego.
- Ja zawsze byłam po jego stronie. Jeśli podtrzymasz decyzję o zostawieniu go innej, to nie przylaz wyplakiwac mi się na ramieniu. Nie licz też, że będę go chować w szafie, gdy nas odwiedzisz.
- Nie mam takich wymagań i trochę mnie zaczyna irytować to umiłowanie mojego męża. Nudne to się robi.
- A może być coraz gorzej...
- Może ja się od razu spakuje i wyprowadze na Alaske.
- Dobry pomysł, ale najpierw zalicz rozmowę z nim... - Kobieta wskazała kiwnieciem głowy na kogoś za moimi plecami i porywając kilka przekąsek na biały deserowy talerzyk, wyszła z sali. Mimowolnie obróciłam się za nią i również dostrzegłam stojącego w wejściu swobodnie opartego o framuge mężczyznę. Jego dłonie  włożone w kieszenie czarnych spodni garnituru wyrażaly, że poprzednia rozmowa musiała się udać i po tej już nie spodziewa się wiele.

- Cześć... - zaczęłam.
- Cześć... - ruszył w kierunku dzbankow z kawą, pomiędzy którymi dwie azjatyckie kelnerki szykowały zamówienia z sali. Nie spojrzał na mnie szczególnie ciepło. Miał ten sam dystans, kiedy pierwszy raz miałam okazję widzieć go w moim gabinecie.
- Jak spotkanie? - Kurwa! Ciekawość była silniejsza, niż wewnętrzne pouczanie "nie pytaj!".
- Owocne... - I tyle?! Nic więcej?
- Meg musiała mieć sporo ważnych kwestii do omówienia, skoro zatrzymała cię przed taj ważnym iwentem.
- To zazdrość? Moje wyliczenia wskazują, że nie powinnaś. - Obrócił się teraz na wprost mnie z filiżanką w dłoni i bezczelnie pewny, oparł o stojace przy ścianie biurowe komody.
- W takim razie jesteś słabszy z matematyki niż ci się wydaje. Nadal jestem twoja żoną i może mi się nie podobać to, że spotykasz się z byłą oblubienica.
- Formalnie jesteś, ale z tego co mi wiadomo, planujesz to zakończyć. Poza tym nadal uważam, że twój brak zaufania i ostatnie wydarzenia nadają tej decyzji sporo uzasadnienia. To chyba reguluje nasze zachowania i postępowania jako całkowicie swobodne, i niezależne. Prawda?
- No tak... Racja jest tym razem po twojej stronie... - powiedziałam nieco ciszej ze spuszczona głową. - Dobrze... Pewnych spraw i słów nie cofnę. Żałuję, że w ogóle doszło do tej rozmowy. Było sporo okazji, żebym mogła wykazać się większym rozsądkiem. Nic niestety nie bywa takie jasne, jak moment poniesionych konsekwencji.
- Po co to enigmatyczne wprowadzenie?
- Nie sądziłam, ze tak trudno będzie mi się kiedykolwiek z tobą rozmawiać... Nie przyjechałam tu na przyjęcie, ani spotkanie z bratem. Przede wszystkim zależało mi na wyjaśnieniu spraw z tobą.
- Ze mną? Coś jest niejsane?
- Możesz Aristow przestać?! Nie bądź takim pieprzonym dyplomata.
- W takim razie zamieniam się w słuch i czekam na objawienie twoich kolejnych błyskotliwych pomysłów.
- W porządku. Na czułości nie liczyłam, ale na takie tło też najmniej. Przechodząc jednak do rzeczy... Uważam, że moim największym błędem będzie odpuścić to małżeństwo. - Ufff! Wydusilam to z siebie. Czułam ulgę.
- Nazwisko, czy majątek tak ci odpowiada? - Nadal nie spuszczal z podłego tonu.
- Sądzisz, że o to rozgrywa się to spotkanie? Wiec objaśniam, że ani jedno, ani drugie. Uwazam po prostu...
- Przestań Julia kręcić i streszczaj się. Mam tam kilkudziesięciu gości, których i tak zaniedbalem.
- Uważam, że nasza miłość zasługuje na drugą szansę. - Już z nieco szklistymi oczami wyraziłam sens moich zamiarów.
- Bo ty tak ustaliłas? Bo to tobie przyszła ochota na podręcznikowe minimalizowanie strat.
- A tobie wystarczył tydzień żeby przestać mnie chcieć?
- W życiu pragnąłem wielu rzeczy i spraw. Potrafiłem jednak umiejetnie znaleźć zastepstwo ze sporym poczuciem bezpieczeństwa, że nikt i nic mi tego bie odbierze. - Dodał już właściwie wychodząc i tylko na moment zatrzymując się przy mojej twarzy.
- Meg ma zastąpić mnie?! - zapytałam głośno z wyrzutem, gdy był już pewnie przy wyjsciu.
- A to akurat nie twoje zmartwienie. Każdy poza tym ma jakieś sprawy z ex, prawda? - I tyle... Tyle z marzeń o ciepłym dialogu i scenie namietnego pocałunku. Teraz bylam klasyczną idiotka, która miała dwa wyjścia: albo wybiec w melodramatycznym płaczu przejmując obraz ofiary, lub grzecznie pożegnać się i zrzucić zmęczenie na karb stanu. Pierwsze z pewnością nie było moim ulubionym, a o ciąży z moich ust nikt jeszcze nie usłyszał. Przez chwilę szukałam trzeciego wyjścia, kierując się do wind gdy...

KRUSZĄC LÓDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz