ROZDZIAŁ 36

6.1K 508 96
                                    

- Przepraszam, przepraszam, przepraszam! - tłumaczyłam się w stronę nieba, przechodząc od wielkiego holu wprost do niewiele mniejszej kuchni. - Wybacz, że nie dzwoniłam... - ciepłym uściskiem przywitałam się z kobietą.
- W zasadzie rozumiem. Karl na bieżąco mi wszystko opowiadał, a ja nie chciałam się narzucać ze wsparciem. To taki czas, że wszystko może być potrzebne i jednocześnie każdy gest niewłaściwy.
- Czasami chyba zostawić wszystko samemu sobie... Niech toczy się swoim rytmem - kończyłam, siadając przy kuchennej wyspie.
- Co taka zmarnowana jesteś? - Wihte z miną naprawdę zainteresowanej, postawiła przede mną jak na zaklęcie spory kubek ciepłej herbaty.
- Wizyta w nowym biurze, spotkanie z Martinem, jego święta małżonką...
- Uuu... To musiało boleć.
- Na szczęście nie mnie.
- Jak z nią poszło?
- Satysfakcjonująco. Chyba powiedziałam jej w końcu prawdę, na którą nie była przygotowana. I raczej, której do siebie nie dopuszczała.
- Poważnie? - widziałam ten przebłysk podniecenia w spojrzeniu dziennikarki.
- Wkurzyła mnie. Nazwała mnie zdrajczynią, chociaż nie przypominam sobie żebym miała z nią jakąś umowę, której nie dotrzymałam. Ewidentnie gardzi mną, bo związałam się z Igorem, przez co jej mężulek rykoszetem stracił współpracownika.
- Albo jest zazdrosna.
- Zazdrosna?
- No wiesz... Ona niejako była pierwsza, a ty jedyna. To trochę może ranić. Pewnie jej Igor też powiedział kilka ciepłych słów i być może nie chce pogodzić się z tym, że mogą już nieobowiązywać.
- Jeśli nawet... Wiesz co mnie najzwyczajniej, po ludzku wkurwia w tym wszystkim?
- Domyślam się, ale mów.
- Z Aristowa zrobiono przestępcę, nie dociekając nawet jaka jest prawda, ale nawet i z tym jestem w stanie żyć, bo do świętości też mu daleko. Natomiast gdyby ona nie zostawiła choć jednej uchylonej furtki, nie dała przyzwolenia i jasno odcięła się od niego, nigdy nie stałaby się częścią jego walki. I chyba wszyscy zapomnieli, kto odważnie podkładał do tego niszczycielskiego ogniska. Martin też nie miał nad głową aureoli. Jego zachowanie w owym czasie bardzo pchało dziewczynę w obce męskie ramiona.
- A już pomijając wszystkie fakty, to jednak uratował Karlowi życie. Jeśli taką cenną posiadali przyjaźń, to powinni darować sobie.
- Może to wszystko jeszcze się jakoś ułoży. Wszyscy potrzebują czasu na przebaczenie.
- Zależy ci? - zdziwiona zapytała.
- Zależy mi na Karlu. Nie chcę, żeby on też ponosił jakieś straty. Mimo wszystko liczę, że Ismach się opamięta. W zasadzie mój brat przyczynił się do uratowania jego firmy, odkrywając plany Igora.
- Nieźle to wszystko się poplątało - mówiła Sara siedząc na wprost z herbatą, której nie ubywało.
- Szkoda gadać... - przetarłam twarz dłońmi, wypuszczając ciężki oddech.
- Jak ty dajesz sobie radę?
- Coraz mniej. Jakiś mikrofragment, który zdążyłam pojąć w kwestii prowadzenia firmy, przygniatają tony kolejnych informacji. Moja skrzynka mailowa dziennie przyjmuje po pięćdziesiąt wiadomości i nie wliczam spamu. Wszystkie mają tytuł "pilne", a ja tylko ze swoim angielskim czuję się po prostu głupia.
- Nie chciałaś się nigdy nauczyć żadnego języka? Karl zna rosyjski...
- Kiedyś myślałam o włoskim, ale na nic by mi się nie przydał.
- Możesz zawsze zacząć. Teraz szczególnie, kiedy będziesz tak często latać do Moskwy.
- Nie mam do tego głowy... Przynajmniej teraz.
- A emocjonalnie?
- Dno... - jakaś odważna łza wysunęła się na ciepły policzek.
- Tęsknisz?
- Tęsknię za tym co było. Za tą chwilą beztroski i przekonaniem, że wszystkie przyszłe przeciwności da się zwyczajnie pokonać. Choć i tak trwała ona dosłownie moment.
- Myślisz, że jeszcze kiedyś z kimś się zwiążesz?
- Nie. To moja druga porażka. Wystarczy...
- Porażka?
- Mam na myśli, że się nie udało.
- Dobra Julia. Postawmy sprawy jasno. Wiem, że Aristow żyje. Jestem równie wkurwiona jak ty tym jego idiotycznym planem, ale... Myśląc o tym wszystkim, o czym mi powiedział, zaraz po tym jak roztrzaskałam mu pysk, zaczynam dostrzegać pewne okoliczności łagodzące.
- Skąd? - ze strachu, przerażenia i nieco ulgi, zapadłam się we własnym wstydzie, że wiedziałam o tym wcześniej. Moje szeroko otwarte oczy, idealnie wyrażały zaskoczenie.
- Skąd? Nasz cudowny Rosjanin zgarnął mnie z ulicy za pomocą Silvio i tak po prostu wyłonił się zza rogu swojego mieszkania.
- Boże... Człowiek pełen oryginalnych pomysłów. Po co to zrobił? - pytałam naprawdę ciekawa.
- No cóż... Boi się. Twardy jak grafen facet, w kwestii uczuć wyższych, jest kompletnym amatorem.
- Czekaj, nie rozumiem...
- Potrzebuje mojej pomocy.
- W czym niby? - Gdzieś z tyłu głowy szukałam rozwiązania być może dla sprawy Meg, ale niewiele miało to sensu.
- Chce żebym pomogła mu z tobą.
- Ze mną? Ty?
- Mężczyźni najwidoczniej w tej dziedzinie nadal funkcjonują na płaszczyźnie licealnego swatania, a ja znam się na takich relacjach, jak na hodowli motyli. Sama z ledwością skleiłam relację z Karlem, a co dopiero miałabym się plątać między nogami innych. Nie jestem na pewno typem specjalistki od związków. Nie będę więc bawić się w pochodzenie ciebie, bo jesteś za dobra, żeby się nie zorientować, ani też w udawanie czegokolwiek. Aristow cię kocha do szaleństwa. To jest pewne. Nie żałuję raczej tego, co zrobił, ale na pewno nie liczył sie z konsekwencjami. Nic go tak teraz nie zajmuje, jak obawa przed tym, że odejdziesz, gdy wszyscy dowiedzą się prawdy.
- Sama mu to powiedziałam. I co niby miałoby zmienić tą decyzję? To, że powiesz mi "nie rób tego"?
- Nie zamierzam nawet. Masz prawo do każdego kroku. Pytanie tylko z czym łatwiej będzie ci żyć.
- Wiesz, że Karl go chyba zabije.
- Nie zabije, a ty przestań się o niego tak martwić. Pomyśl o swoim życiu.
- Sara... Bardzo dużo zawdzięczam mojemu bratu i już jest mi źle z tym, że go oklamuje. Nie chcę go zawieźć drugi raz, a tym będzie trwanie przy Igorze po tym co zrobił nam  wszystkim.
- Głupia jesteś! Nie możesz w takich sprawach wybierać upodobań brata. To znaczy to dobrze, że liczysz się z jego zdaniem, ale to nie jego życie. On swoje układa bez czyjejkolwiek zgody, a ty probujesz się umartwiać.
- Nawet jeśli tak to wygląda, to ja nie będę  potrafila zapomnieć o tym co zrobił. Nie umiem pogodzić się z tym, że postawił mnie na drugim miejscu. Zawsze będę myślała już o tym, że w każdej chwili może znaleźć się ktoś ważniejszy, lub coś istotniejszego niż ja. Rozegrał grę, w której stałam się tylko pionkiem. Jak widzisz, nadal jestem.
- Poczekaj... Rozwodzisz się nad tym, że chcąc ratować swój majątek, nieświadomą niczego, wciągnął cię w najgorszą z możliwych mistyfikację?
- Tak. Właśnie tak to widzę.
- Jestem w stanie stanąć po twojej stronie, że wybrał najgorszy sposób, okłamał cię podle, narzucił najtrudniejsza z ról i wymusił w waszej relacji największe poświęcenia. Zgadzam się, że w normalnych warunkach sama poslałabym kogoś takiego wprost do samego piekła. Jest jednak zasadnicze "ale".
- "Ale"? - pytałam retorycznie  myśląc jeszcze przed chwilą, że White podziela moje postanowienia.
- Wasza miłość. Ona nie jest zła. Wprawdzie wybiera najtrudniejsze ścieżki, ale to coś bardzo dobrego, na co oboje bardzo długo czekaliscie. Teraz jako psycholog uwzglednij taką perspektywę... Aristow to mały dzieciak, którego ojciec wojskowy do wieku przedszkolnego okładał wszystkim, co znalazło się w zasiegu ręki. Jemu jako starszemu obrywało się za siebie, za brata i nawet za to, że słońce świeciło. Byle pretekst wystarczył. Dryl jaki Senior Aristow wprowadzał do swojej kompanii, a który się sprawdzał, miał też obowiązywać w rodzinnym domu. Więc dobre momenty to te z matką, która pod nieobecność ojca, choć równie wymagająca, okazywała chłopcom po prostu zdrową miłość. Senior był w zasadzie gościem, a jego odwiedziny najmniej pożądanymi momentami. Taki był klimat dzieciństwa Igora. Ojciec tyran i matka, która nie mogła pozwolić sobie na skandal związany z rozwodem pod ciężarem sztandaru ojca Andropow'a. On nie miał wzorca. Nikt mu nie pokazał, że do świata kobiet nie wchodzi się siłą i z listą żądań. Za to zbudowany z ideałow dziadka i matki świat, to przestrzeń odnoszonych ciągłych zawodowych sukcesów. Jego majątek to wymiar tego, jak jest dobry, ile prostu jest wart. To dla niego definicja "wszystko co mam i wszystko czym jestem". Oddając ci to bez żadnych gwarancji, okazując łagodność, której nie pokazał dawno, lub njgdy, oddał siebie. Wiem, że trudno pojąć, gdy ogólnie przyjęta etyka nie współgra z tym obrazem, ale Aristow nie jest zepsuty. On nie widzi, że inne możliwości istnieją. I tak jak ty długo będziesz obstawac przy swoim, on nie będzie wiedział o co ci chodzi. A przynajmniej nie znajdzie w tym faktycznego poczucia winy.
- Nie miałam pojęcia... Dlaczego ja o tym nic nie wiem? Dlaczego on nawet nie wspomniał? - szukałam odpowiedzi przerażona jednocześnie tym, jak istotne fakty z życia mojego męża nie są mi znane.
- Och, moja droga... A słyszałaś narzekającego Aristowa? Największą katastrofę obróci w determinant do zwycięstwa. Pewnie wmawia sobie, że tatuś sadysta zahartowal mu charakter Nie zauważyłaś jednak, że o nim w ogóle nie wspomina? Matka to jego wszechświat. Ojciec to tylko kwestia pochodzenia.
- Ty wiesz...?
- Nie od niego. Moj informator, który sprawdzał dla mnie moich partnerów... Kiedy relacje z Igorem się skończyły, ucichly wszystkie sprawy z odbiciem Karla i w zasadzie niebezpieczenstwo minęło, jakoś nie potrafiłam nie wydrążyć tematu do końca. Znałam kilka faktów z jego życia, ale jednak kiedy twój przyjaciel tak profesjonalnie sięga po broń i strzela celnie w oprawce, zaczynasz się zastanawiac, czy w poprzednim wcieleniu nie był płatnym zabójcą. Nigdy jednak nie poruszyłam tego tematu. W gruncie to jego bardzo prywatne sprawy, ale to bardziej umocniło we mnie przekonanie, że Igora nie da się tak łatwo określić.
- Teraz to... Mam jeszcze gorsze przemyślenia i więcej wątpliwości.
- Powiedz uczciwie, na co masz teraz ochotę.
- Wyjść stąd i jechać do niego? Nie, to głupie...
- Wręcz przeciwnie! Zbieraj się... - Sara zgarnęła spod mojego nosa niedopitą herbatę, wstawiając kubek od razu do zlewu. -  Pozwól mu się przepraszac, albo daj mu chociaż czas, żeby miał szansę zrobić to, gdy wyjdzie z ukrycia. To twoj mąż, może nieco z pogamtwanym tokiem rozumowania, ale mąż. Być może ostatni jakiego masz i najlepszy spośród tych, których podsunelaby ci kiedykolwiek wyobraźnia. Łatwe scenariusze nie nadają zbyt wielkiej wartości sprawom, ani ludziom. Nie twierdzę, że masz od razu rzucać mu się w ramiona, ale nie marnuj czasu.
- White... Moje pragnienia są tak sprzeczne... - kręciłam głową, jakbym chciała odrzucić wątpliwości.
- No poradnika o tym "Jak żyć bez rozterek" jeszcze nie wydano. Bądź jednak odważna. Z własnego doświadczenia wiem, że nawet zrobienie z siebie czasami kretynki, może przynosić spore korzyści.
- Ty mnie wywalasz z domu?
- Jeśli tego nie zrobię, za chwilę spotkasz się z Karlem i utkniesz w meandrach zawodowych nudnych opowieści. Teraz jedź i odciąż zwoje damskiej dumy, albo przynajmniej poobcuj z nim, pokłócić się, pokochaj...
- Wszystko juz było... - uśmiechnęłam się dwuznacznie.
- W takim razie naciesz się nim.
- Zaraz po tym, jak trochę się wykaże.
- I to rozumiem. Matko... ale z tego będzie trzęsienie ziemi.
- Szykuj się na najbliższe. Urodziny Elizabeth i snobistyczna część Nowego Jorku z Ismachami na deser.
- A to chyba nie rodzina?
- Twoj przyszły teściu przyjaźni się z nimi i właściwie zawsze nasze rodziny były ze sobą blisko.
- Już mi się nie chce iść.
- Daj spokój! Jak stare panny siądziemy w kącie i będziemy upajać się napięciem pozostałych.
- Przekonałaś mnie, a teraz zmykaj. I odezwij się czasami.
- Ty też... Dziękuję za szczerość. Mam przesyt postępów wobec mnie.
- Nie ma sprawy. - Ucałowałśmy się jeszcze na koniec i pod pretekstem konsultacji w sprawie umowy na Paname, ruszyłam do Aristowa.

KRUSZĄC LÓDWhere stories live. Discover now