ROZDZIAŁ 52

4.9K 530 70
                                    

- Skłamałabym gdybym zaliczyła ten lot do przyjemnych. Zbyt szczere rozmowy zawsze zostawiają poczucie bezradności. Teraz nam  obojgu należy się odrobina odpoczynku i czas na nabranie obiektywnego spojrzenia na sprawy. Nie szukajmy się zbyt szybko. Uszanuj moją potrzebę wyciszenia się. Zajmowanie się ostatnio twoim życiem, znacznie obciążylo moja równowagę i wartość. Potrzebuję osobistej samotności... - z wymuszonym nieco uśmiechem próbowałam mądrze zakończyć myśl.
- Nie kończ. Nie miałem zamiaru stać pod oknem, lub uporczywie wykrecać twój numer. Nie jestem sadomasochista.
- W takim razie... - To właśnie ten niezręczny moment, w którym dwoje ludzi mając prawo do intymności, boi się z niej skorzystać. Ile kobiet stojących obok i piętrzących na tą scenę, zawolaloby "Idiotka!", "Rzuć mu się w ramiona!" , "Nie pozwól mu odejść!", "Nie daruj mu czasu na odkochanie się!"? Wiem... Miałam te wszystkie pragnienia i jednocześnie wydzierana bylam przez strach. Poddałam się? Pewnie to najtrudniej było mi przyznać.
- Trzymaj się Julia... - Serdecznie położył dłoń na moim ramieniu, lekko przesunął palcami i z mglistym jedynie uśmiechem odszedł. Po prostu odwrócił się i odszedł. Tak, to był kiepski melodramat, a ja byłam idiotka w stylu Skarlet Ohara. Jeszcze tylko moje spojrzenie odprowadziło Igora do auta, które z pewnością umówione czekało na mężczyznę i za swoimi plecami usłyszałam otrzezwiajace chrzakniecie Georga.
- O Boże ! Wystraszyłes mnie! - obróciłam się zdenerwowana.
- Przepraszam. Nie miałem zamiaru.
- Co tu robisz? Potrafisz nawet się teleportowac z Nowego Jorku?
- Kiedy wczoraj po przyjeciu zwolniłas mnie z dalszych obowiązków i postanowiłaś sama sobie radzić, nad wczesnym ranem byłem już w Kanadzie.
- I tak przez przypadek przejeżdżałeś koło lotniska? - gorzko rzuciłam, oddajac jednak walizki.
- Nie. Igor przesłał szczegóły.
- Igor?
- Kto płaci, ten wydaje polecenia. - Uśmiechnął się i na chwilę zniknął za podniesioną tylną klapą samochodu.
- Poczekaj... - podeszłam do niego. - Nie drażni mnie to, że tu jesteś, a Aristow jak zwykle dba o wszystko, ale czy ty...?
- Czy wiedziałem, że żyje?
- Tak.
- Oczywiście. Bez tego nie mógłbym dobrze wykonać swojej pracy. Jestem młody, ale nie głupi. Poza tym pracuję dla Aristowa od czasu przed wypadkiem.
- Dlaczego wcześniej cię w takim razie nie widziałam?
- Bo w jego drużynie zajmuję się przede wszystkim cyber ochroną.
- Czym?
- Pilnuje żeby jego konta były bezpieczne, telefony, elektronika w autach... Nie jestem klasycznym miesniakiem wozacym córeczkę prezydenta. Sprawy siłowe to dziedzina Silvio. - Znów się uśmiechnął i otworzył szeroko drzwi, zapraszając do środka samochodu.
- George? - zapytałam, gdy tylko mężczyzna zajął miejsce za kierownicą.
- Pytaj...
- Czy moje telefony... Czy są na podsłuchu? W sensie gdy ktoś do mnie dzwoni... To się gdzieś zapisuje?
- Dlaczego pytasz? - Wylapalam jego profesjonalny ton i zejście do poziomu przebiegłego agenta.
- Bo mnie to interesuje? - retorycznie rzuciłam.
- Rozmowy nadpisuja się jak monitoring. Dzień nachodzi na dzień.
- Czyli?
- Czyli mam zdecydowanie mało czasu żeby sprawdzić o czym rozmawiałaś dwadzieścia trzy godziny temu. Czymś się martwisz?
- Nie... Po prostu nie podoba mi się takie ograniczanie swobody, a jak oboje wiemy Igor ma w tym spore doświadczenie.
- Ale pomyśl też o tym, na ile przydaje się taki monitoring, kiedy naprawdę z człowiekiem stanie się coś złego. Ile porwan, wypadków i przestępstw wyjaśniło się dzięki takiej technologii.
- Jakoś mnie to nie uspokoiło. Zawieź mnie proszę do mojego gabinetu. - Wydalam polecenie, nie czekając na dalszą rozmowę z Georgem i nowinki, które mogłyby mnie jeszcze bardziej przerazic.
- Nie chcesz odpocząć?
- Nie jestem zmęczona. Po prostu zrób o co proszę.
- Oczywiście... - Grzecznie zamilkl na resztę drogi, a ja jednak prosiłam Boga, żeby nikt nie szukał dźwięków mojej porannej rozmowy z Vasco. Nie miałam już miejsca w głowie na zaskoczenie z powodu mojego kierowcy, ani na  to,  że Aristow jest mistrzem szczegółów. Powinna byłam logicznie ocenić, że George nie mógł się wziąć z nikąd,a jego doskonale poruszanie się w rzeczywistości "po" wypadku w Panamie, było zbyt swobodne. Faktycznie tracę świeżość dobrego psychologa.... Rozczarowujace jak cholera...

KRUSZĄC LÓDWhere stories live. Discover now