ROZDZIAŁ 34

5.7K 584 99
                                    

Te same wzmożone emocje, ale bez strachu. Każdy mebel, przedmiot i pamięć zapisana w tym miejscu, czekały na mnie. Nie czułam wyjątkowości sama w sobie, ale doszukiwałam się gdzieś podświadomie, że Igor nie przywołał mnie tylko na zwykłą rozmowę. Wyjaśnienie zauważyłam już na ogromnym kryształowym lustrze w srebrnej ramie,  wypisane na przytwierdzonej białej kartce papieru.

Kiedy zatracamy się w tysiącu zderzających się w kontraście słów, pozostaje właściwym tylko kojące milczenie. Nic nie mów, o nic nie pytaj. Dziś tylko bądź...

Nieco jak Alicja  w krainie czarów ruszyłam dalej. Zła? Rozczarowana? Nie wiem. Moja ciekawość pchała mnie jednak w głąb. 

Tuż przed zejściem do salonu zauważyłam na podłodze leżące wielkoformatowe zdjęcia. To były nasze fotografie z Moskwy. Najlepsze wspomnienie niedawnych czasów. Zdobył kartę z aparatu i wywołał najbardziej intymne. Te, na których byliśmy ze sobą blisko. Spacer po placu czerwonym, wspólne śniadanie w domu na Rublówce, ujęcia tuż po przebudzeniu i... pamiętny fortepian. Schyliłam się, chwytając jedno, szczególne. Na nim trwaliśmy w pocałunku. Nie było ostre, ani wyjątkowo dobrze skadrowane. Zrobił je Igor przechwytując aparat i spontanicznie przyciągając mnie do siebie, po czym z ręki uchwycił naturalność momentu. Dlatego właśnie wszystko w nim było niedoskonale właściwe. Nie miałam nawet czasu przejrzeć tamtej zawartości, albo po tym wszystkim nie miałam takiej siły, a teraz sprawiły mi... Nie, nie ulegaj Julia! Jeśli Aristow ma wkraść się w twoje łaski, to nie ścieżką na skróty przez sentymenty.

Wino? Popatrzyłam na wysoką lampkę ujętą w męskiej dłoni, która przysłoniła trzymany przeze mnie obraz. Spojrzałam na mężczyznę, ale jego przyłożony do ust palec, był tylko powieloną prośbą by nie pytać. Wahałam się... Ostatecznie lampka wina żadnej wojny nie wywołała i do żadnego pokoju nie doprowadziła. Odłożyłam fotografię na stojącą przy oparciu sofy konsolę, odebrałam alkohol i bez słowa protestu, pozwoliłam przejąć wolną dłoń. Gdzie był kolejny etap tej choreografii? Tak, Aristow to fetyszysta, który w każdym miejscu swego funkcjonowania ma chyba fortepian. No może poza mieszkaniem w Nowym Jorku. Tam przynajmniej go nie widziałam. Nie było więc zaskoczeniem, że zechce teraz zagrać mi coś, co ma mnie roztkliwić. Faktycznie lubiłam jego grę, ale mając do czynienia z tak utalentowanym człowiekiem, nie robiło to już na mnie większego wrażenia. O wiele bardziej przemawiało do mnie to, jak blisko mnie przesuwał się jego zapach, spojrzenie i niewymuszony kontakt fizyczny. Doskwierało mi to opętanie. Igor albo wiedział jak słaba jestem przy nim, albo nadal liczył, że typowość gatunku zwycięży, a on znów odniesie sukces. Zdecydowanie nie marzyłam o byciu tendencyjną.

Usiadł pierwszy na szerokiej pufie, a ja wciąż z nietkniętym winem stałam na wprost. Wyciągnął rękę, czekając na mój ruch. No dobrze, odegraj scenkę i znikam. Jednak gdy odstawiłam szkło na biały blat instrumentu i zbliżyłam się bardziej, posadził mnie między swoimi kolanami. Próbowałam się nawet wyrwać, ale łapiąc mnie mocno w pasie, uniemożliwił powodzenie. Nadal żadne z nas nie przerwało na swój sposób magicznej ciszy. Chwytając za moje obie dłonie, położył na swoich i wolno zaczął grać. Bez słów, prostego przesłania, wyznania o szczęśliwym zakończeniu.

Może i nie znałam się na pianistycznej wirtuozerii, ale byłam specjalistką od emocji, a to było apogeum uniesienia, zachwytu i pasji. Teraz już nie miałam ochoty przerywać ciszy wylewającej się znów między nasze dusze. Nadal siedziałam przed mężczyzną, a moje palce wciąż ułożone na jego, zastygnięte na białych klawiszach, miały ochotę na dalszą podróż. Wciśnięty klatką piersiową w moje plecy, której ciepło dorzucało do mojego ciała kolejne stopnie wzrastającej temperatury, oddech wędrujący po szyi... Naprawdę zaczynałam wariować. Teraz też rozumiałam zasadność tego planu. Cokolwiek się wydarzy, w żaden sposób nie odbierze nam prawa do niedawnych nastrojów, nie zarzuci skrępowaniem i niezręcznością. Aristow miał cel i ja go chciałam podzielić. Chodziło wyłącznie o potwierdzenie, że bez względu na to, w którym momencie się zatrzymamy i dokąd dotrzemy, to między nami się nie skończy.

KRUSZĄC LÓDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz