ROZDZIAŁ 39

6.4K 494 52
                                    

- Twoja ciotka chyba mnie nie lubi... - Ściągałam nadmiar patchwork'owych poduszek, a Igor oparty o ścianę, dziwnie mi się przyglądał. Jego stwierdzenie nie zasługiwało na zaprzeczenie, więc nie miałam zamiaru uprzyjemniac mu tej chwili słodkim kłamstwem.
- Nie ma póki co, powodu do wielkiej sympatii. Jednak żeby było ci raźniej, jest dla mnie tak samo czytelna jak dla ciebie, czyli wcale. To kobieta, której w żaden sposób nie da się przewidzieć, ani zdefiniowac.
- Mówi do nas, a przynajmniej do mnie, jakby w ogóle jej nie zależało na tym, czy któreś z nas się pogniewa. Dziwne jak na gospodynie goszczaca kogoś, na kogo teoretycznie powinno się czekać.
- Nie ma zależności. Nie musi nam się przypodobać.
- Jesteś jej siostrzenica, o której względy chyba powinna zabiegać.
- Podlizujac się do jej męża?
- Na przykład.
- Za wiele sobie obiecujesz Igor. Może ja i dostępuje jakiś względów i korzystam z bycia panią Aristow w tym nowym dla mnie świecie, ale tobie raczej niewiele się należy. Poza tym Shelly może nie jest fontanna subtelności, ale w wielu kwestiach ma po prostu rację. Doceń to, że pozwala nam tu nocować i nie wbiła ci widelca w serce. Poza tym zrób coś pożytecznego, zamiast rozkoszować się moją służebną gimnastyką. - Rzuciłam w mężczyznę ostatnią ściąganą poduszką. Rozbawiło go to nadwyraz.
- Lubię patrzeć na ciebie... - zalotnie uniósł brwi.
- Dostrzegam, że ty nawet nie spuszczasz mnie z oczu.
- To prawda. O tyle, o ile dbam o twoje bezpieczeństwo, o tyle nie dopuszczam do siebie myśli, że mogłabyś odejść.
- Zaczyna być to ostatnio dla mnie bardzo kusząca myślą. Wkurza mnie to, że nie dajesz złapać mi oddechu, a potem że ulegam twoim czulosciom i odbieram sobie prawo do gniewu.
- Nadal poważnie o tym myślisz? - zapytał, jakby nic więcej do niego nie dotarło.
- Może potrzebuje więcej przestrzeni... Powinnam cię poznać, dowiedzieć się z czym konkretnie mam do czynienia, a potem odpowiedzieć samej sobie, czy chcę być z tobą - powiedziałam z powagą, widząc jak niedawny spokój na twarzy Aristowa,  rozplynal się bezpowrotnie.
- Nie pozwolę ci na to... - wypowiedział ciszej, choć w mocnym tonie. Podszedł do mnie bliżej i gestem skierował na brzeg łóżka. Usiedlismy wolno, czując w powietrzu nadciągająca powagę. - Jeśli będę musiał kiedyś dla ciebie, za ciebie zabić, zrobię to. Jeśli ceną za to żebyś została, ma być... Zostawię dotychczasowe życie i zamieszkam w indiańskiej chacie z ciotka przerażającą mnie po pierwszym wypowiedzianym słowie. Będę wypełniał ci godziny, tygodnie tak, żebyś nie miała wolnej przestrzeni na myślenie o innym. Jesli nazwiesz to zniewoleniem, to mało mnie to obchodzi, bo ja z pewnością czuję jak ty skradlas moją wolność. Mogę zatem ewentualne twoje zarzuty, uznać za zwyczajną równowagę pomiędzy nami.
- Ja nigdy nie skrzywdziłabym dla ciebie innego człowieka.
- Zrobiłaś już to... Ale od razu zaznaczam, że to nie ma być zarzut. Często tak się dzieje, kiedy miłość nie jest prosta. Nasza z pewnością kroczy po roztłuczonym szkle. Podtrzymuje to, że jestem gotowy dla ciebie naprawdę na wiele, ale jednocześnie mam nadzieję, że nic złego więcej nas nie spotka. Liczę, że limit przeszkód został wyczerpany.
- Twoja bratowa ma inne zdanie... - podsumowałam. Z pewnością wiedział co robiłam w Moskwie, ale o przebiegu spotkania nie mógł mieć pojęcia.
- Co ci powiedziała? - Chyba z lekką obawą czekał na moje wyznanie.
- Delikatnie mówiąc... Wszystkie zarzuty, które wobec niej kierujesz, ona odpiera twierdzeniem, że o wszystkim wiedziałeś. Mało tego... Brałeś udział w jej nieczystych interesach. Jest bardzo pewna siebie, a to dlatego, że wierzy w to, iż ty nie żyjesz. Bo przecież jedynie ty żywy mógłbyś stanowić dla niej zagrożenie.
- To nie są konkrety...
- Nie?
- Wiem kiedy kłamiesz.
- Sądzę, że raczej niewiele o mnie wiesz. Co i zresztą działa w drugą stronę... - Wstałam, rozpoczynając bezcelowa wędrówkę po pokoju z założonymi rękoma.
- Co cię tak bardzo zdenerwowało, że w zaledwie kilkanaście godzin zwinelas się do niewidzianej tyle lat ciotki? - pytał, niezmieniajac pozycji.
- Wszytko naraz.
- Znów to robisz...
- Igor... Skończ z tym tanim punktowaniem. Rzucasz pokręcone piłeczki, licząc że to mnie podpusci. Byłbyś kiepskim psychologiem.
- Nie położymy się w tym łóżku, dopóki nie przerobimy tego.
- Czego? Trzydziestu kilku lat twojego życia?
- Pierwsze dziesięć możemy pominąć. Poza historią z moim ojcem, nic istotnego się nie wydarzyło.
- Kiepskie poczucie humoru.
- Mam cię najpierw przelecieć żeby ci napięcie zeszło, czy od razu przejdziesz do sedna. Kończy mi się cierpliwość.
- Nie schelbiaj sobie. Aż takiej władzy nade mną nie masz.
- Julia! Do jasnej cholery... - zazloszczony już oczekiwaniem na wyjaśnienie moich emocjonalnych zawirowań, podszedł chwytając moją twarz w dłonie jak złoty piasek i proszacym spojrzeniem błagał o złagodzenie między nami tych napięć. - Mamy świetne okoliczności żeby spędzić ze sobą przyjemy wieczór, obudzić się o zwykłym poranku i poczuć odrobinę zwyczjanosci. Wszystko to czego chcesz, a co wszędzie indziej nam nie ujdzie. Powiedz mi co cię znów ode mnie odpycha i daj mi szansę się obronić.
- Tylko, że ja znów usłyszę gładkie opowieści.
- Nie okłamię cię.
- Aristow... - z powagą pogrzebowego przemówienia, zaczęłam.
- Łapiesz bezpieczny dystans?
- Zazwyczaj tak startuje z trudnymi tematami.
- Musisz nauczyć się mnie, a do tego potrzebne jest poruszanie tego, co powoduje twoje wątpliwości.
- Ja to wszystko potrafię, tylko jakość w tle uczuć... Nieważne. Dobrze... Zoja miała na szyi ślad. Pamiątkę po Silvio. Czyli twój wysłannik nieprzebierajac w środkach, uprzedził mnie w bardzo konkretnym celu. To przestraszyło mnie jako pierwsze. To, że byłbyś zdolny zabić matkę swojego dziecka. Przywołało tym samym dawne sugestie, że masz coś wspólnego ze śmiercią żony. A teraz kiedy wspomniałeś, że dla mnie... Ja nie chcę tego Igor. Nie chcę żeby ktoś przeze mnie stracił życie. Nie chcę kochać kogoś, kto byłby do tego zdolny. Ja nawet nie chcę myśleć o tym, że mógłbyś to zrobić, lub chcieć tego. Marzę o tym, żeby w moim życiu był ktoś poza Karlem, za kogo mogłabym ręczyć bez grama wątpliwości...
- Nie mam miłego zaprzeczenia. Zwykła ludzka chęć zemsty i wyrównania rachunku za to, co próbowała zrobić tobie, nadal po tej złej mojej stronie dociska dłoń do końca. Nie mogę ci powiedzieć, że żałuję.
- A powinieneś... Uwierz, że więzienie jest o wiele większą karą i na to zasługuje twoja bratowa. Ja miałam w planie tylko jej wykrzyczeć, że jest podła suka i ma się trzymać ode mnie z daleka, a ona... Wysypala przede mnie wyznanie, że to ty organizowales jej narkotyki i klientów w celach seksualnych, dla modelek. Nie tylko więc kryles jej brudne interesy, ale świadomie pomagałes w ich prowadzeniu. Wybacz Igor, ale sieć złych informacji o tobie, które potrafiłam do tej pory jakoś znieść, coraz bardziej pęka - nieco drgającym głosem wyznalam. - Jedyne na co mam ochotę, to bycie znów Julią Hawk.
- Nie Vasco?
- Mój były też jest irytujący. Nie o nim jednak rozmawiamy. Uciekasz od sedna.
- Nie.... Nigdy nie interesowałem się światem mody i nigdy poza udzieleniem Zoji pożyczki, nie zainwestowalem w tą branżę. Właśnie dlatego, że wydała mi się płytka, prozna i za bardzo ściągająca spojrzenia. Poza monitorowaniem działalności Zoji pod kątem zorganizowania sobie małego zaplecza, nie zamierzałem w czymkolwiek jej przeszkadzac i pomagać. Sądziłem, że przylapie ją co najwyżej na malwersacjach, ale rzeczywistość okazała się bardziej fantazyjna. Nie prosiłem się o informację, ale widząc jej modelki w towarzystwie zmieniających się rosyjskich biznesmenów jako escorting, w połączeniu ze złożoną mi osobiście propozycją... Na wiele przyjęć trzeba było mieć naprawdę solidne wejście, a dziewczyny nietrudno było skojarzyć z gazetą Zoji. Polaczylem fakty. Silvio wyciągnął informacje u źródła. Dziewczyny były wynajmowane jako luksusowe towarzyszki, których zarobek podbijalo świadczenie dodatkowych usług. Dzieliły się pieniędzmi z szefową, a ona rozkręcala im karierę w Vogue, Cosmo, Harpers... Chory układ.
- Mogłeś go przerwać już wtedy.
- Czyli?
- Posłać ją tam, gdzie jej miejsce.
- Matkę mojego dziecka, kobietę, która wtedy według mnie, była moją przyjaciółką i wreszcie zniszczyć karierę mojemu bratu?
- Co więc zrobiłeś?
- Ostrzeglem. Zarządalem żeby z tym skończyła.
- Wow...  No naprawdę. Mistrz negocjacji.
- Julia, miałem sporo własnych problemów i jakoś nie miałem ochoty na dokladanie naszej rodzinie kolejnych.
- I przysięgasz, że nie podsunąłes żadnego potrzebującego zdolnej modeleczki swojej Zoji?
- Ona nie jest moja, ani ja jej. Czemu ciągle zaznaczysz jakąś więź między nami?
- Bo ona istneieje. Czy tego chcesz, czy nie.
- Nigdy świadomie nie poprosiłem jej o towarzystwo w tym charakterze.
- Świadomie?
- Raz... Nie wiedziałem, że to tak wygląda... W luźnej rozmowie stwierdziłem, że mój przyjaciel nie ma z kim się wybrać na wazny event i czy przypadkiem kogoś nie zna...
- Ty poszedłeś sam?
- Nie. Zoja mnie i mojego przyjaciela ustawiła z dwiema... Oczywiście dziewczyn nie uprzedzono, że nie mogą od nas oczekiwać pieniędzy, albo same miały ochotę się  w końcu wysypać... Byłem wtedy już pewny czym dodatkowo zajmuje się bratowa. Więc to jedyny raz kiedy mogę uznać, że sam zaproponowałem klienta.
- Skończyła z tym, po twojej interwencji?
- Niedługo po niej.
- A narotyki?
- Nie trzeba być wybitnie inteligentnym, żeby nie łączyć modelingu z narkotykami. Świat wielkiej mody, bogatych sponsorów... One zawsze będą, bo ludzie chcą wiecej, niż wyznaczają to biologiczne możliwość. Nic tak nie poszerza horyzontow jak działka amfetaminy. Silvio przy szukaniu zupełnie innych informacji, dowiedział się, że z Vougiem stale współpracuje młody dealer, zaopatrujacy, jak się niestety okazalo, samą szefową. Po kilku tygodnaich obserwacji i wprowadzeniu wtyczki do redakcji, wiedziałem na czym znowu Zoja robi interesy.
- I znów jej darowałes...
- Dostała ostatnie ostrzeżenie.
- Bardzo przyjemnie i swobodnie pozwalales jej się przecisnąć przez rodzine, łóżko i brak odpowiedzialności.
- Nie mogłem zrobic wiecej.
- Mogłeś wszystko... - Mimo delikatnego tonu, spojrzenie przy tych słowach miałam chłodne.
- Była glupia, ale była też tą, która mi pomogła.
- Pomogła? Rznela się z tobą, kojąc urazy sprzed lat, kiedy wybrałeś za żonę jej przyjaciółkę, a nie ją. Na końcu pewnie planując zajście w ciążę. To nie jest pomoc Igor, to jest wyrachowanie.
- Nie wiem, być może. Z pewnością nie byłem inicjatorem jej działań, ani też nie korzystałem. Widziałem, że to zła droga i kazałem z niej zejść. Ostatecznie Zoja zrezygnowała.
- Jak ty to wszystko subtelnie potrafisz wytłumaczyć.
- Nie mam sobie w tych sprawach nic do zarzucenia.
- No nie jestem akurat zaskoczona. Mogłabym na palcach jednej ręki policzyć ile razy przyznałes się do błędu, lub lekko otarles o wyznanie swoich wad. Na końcu i tak zmieniałes to w jakiś chory kapitał.
- Nigdy nie przekonywałem, że to co nas spotkało, nasze poznanie, to początek jakiejś płytkiej komedii romantycznej. Nie usłyszysz w tle One U2, a zakochane pary nie zatańczą za naszymi plecami radosnej choreografii. Życie to przeciwieństwo słonecznych porankow, idealnej fryzury i gładkich odpowiedzi na skomplikowane pytania.
- Jak tak ciebie slucham, to powinieneś jeszcze dołożyć coś w rodzaju: możesz przekopać wszechświat i nie znaleźć nikogo bardziej wartego miłości, niż ty sam. To by do ciebie pasowało.
- O nie! Już dawno przestałem wielbić siebie. I bardzo dobrze zdaje sobie sprawę z tego, jak ponuro wygląda mój życiowy bilans.
- Wiesz Aristow... Kolorowe gazety mielą nasze szare komórki przekonując, że ten jedyny, to facet na widok którego szybciej bije ci serce, poca ci się dłonie, a na policzkach rumience są cieplejsze niż lato w Kalifornii.  Jednak doświadczenie i statystyki wyraźnie pokazują, że powinnyśmy wybrać tego, przy którym czujemy spokój. Dopamina, która wprawia mózg w narkotyczny stan, odpuszcza i... mamy bolesne rozczarowanie.
- Poczekaj... Od zarzutu co do mojej przeszłości, wątpliwości do zaufania, odrzucenia za możliwość zrobienia przeze mnie krzywdy innym by ratować bliskich, dochodzisz do sugestii, że żałujesz, bo się zakochałas?
- Żałuję, że to wszystko tak boli... - zatrzymałam się na środku pokoju, gdy Igor jeszcze jak planeta wokół słońca, robił ostatnie okrążenia. - Ja ciebie nie znam... Siebie nie znam... - z głębokim wdechem zakończyłam przemówienie.
- Julia, Julia, Julia... - z kojaca delikatnością, jak magiczne zaklęcie, wypowiedział podchodząc i zamknął mnie w swoich wciąż silnych ramionach.
- Czuję jakbym była w stanie znieść wszystko i jak obojętna potrafię się stać, by ten cały bałagan porzucić. A potem? Znów boli i zwijam się jak bite zwierzę, które nie ma siły zrobić kroku do przodu.
- Posłuchaj... Obiecuję ci, że nikomu nic się nie stanie ani z mojego polecenia, ani z moich rąk. Nie sprzedaję ci kłamstw, ani wygodnych treści i nie zamierzam tego zmienić. Poza Zoja, nic i nikt związany ze mną, ci nie zagraża. Zrobię wszystko żeby trafiła za kratki, jeśli to ostatnie ostrzeżenie nią nie wstrząśnie. Kiedy to się wszystko skończy, my zaczniemy od początku. Ty ustalisz zasady, nauczysz mnie swojego świata.
- A jeśli nie dotrwam?
- Jeżeli w twoich żyłach płynie ta sama krew co w żyłach Shelly, to możesz być co najwyżej na początku poznawania własnych możliwości. W tej rodzinie nie ma słabych kobiet.
- Moja matka była słaba.
- Była chora, zerwała ze swoim pochodzeniem... To zupełnie coś innego - opierając nasze czoła o siebie, z zamkniętymi oczami, gromadziliśmy nagły spokój otoczenia. Ja oplatana ramionami męża i on z moimi dłońmi na plecach. Nawet mówiąc o watpliwosciach, powodach do dystansu wobec mężczyzny, wciąż tulilam go do siebie. Walczący rozum, rozsądek, przegrywał z ciałem, które już dawno przeszło na stronę mężczyzny. - Kocham cię... Tak mocno cię kocham... - mówił cicho, głaszcząc moje rozpuszczone włosy.
- Powtarzasz się - próbowałam wydać się zabawna.
- Być może... - Dwoma kciukami wspartymi o moje policzki uniósł nieco wyżej twarz i przylgnął ciepłym,wolnym pocałunkiem, skradajac na chwilę całe wspomnienie o tym, co złego mamy już za sobą. Oczyszczona rozmową, nie analizowałam dłużej ilości poniesionych strat. Znów poddanczo wkroczyłam w prymitywne pewnie według niektórych feministek, pożądliwe łaknienie męskiego ciała. Bo kiedy z błysku jakiejś słodkiej namiętności, przeszliśmy do szaleńczego odzierania się z ciuchów, pozostało mi tylko liczyć na to, że ściany w tym domu pochłaniają sporo dźwięków. Nie liczyłam się ani z szowinistycznymi hasłami, ani manifestami babskich parad z kategorii "wszelki testosteron na pal!". Miałam ochotę uspokoić swoje libido, zrobić dobrze mojemu mężowi i zwyczajnie w świecie w jedyny słuszny sposób, spalić zbędne kalorie.

KRUSZĄC LÓDWhere stories live. Discover now