ROZDZIAŁ 45

4.7K 474 114
                                    

- George... Tak właśnie wygląda czyściec, sąd ostateczny i miejsce moich najbliższych tortur jednocześnie - skomentowałam, gdy zajmowaliśmy pozycję na prowizorycznym parkingu na podjeździe.
- Ładniejszego opisu domu rodzinnego nie słyszałem.
-Jak poznasz moją babcię, zrozumiesz - spojrzałam wymownie na mężczyznę.
- Ale to chyba nie bardzo kameralne spotkanie - wskazał kiwnięciem głowy na gęsto wchodzących gości do środka.
- Elizabeth lubi lekki przytup.
- Nie wdałaś się w rodzinne upodobania.
- Nie i z pewnością to jej najbardziej przeszkadza. 
- Przy tylu gościach może nie mieć zbyt wiele czasu na pouczające rozmowy.
- Oj mój drogi... Ta kobieta swojego nie odpuści.
- Czemu właściwie tak się wzdrygasz na myśl o spotkaniu z własną babcią?
- Bo żyję tak, jak jej się nie podoba, a ona z kolei ma wyjątkową przyjemność głośno o tym mówić. Tym bardziej, że od poznania Igora do dzisiaj, nie została wtajemniczona. Nie poprosiłam o radę, zgodę i zgotowałam wszystkim niemałe zaskoczenie.
- Poznała w ogóle Aristowa?
- Owszem i była nim bardziej zauroczona niż ja.
- Może teraz, kiedy już jesteś wdową, okaże więcej wyrozumiałości i weźmie pod uwagę dzisiejsze okoliczności, jako łagodzące.
- Urocza wizja, ale nie sądzę... - z kwaśnym grymasem przesłałam niewerbalną opinię na ten temat. - Możemy już iść. Raczej będziemy ostatni.
- Planowałaś wkraść się niezauważona?
- Raczej po cichu, bez rozgłosu wmieszać się w tłum.
- W takim razie próbujmy. - Ochroniarz obrócił się na chwilę i życzliwie uśmiechnął na znak wsparcia. Nie zamierzałam jednak przykleić się do ściany, lub podłogi i jak człowiek pająk bez szelestu poszukać najwygodniejszego miejsca. Domyślałam się co mnie czeka i po prostu nie miałam ochoty na zawiła polemikę. Tym bardziej kiedy w zasadzie wszystko już się kończy. Gdzieś w głębi ustawiłam ostatnie wydarzenia jako długą, pełną zwrotów akcji, daleką podróż, z której wracam bogatsza o wachlarz wspomnień. Nie musiałam wcale słuchać, że nie było warto, albo ze powinnam była zapytać czy to bezpieczne. A być może właśnie uwierająca myśl rozstania, ciągnęła mój towarzyski nastrój silnie w dół.

Mimo wszystkich cieni przesuwającymi się za moimi stopami, dziś wejście do tego domu niewiele miało z dawnych obaw. Do tej pory wspomnienia związane z moją matką sprawiały, że nie lubiłam tego miejsca, choć właśnie tutaj mieszkały moje najszczęśliwsze chwile. Teraz, choć wizja panującej tu królowej przyzwoitości mojej babci mogła jeszcze wiele burzyć, ściany tego budynku obiecywały jakiś komfortowy azyl. Tak, wiem... Szukałam go od dłuższego czasu - uciekając do ciotki, do swojego mieszkania, apartamentu Karla... Trudno obiektywnie ocenić samą siebie, ale raczej nadal byłam bardzo przed. Przed swoim miejscem na ziemi, przed właściwym pomysłem na samą siebie, przed spełnieniem marzeń, o których jeszcze nie śniłam.
- Julia!!! - usłyszałam radosne powitanie zaledwie po przekroczeniu progu, gdy oddawałam jeszcze zimowy płaszcz służbie, wspierającej dzisiejsze wydarzenie.
- Sara... - Niezawodna orędowniczka moich sukcesów musiała pewnie wyczekiwać mojego przybycia. Przynajmniej szczerze cieszyła się na to spotkanie, bo bez szczególnych wprowadzeń, zacisnęła mnie w swoich nad wyraz silnych ramionach.
- Pięknie wyglądasz... - oceniłam, odsuwając się wreszcie od kobiety.
- Ja??? Mówisz o tym wzdętym brzuchu i ślizganiu się na pograniczu rozmiaru trzydzieści sześć? - z wyrzutem wskazała palcem na okolicę bioder, które według mnie niewiele przybrały.
- Dla mojego bratanka możesz i przytyć z trzydzieści kilo. Byle by mu było dobrze.
- Zobaczymy ile ci z tej mądrości zostanie, jak sama będziesz w ciąży.
- Nie będę... - szepnęłam tajemniczo do ucha kobiecie.
- Dlaczego niby? Coś nie tak z Igorem? - zapytała również szeptem.
- Rozstaliśmy się... - chłodnym spojrzeniem podkreśliłam znaczenie tych słów.
- Jak to??? - chwytając mnie pod ramię, przesunęła w bardziej ustronną część holu.
- To wszystko za bardzo się gryzie, nie pasujemy do siebie... Jestem za słaba na jego świat. Wszystko naraz...
- Pieprzysz jak na jakimś hormonalnym haju. Co konkretnie się stało? Zdradził cię? Ty znalazłaś kogoś innego? 
- Nie... To bardziej skomplikowane, ale tak czuję i nie mam wątpliwości.
- Ja czuję, że zaraz się porzygam, ale to ciąża. Ty natomiast otrząśnij się i szczerze ze sobą porozmawiaj, bo coś mi się wydaje, że znasz powody, które ubierasz w jakieś kiepskie frazesy.
- White... Wesprzyj mnie uprzejmie i przestań przesłuchiwać jak wydział narkotykowy nowojorskiej policji.
- Co jej kupiłaś? - Odpuściła i kiwnięciem głowy wskazała na trzymane przeze mnie amarantowe pudełko.
- Nie uwierzysz... - zaśmiałam się nieco gorzko.
- Słój wody święconej, żeby przepędzić z niej zło?
- Prawie...  Rosyjska ikona Świętej Trójcy Anioł Andrey Rublowa.
- Uuuuu... Wasza rodzina jest w ogóle dziwna. Karl zagorzały katolik, ty duchem Indianka i babka, która stroni od kościoła, ale biblię czyta przed snem.
- Zapomniałaś o jej wnuczce, która wyszła za członka cerkwi prawosławnej.
- I z tego co słyszę, chce się z nim rozwieść. Wam to powinni jakieś egzorcyzmy odprawić...
- Sądzę, że i ty byś się załapała - uśmiechnęłam się z ironią.
- Dobra, nie zwlekajmy. Tam już jest jakieś z siedemdziesiąt osób, z naszą ulubioną grupką nowojorskich celebrytów.
- Ismach?
- Ismach z żonką, jego rodzice, braciszek...  Na nich Elizabeth chyba działa tak samo. Chętnie zostaliby przed telewizorem w domu, ale boją się nocnych koszmarów.
- O tak, na pewno - roześmiałam się. - Martin nie pogryzł się jeszcze z Karlem?
- Teraz są tak dyplomatycznie uprzejmi wobec siebie, że aż strach pytać o sprawy prywatne. Wiesz... Są niemal równi sobie. Znikła zależność szef - pracownik i nagle Ismachowi tematów brakuje - ironizowała, gdy szłyśmy już w stronę gwarnego salonu. - A tak poważnie, dobrze że wcisnęłaś się w coś porządnego - zmierzyła mnie wymownie na moment - bo zakładam, że zostaniesz mimo wszystko główną atrakcją wieczoru.
- Nie zależy mi...
- Było trzeba nie wychodzić z tej swojej psychoterapeutycznej norki dziewczynko. Teraz wypnij pierś do przodu i zanim ustawię ci w głowie, że robisz największy błąd w życiu, odcinając się od Igora, pokaż wszystkim, że nie jesteś wątłą Julia z dramatu Szekspira.
- Marzę żeby mieć w sobie kiedyś tyle stałej pewności co ty... - spojrzałam jeszcze na moment na przyszłą bratową i z nową maską wkroczyłam w rozbawiony tłum. Dosięgając wzrokiem po chwili, stojącą w centrum posągową Elizabeth, z równie odgrywaną odwagą, podeszłam do kobiety.

KRUSZĄC LÓDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz