ROZDZIAŁ 37

5.6K 522 68
                                    

- Nie chcę wychodzić... - tulona przez Igora, który oplątywał mnie ramionami w czarnym longsleev"ie, dopijałam poranną kawę.
- Za trzy dni dolecę. - Złożył ciepły leniwy pocałunek na moim karku.
- Jak ty to wszystko organizujesz? Nie boisz się wpadki?
- Silvio świetnie wszystko planuje. Poza tym twoje przebywanie w moich apartamentach,  tłumaczy zakupy, sprzątanie... i wiele innych bardzo istotnych faktów...
- Jestem przykrywką, cudownie... Co z polami golfowymi w Toronto? Większość miejsc odwiedziłam, a te do których nie dotarłam, jeszcze funkcjonują tylko dzięki mojemu dyrygowaniu przez maila. Będę w Kanadzie, to mogłabym zajrzeć.
- Mój dobry przyjaciel je prowadzi, a teraz sezon pól zewnętrznych jest zamknięty, więc najistotniejsze sprawy są spięte. Lepiej zaplanuj Las Vegas. To nowa inwestycja i wypada, zeby właściciel pokazywał się od czasu, do czasu.
- Las Vegas?
- Tam zezon na wielkie przyjęcia nigdy się nie kończy.
- Czekaj... Mam leciec do Vegas i wskoczyć w cekinowa sukienkę?
- Dokładnie.
- Sama jak idiotka?
- Karl niech leci.
- To ja już może zaproszę Walkera. Karl ma obowiązki związane z Sarą.
- Solange Walker?
- W rzeczy samej.
- Nawet sobie nie żartuj - odsunął się, kpiąco  śmiejąc się w głos.
- Co w tym zabawnego?
- Nic. Nawet o nim nie myśl. Polecisz sama.
- Poczekaj, to interesujące. Dlaczego nie Walker?
- Bo to gnida. Wykorzystuje wszystko i wszystkich i może drugi raz niechcący oberwac w pysk.
- Spotkaliście się już na swojej drodze?
- Niestety.
- Mów, a nie zmuszasz mnie do przepytywania.
- Kiedy moja firma negocjowała z miastem umowę za tereny na pola, Walker pisał artykuły o rzekomej korupcji. Zarzucał, że bogaty Rosjanin kupuje urzędników. Wcześniej te ziemie miały pójść pod apartamwntowce, lub drogie osiedla domów jednorodzinnych. O wiele więcej miasto zyskało na umowie ze mną.
- To niezagospodarowane teoretycznie grunty w dobrej lokalizacji i z pięknym widokiem... Dużo musiałeś zapłacić.
- Sporo, ale się zwraca.
- Obiekt mieszkalny przyciągnąłby kolejne biznesy...
- O co ci chodzi? - spojrzał groźniej.
- Wiem gdzie leżą te pola i...
- Jaśniej?
- Może to tylko plotka, ale przypuszcza się, że tam jest ropa.
- Naprawdę? - z głęboką ironią zapytał.
- Przekupiles urzędników żeby przez kilka lat pobiegać za białymi pileczkami, a potem wyssac miliony spod zielonej trawy? - pytałam otwarcie z założonymi rękoma.
- Nie, nie przekupilem, a że jest tam ropa, to pewne. Cel mialem jednak inny. Gdyby zaczęto stawiać tam wysokie budynki i zaczęto robić wykopy pod fundamenty, skończyłoby się na splondrowaniu ziemi i niewiele tam by powstało. Jeziora, które są obok oberwałyby znacznie, a z uroku parków niewiele by zostało.
- Średnie motywacje jak dla kogoś takiego jak ty.
- "Jak ja"? A co to znaczy? - podszedł teraz blisko z karzacym spojrzeniem.
- Mam zwyczjanie wątpliwości, czy mówisz mi prawdę.
- Mówiłem ci, nie kłamię. Nie o wszystkim mówię, ale nie kłamię - cisnął wprost w moją twarz.
- Próbujesz mnie wystraszyc, czy ci się panowanie nad sobą skończyło? - zapytałam spokojnie, palona spojrzeniem Aristowa.
- Nie znoszę jak ktoś zarzuca mi nieuczciwośc.
- Wybacz Igor, ale sporo dałeś ku temu powodów. Jeśli o coś pytam, to chcę wiedzieć. Uczestniczę w tym i noszę twoje nazwisko. Nie chcę przepłacić tego swoim i mojej rodziny autorytetem. - Jak fontanna spokoju opływałam równowagą.
- Walker to najgorszy kierunek myśli... - odchodząc w stronę lodówki skomentował.
- Ostatni artykuł wyszedł mu nieźle.
- Pewnie ma powód, żeby być dla ciebie miłym.
- Jaki niby?
- Chce się pewnie dobrać do informacji o mnie. Tych bardziej ekscytujacych, o których zakłada, że możesz wiedzieć tylko ty.
- Na przykład o twoim dzieciństwie? - Jego niedawno rozpalone ze złości oczy, teraz pokryła spora warstwa nieprzeniknionego chłodu, które ukazał  odwracając się twarzą w moim kierunku.
- Nie wiem o czym mówisz. - Był zły i nie trudno było to dostrzec. Powrócił szybko do analizowania spożywczej zawartości.
- Brzmi jak kłamstwo.
- W takim razie nie będę o tym mówił.
- A! Czyli mogę pytać o wszystko, ale to ty wybierasz, na co odpowiadasz. Naprawdę dojrzała postawa. Zwłaszcza wobec własnej żony.
- To nie jest historia o wycieczce do Disneylandu.
- Wiem, bo ją znam. Chciałam tylko usłyszeć to od ciebie.
- Dowiedziałaś się od Clarka, to powinno ci wystarczyć.
- Nie od niego i nie z twoich dokumentów. Na mnie pora. - Zebrałam rzeczy zirytowana tą rozmową  i ruszyłam do wyjścia. Bez pożegnań i ciepłych uścisków. Zła, że wymaga ode mnie poruszania się wokół niego niemal na palcach, ograniczając swobodę, nie miałam ochoty na większą kłótnię. - I pozdrów Sare! - krzyknęłam trzymając już za klamkę drzwi. - Miło, że o niej nie zapomniałeś w tym wszystkim... - ostatnie zdanie było już stwierdzeniem do samej siebie.

KRUSZĄC LÓDWhere stories live. Discover now